poniedziałek, 31 marca 2014

Jacek Piekara "Ja Inkwizytor. Głód i Pragnienie" - Recenzja



Oto on. Inkwizytor i... bla bla bla. Ileż już razy na nowych książkach imć Piekary pojawiały się podobne opisy? Jeśli mnie pamięć nie myli, to osiem, a przed sobą mamy z kolei dziewiątą odsłonę przygód niezłomnego sługi bożego, człowieka o mężnym sercu i niezachwianej wierze. Dużo. A gdy coś, co zwie się literaturą, produkowane jest w sposób tak taśmowy, istnieje ryzyko, że jakościowo może być nie najlepiej. Oczywiście, nie jest to reguła, która zawsze ma zastosowanie, wielotomowych cykli, których poziom cały czas oscylował w okolicach bardzo wysokiego parę w końcu było, jednak w przypadku pana Piekary coś jest na rzeczy...

„Głód i Pragnienie” zawiera dwa teksty, jeden o objętości opowiadania, drugi, krótkiej powieści. Na początek dostajemy „Wiewióreczkę”. Opowiadanie traktuje o perypetiach pewnego kupca, który w wyniku nadmiernej chciwości, dostaje się w ręce mało przyjemnych ludzi, żądających od niego pieniędzy. Traf chce, że ci ludzie wynajmują Mordimera, jako gwarant odzyskania owych funduszy. Jako, że ten ma akurat chwilę wolnego od inkwizytorskich obowiązków, podejmuje się pomocy wierzycielom.
Drugi zawarty w zbiorze tekst,  to opowieść o zaginionej dziewczynie, którą nasz bohater ma odszukać. Ze względu na fakt, iż jest to córka kuzyna zwierzchnika Madderdina, sprawa jest dosyć paląca, i przy okazji nieco zagmatwana. Dość powiedzieć, że Mordimer na swojej drodze napotka przeszkody natury nie tylko przyziemnej.

O „Wiewióreczce” prawdopodobnie większość czytelników zapomni już chwilę po jej zakończeniu. Zresztą, jest to zadziwiająca cecha większości opowiadań o inkwizytorze. Czyta się je wyjątkowo szybko, ale i wylatują z pamięci nadspodziewanie łatwo. Choć ma to swoje dobre strony - gdy się do któregoś po jakimś czasie wraca, zazwyczaj bawi podobnie jak za pierwszym razem. Na przestrzeni poprzednich tomów zdarzały się jednak teksty, ewidentnie będące tzw. „zapchajdziurami”. Taka jest właśnie „Wiewióreczka”. Brak tu dobrego pomysłu, interesujących bohaterów drugoplanowych i nieco bardziej skomplikowanej intrygi.

Zdecydowanie lepsze wrażenie sprawia za to „Głód i Pragnienie”, tekst, od którego cały zbiór wziął tytuł. Bardziej rozbudowany, miał szansę, by przedstawić znacznie ciekawszą intrygę. I na tym poletku, faktycznie jest dosyć przyzwoicie. Oczywiście, nie jest to nic, czego byśmy do tej pory nie znali, lub się nie spodziewali, jednak da się też czytać bez zgrzytanie zębów. Inkwizytorskie stany średnio-wyższe. Jest tu wszystko, co charakterystyczne dla opowiadań o Madderdinie - śledztwo, zagadka, fałszywe tropy...

Pewnym mankamentem może być fakt, że znowu nie uświadczymy tu inkwizytora przy właściwej pracy. Pan MM to chyba jeden z nielicznych przedstawicieli swojego fachu, który tak rzadko ma okazję wykazać się posiadanymi, ogromnymi ponoć umiejętnościami w wydobywaniu zeznań od skruszonych (bądź nie) heretyków. Za mało tu istoty Świętej Inkwizycji. Brud i pot, owszem, pojawiają się, ale nie w taki sposób, jaki powinien być dla przedstawiciela tej konkretnej profesji typowy.

Jeśli zaś chodzi o smaczki, które autor nam serwuje, tym razem mamy okazję dowiedzieć się jak wyglądało pierwsze spotkanie Mordimera z bliźniakami. Cóż powiedzieć... Zdecydowanie lepiej było poznać historię odnalezienia i zwerbowania Kostucha. Wątek Pierwszego i Drugiego, jest bowiem zwyczajnie prościutki i wetknięty w fabułę „Głodu i Pragnienia” mocno na siłę, właśnie chyba po to, by owe „smaczki” w ogóle zaistniały.

Momentami książka sprawia wrażenie nieco przegadanej. Inkwizytor sypie jak z rękawa swoimi mądrościami na temat życia, a jakie one są, zdążyliśmy się dawno przyzwyczaić. Owszem, zawsze dobrze zapoznać się z cynicznymi przemyśleniami na temat motłochu, jednak te konkretne już znamy. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że z drugiej strony, niewiele dało się tu zrobić. Bohater jest na tyle charakterystyczny, że jakiekolwiek grzebanie w jego stylu bycia, w dodatku w prequelu, który ma w końcu pokazywać rozwijanie się dobrze znanych cech, mogłoby być zgubne.

