niedziela, 23 lutego 2014

Orson Scott Card "Cień Endera" - Recenzja

Jak to jest z kurą i złotymi jajkami, które znosi, wie każdy. Reguła przekłada się na wszystkie praktycznie dziedziny kultury i rozrywki. Filmowcy kręcą kolejne części bestsellerowych serii, muzycy nagrywają albumy nawiązujące do ich najlepszych dokonań, a pisarze tworzą kolejne historie z bohaterami, którzy zyskali wielką popularność. Orson Scott Card nie jest w tej materii żadnym wyjątkiem. Nie dosyć, że bezpośrednio kontynuował główny cykl o Enderze, to w dodatku wpadł mu do głowy pomysł napisania serii powieści... równoległych. Pierwszą z nich jest właśnie „Cień Endera”.

Jak sugeruje już sam tytuł, Ender nie jest tym razem głównym bohaterem. Na tym stanowisku zastąpił go inny chłopiec, kształcący się do roli obrońcy ludzkości w wojnie z robalami, Groszek. Zahartowany w ciężkich warunkach, panujących na ulicach Rotterdamu, gdzie codziennie ocierał się o śmierć i musiał walczyć o przetrwanie, Groszek trafia w końcu (nie bez interwencji osób trzecich) do Szkoły Bojowej, która ma go przygotować do dowodzenia armią ludzkości, lub którymś z jej segmentów, w toczącej się w przestrzeni kosmicznej wojnie. Tutaj właśnie chłopiec poznaje Endera, u boku którego stanie do tej, wydawałoby się, beznadziejnej walki.

We wstępie do omawianej powieści Card napisał, że nie jest ważne, którą książkę przeczyta się jako pierwszą - tę, czy „Grę Endera”, gdyż każda powinna obronić się dzięki własnym zaletom. I jakkolwiek jest w tej wypowiedzi sporo prawdy, zwłaszcza we fragmencie o zaletach, tak jednak nie sposób zgodzić się, iż kolejność nie ma znaczenia. Owszem, obie uzupełniają się i zawierają  fascynujące szczegóły tej samej historii, jednak kolejność ma właśnie pierwszorzędne znaczenie. Nagrodzona Hugo i Nebulą „Gra Endera” to jedno z najwspanialszych dzieł literatury science-fiction w całej historii gatunku. Powieść skonstruowano w taki sposób, by intrygowała cały czas, jednak najlepsze zostawiono w niej na koniec. Siłą rzeczy więc, gdyby najpierw było nam dane zapoznać się z „Cieniem”, wydarzenia te byłyby nam już znane i wrażenie, jakie miały wywołać, musiałoby być niższe, gdyż pozbawione by było niespodzianki. Wbrew słowom autora, uważam zatem, że „Cień Endera” powinien być koniecznie czytany jako drugi.

Sam pomysł, by na wydarzenia z „Gry Endera” spojrzeć jeszcze raz, tylko z perspektywy innego dziecka, mógł się początkowo wydawać ordynarnym dojeniem fanów i wykorzystywaniem ich sentymentu. Innymi słowy – skokiem na kasę. Wątpliwości te mogą się jednak pojawić jedynie przed lekturą, bo z chwilą gdy wchodzimy w wykreowany przez autora świat, szybko zapominamy o zastrzeżeniach. Schemat fabularny może wydawać się nieco podobny, bo najpierw poznajemy życie Groszka na Ziemi, a później, już w placówce, jesteśmy świadkami uzyskiwania przez chłopca respektu otaczających go dzieci i dorosłych. Jednak historie obu głównych postaci „Gry” i „Cienia” są tak niezwykłe, że chyba faktycznie, obie zasłużyły na swoją własną serię.

Największe wrażenie robi zwłaszcza początkowa część powieści, gdy widzimy Groszka, walczącego o przeżycie na ulicach Rotterdamu. Pokazane tu czytelnikowi społeczności ludzkie to przede wszystkim skupiska dzieci, uliczników gromadzących się w bandy i bezlitośnie walczących jedne z drugimi. Tutaj Cardowi świetnie wyszło pokazanie całej bezwzględności życia, którego głównym celem nie jest pęd ku wygodom, ale zwykła wola przetrwania. Dążąc ku temu celowi, dzieci potrafią być nie tylko sprytne i wytrwałe, ale także bezduszne i okrutne, co błyskotliwie zobrazowano w relacji Groszka z liderem swojej grupy, „papą” Achillesem. Zresztą ta postać będzie się jeszcze w życiu chłopca przewijać i będą to spotkania wyjątkowo nieprzyjemne.

Cardowi należą się szczególne słowa uznania za to, że potrafił wycisnąć tak wiele z historii, która wydawała się już mocno wyeksploatowana. Nie tylko nie otrzymaliśmy  typowego odgrzewanego kotleta, ale interesujący już wcześniej świat, nabrał nowych kolorów, pokazując, że posiada więcej wymiarów i zakamarków, niż mogło nam się wydawać. Dopóki autor wciąż będzie tworzył tak świetne fabuły, to niech dalej pisze w znanych nam uniwersach. Jego pisarstwo to bowiem czysta jakość.

Autor: Orson Scott Card
Tytuł: Cień Endera
Tytuł oryginału: Ender's Shadow
Tłumaczenie: Danuta Górska
Wydawca: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2001
Liczba stron: 472
ISBN: 83-7255-670-9

4 komentarze:

  1. Czyli nie jest to część Ksenocydu i reszty? Bo tego nie jestem niestety w stanie czytać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, to "Gra Endera" z innej perspektywy - to chyba najlepsze określenie.
      Brzmi może mało oryginalnie i zalatuje dojeniem fanów, ale to pozory. Naprawdę dobra powieść, zwłaszcza, jeśli podobała Ci się "Gra".

      Usuń
    2. Do Ksenocydu i całej reszty trzeba po prostu dorosnąć. Kiedyś podobały mi się tak średnio, ale po jakimś czasie wróciłem i byłem zachwycony. Szkoda, że Card nie pociągnie dalej Dzieci Umysłu i spotkania z Descoladores

      Usuń
    3. "Ksenocyd" wciąż przede mną, ale taka opinia jest budująca. Już zresztą "Mówca Umarłych" pokazywał, że klimat historii się sporo zmienił, a nacisk został położony na inne rzeczy niż w "Grze Endera". Obie powieści bardzo przypadły mi do gustu, więc jestem jak najbardziej zadowolony kontynuowaniem przez Carda tego trendu zmian.

      Usuń