sobota, 8 czerwca 2013
W Ciemność. Star Trek (reż. J.J. Abrams) - Recenzja
Przyznaję się bez bicia, że nie jestem żadnym fanem Star Treka. Uniwersum znam dosyć wybiórczo, a sformułowania typu „Beam me up, Scotty”, znam tylko z tego, że były często cytowane w szeroko pojętej popkulturze. Jedyny trekowy produkt, który jest mi bardziej znany to serial „Star Trek. Następne Pokolenie”, a to głównie dlatego, że był emitowany w czasach, gdy wielkiego wyboru nie było, a seans z kolejnym odcinkiem serialu urastał do jednego z ważniejszych momentów tygodnia. Między innymi z tych powodów nie ekscytowałem się zbytnio, gdy w Hollywood zapadła decyzja, że seria dojrzała do kolejnego kinowego podejścia. Na tyle było mi to obojętne, że do dzisiaj nie obejrzałem „Star Treka” z 2009 roku. Czy był zatem sens wybierać się do kina, by obejrzeć kolejną odsłonę? Jak najbardziej.
Twórcy wprowadzają widza w historię na tyle sprawnie, że nie trzeba posiadać żadnej wiedzy na temat wydarzeń, które rozgrywały się w poprzedniej odsłonie. To o tyle ważne, że nie zniechęca widzów nowych i nie wprowadza poznawczego zamieszania. Tego, co jest istotne, dowiadujemy się w miarę szybko z ust bohaterów lub z kontekstu. Sytuacja staje się dosyć szybko bardzo klarowna, co zwiększa płynącą z seansu przyjemność.
„W Ciemności” opowiada o kolejnej misji kapitana Kirka i załogi Enterprise. Po dosyć dynamicznym początku i poznaniu zagrożenia, przed jakim staje Federacja, załoga zostaje wysłana na wrogie terytorium, by zneutralizować poczynania niejakiego Johna Harrisona, niegdyś pracującego dla Federacji, a obecnie wrogo do niej nastawionego. Rozpoczyna się festiwal perfekcyjnie zrealizowanych efektownych scen, walk, pościgów i kosmicznych starć.
Nieco mylić może tytuł filmu. Owej „ciemności” jest tu bowiem tyle, co kot napłakał. Nie jest to oczywiście żadnym poważnym zarzutem, gdyż w zamian otrzymujemy naprawdę dużo emocji i dynamicznej akcji, lecz mimo wszystko niektórzy widzowie mogą się poczuć wprowadzonymi w błąd. No, chyba że za mrocznego uznamy głównego antagonistę, którego pobudki są dalece niejasne, i który nie ma oporu przed samotną walką z wieloma przedstawicielami obcej, wojowniczej rasy, sprawiając przy okazji wrażenie dosyć brutalnego. Tym niemniej te akcenty są zbyt nikłe, by eksponować je w tak widocznym miejscu jak tytuł.
Jedną z większych zalet nowego Star Treka są jego bohaterowie. Zwłaszcza Scotty wprowadza do fabuły dużo zabawnych akcentów, bardzo tym samym rozluźniając atmosferę, (by przypadkiem nie była zbyt mroczna). Dobre wrażenie sprawia też kapitan Kirk. Ta grana przez Chrisa Pine’a postać, powinna stać się ulubieńcem przede wszystkim żeńskiej części publiczności. Przystojny i niepokorny kapitan jest bowiem także człowiekiem honorowym, a w dodatku jak z rękawa sypie luzackimi tekstami, które, co trzeba przyznać, dodają mu swoistego zawadiackiego uroku. Ma spore szanse, by stać się jednym z najbardziej interesujących bohaterów dzisiejszego rozrywkowego sci-fi. Z uwagą będę śledził jego rozwój w kolejnych odsłonach serii (a nie mam wątpliwości, że takowe powstaną, materiał jest bardzo nośny).
Czy film ma wady? Oczywiście. Przede wszystkim jest dosyć typowy. Zbyt dużych zaskoczeń podczas seansu nie uświadczymy. Akcja odbywa się według schematu: zawiązanie akcji, misja, rozwałka, w międzyczasie dochodzą też zawirowania wokół bohaterów, odkrywanie tajemnic niektórych z nich, etc. W danym momencie seansu z dużym prawdopodobieństwem trafienia możemy przewidywać co stanie się niebawem.
Poza tym nie chodzi tu o nic innego, tylko o czystą akcję. Głębszych refleksji nie stwierdzono. Oczywiście, w usta bohaterów scenarzyści wsadzili parę zdań o poświęceniu, lojalności i odwadze, jednak nie różnią się one specjalnie od setek innych, które mieliśmy okazję usłyszeć w niezliczonych filmach. W tym aspekcie nieco wybija się monolog Spocka, gdy tłumaczy dlaczego dla postronnych sprawia wrażenie istoty bez emocji. Nawet biorąc pod uwagę, że Star Trek to przede wszystkim akcja, to trochę brakuje większej ilości takich scen.
„W Ciemność. Star Trek” to idealny blockbuster na lato. Parafrazując pewien popularny tagline, gdy umysł chce odpocząć, budzi się chęć na kosmiczna przygodę. Film J. J. Abramska spełnia te wymogi doskonale, nie ma w nim zbędnych przestojów i zostawi spragnionego wrażeń widza w pełni usatysfakcjonowanego. To podręcznikowy przykład dobrej kinowej rozrywki. Otoczonej poświatą fajerwerków efektów specjalnych i okraszonej szczyptą uniwersalnego humoru.
7/10
Reżyseria: J.J. Abrams
Scenariusz: Roberto Orci, Alex Kurtzman, Damon Lindelof
Zdjęcia: Daniel Mindel
Czas trwania: 2 godz. 9 min.
Data premiery: 31 maja 2013 (Polska), 2 maja 2013 (świat)
(Recenzja dostępna jest także na serwisie Po Przecinku )
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Filmy, książki, etc które kiedyś osiągnęły sukces (komercyjny) zawsze będą łakomym kąskiem by do nich nawiązać/wrócić...
OdpowiedzUsuń