Swój egzemplarz powieści kupiłem w formie ebooka, i tutaj należą się solidne słowa przygany Fabryce Słów. Nie, nie chodzi o jakość konwersji, z tą wszystko w porządku. Chodzi o terminy. Stosowana od niedawna praktyka, by wersja elektroniczna danej książki ukazywała się 3-4 tygodnie po premierze papierowej, jest pomysłem poronionym. Nie wiem czy ma to na celu ochronę przed ewentualnym spiraceniem produktu, czy też fabrykantom przyświecają inne cele, efekt jest w każdym razie taki, że kupujący ebooki czują się jak czytelnicy drugiej kategorii. Kto ma ukraść, i tak ukradnie, a ja chciałbym mieć możliwość zakupu w tym samym momencie, gdy premierę ma wersja w papierze. To duży minus dla wydawnictwa.

„Głód i Pragnienie” nie zaskakuje niczym. I nie wywoła dyskusji ani kontrowersji. To ten sam inkwizytor, jakiego lubią fani, i którego wyszydzają wielbiciele fantastyki ambitnej. Kto ma przeczytać, ten na pewno po tę książkę sięgnie. I dostanie to, co zwykle otrzymuje, gdy czyta o nowych perypetiach Mordimera Madderdina – dawkę bezrefleksyjnej rozrywki.

6/10

Autor: Jacek Piekara
Tytuł: Ja Inkwizytor. Głód i Pragnienie
Wydawca: Fabryka Słów
Data wydania: marzec 2014 (ebook)
Liczba stron: 352
ISBN: 978-83-7574-977-9

12 komentarzy:

  1. Mordimera uwielbiam i chętnie przyjmuję nawet jego wersję w postaci nieco odgrzanego kotleta :) CHoć jak dla mnie "Wiewióreczka" mogłaby się w ogóle nie pojawić, bo średnio przypadła mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że w tej serii nic ponad kotleta nas już nie czeka. ;)
      Choć nie powiem, z ogromnym zainteresowaniem przeczytałbym w końcu mitycznego już "Rzeźnika z Nazaretu", który staje się dla Piekary tym, czym dla Guns'n'Roses była "Chinese Democracy". ;)

      Usuń
    2. Ja od kilku lat z utęsknieniem czekam na drugi tom "Necrosis"... :)

      Usuń
    3. Patrz, ja z kolei przez pierwszy ledwo swego czasu przebrnąłem. ;)

      A jak już jesteśmy przy myśleniu życzeniowym - chętnie przyjąłbym także teksty o dalszych losach Arivalda z Wybrzeża. ;)

      Usuń
    4. Mi się pierwszy tom, z wyjątkiem ostatniej "Czerwonej mgły" (czy coś w tym stylu) czytało świetnie :)
      A do Arivalda mam ogromny sentyment, bo od niego zaczęłam spotkanie z Piekarą, więc też bym chętnie poznała jego dalsze losy :)

      Usuń
  2. A widzicie, mnie Wiewióreczka podobała się bardziej. W tytułowym napięcie rośnie i rośnie aż do nijakiego finału. Generalnie całość na plus, jako literatura do pociągu świetne, ale przecież nie ma większych aspiracji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. I taka literatura też jest bardzo potrzebna. Przynajmniej sięgając po danego autora, wiemy dobrze, czego się spodziewać. Bo co jak co, ale nie sądzę, by Piekara jeszcze kiedyś wszystkich zaskoczył, tworząc jakąś fenomenalną, wielowątkową powieść, zmuszająca do refleksji nad życiem i światem. ;)

      Usuń
    2. Jakby bliżej spojrzeć, to "Szubienicznik" jest dosyć wielowątkowy :) CHoć do refleksji mnie raczej nie zmusił...

      Usuń
    3. Przyznam szczerze, że tego akurat nie czytałem. Ale też, fakt faktem, niespecjalnie mnie do podobnych klimatów ciągnie. A jak już będę miał ochotę na tego typu rozrywkę, to wybiorę raczej Komudę. Miałem dwa spotkania z jego twórczością, i było nieźle. Co do Piekary, opinie były skrajne o tych jego "dawnych" powieściach, mnie raczej nie zachęciły do lektury.

      Usuń
  3. Dla mnie to najsłabsza część serii głównie ze względu na coraz silniejszy akcent antykościelny, który w niektórych fragmentach kompletnie burzy pewną równowagę wykreowaną w tamtym świecie pomiędzy "dobrym" inkwizytorium a "błądzącym" papiestwem i strukturą kościelną. Akcja wydaje się mi się też zbyt statyczna i brakuje choćby nawiązania do największych "tajemnic".

    OdpowiedzUsuń
  4. Po prostu zmęczenie materiału.
    Mnie martwi to, że każdego dnia może okazać się iż (czego oczywiście nie życzę) p. Piekara może na skutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności nie móc już kontynuować pisania.
    I co wtedy ? Nie dowiemy się jak się miał skonczyć cykl o Mordimerze...
    Panie Jacku - może na wszelki wypadek jakis konspekt i złożenie go w depozycie u notariusza ?

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja kończąc książkę zastanawiałam się czy do tego opowiadania będzie jakieś zakończenie i na ostatniej stronie zobaczę cdn.
    I czy ja coś przegapiłam czy czegoś nie rozumiem.
    Kiedy bliźniacy porwali Mordimera pada zdanie
    - Daliby nam, jakby nie żył (...) A ona? Pasy by z nas darła...
    Kim jest ta ONA? I czemu tak nasz Inkwizytor początkowo zainteresowany, ze strony na stronę całkowicie o NIEJ zapomniał? A wystarczyło spytać bliźniaków.
    Dla mnie opowiadanie kiepskie jak i cała książka. Gdybym wiedziała, nie kupiłabym. Do tego całkiem zniechęciłam się do kolejnych tomów- jeśli będą się pojawiać.

    OdpowiedzUsuń