czwartek, 21 marca 2013

Michaił Achmanow "Przybysze z Ciemności. Kontratak" - Recenzja




Około osiem miesięcy po premierze pierwszego tomu space-operowego cyklu Michaiła Achmanowa, wydawnictwo Almaz prezentuje nam drugą odsłonę tej historii. Czas oczekiwania na kontynuację „Inwazji” na szczęście nie był długi, co więcej, gdy spojrzymy na odległości między premierami poszczególnych części innych cykli, można zaryzykować tezę, że jawi się on wręcz jako chwila. Najważniejsze, że książkę mamy już w rękach i możemy poznać dalszy ciąg interesującej historii kontaktu ludzi z bino faata.

Przypomnijmy, w pierwszym tomie ludzkość zetknęła się z wojowniczą obcą rasą i po przybyciu tejże na Ziemię, doszło do zbrojnego konfliktu. W jego wyniku zginęła zarówno załoga statku agresorów, jak i 40 milionów ludzi. Fabuła „Kontrataku” skupia się na wyprawie, która ma być odpowiedzią na te wydarzenia i pokazać najeźdźcom, że Ziemianie nie będą bynajmniej łatwym celem. Na czele ekspedycji staje Paul Corcoran, syn jednej z głównych bohaterek „Inwazji”. Zresztą nawiązań personalnych jest, siłą rzeczy, więcej.

Gdyby co nieco uszło czytelnikom z pamięci, na początku powieści sam autor pokrótce streszcza poprzednie wydarzenia. Taki zabieg to zdecydowanie udany pomysł i mam nadzieję, że będzie kontynuowany w kolejnych odsłonach cyklu. Bez dwóch zdań, pomaga on w lekturze, czytelnik nie musi sięgać po tom poprzedni w celu odświeżenia pamięci. Bawiąc się w myślenie życzeniowe, osobiście byłbym rad, gdyby inni autorzy stosowali w swoich cyklach podobny manewr..

Na dobrą sprawę „Kontratak” może być lekturą na jeden wieczór. 200 stron, które dostajemy do rąk, czyta się bowiem bezproblemowo i bez żadnych zgrzytów. Achmanow nie jest może mistrzem stylu, ale też obcowanie z jego pisarstwem nie powoduje bólu zębów. Ot, dobre rzemieślnictwo warsztatowe. Rzeczona objętość jest jednak także wadą powieści. Dlaczego? Otóż autor nie do końca się wysilił, jeśli idzie o stopień skomplikowania fabuły. Mówiąc kolokwialnie, jest prosta jak drut. I o ile w tomie otwierającym, bardzo dobre wrażenia sprawiały chociażby opisy relacji politycznych na Ziemi (choć przyznam uczciwie, że wówczas nie byłem do nich przekonany), które urozmaicały właściwą akcję, tak tutaj bardzo brakuje podobnych motywów, co więcej nie ma ich prawie wcale.

Przy tej całej fabularnej prostocie, trzeba jednak przyznać, że mimo iż wysilać mózgu specjalnie nie trzeba, to całość czyta się jednak płynnie. Owszem, jest to prawdopodobnie lektura, którą przed premierą trzeciego tomu będzie trzeba sobie przypomnieć, jednak nie oznacza to, że jest nic niewarta. Bo wartości rozrywkowe są ewidentne. Ciekawy opis kosmicznej bitwy, nawiązania do bohaterów „Inwazji”, czy też tempo akcji, to czynniki, które sprawią, że można poczuć ten rodzaj czytelniczej satysfakcji, który ujawnia się przy dobrej literaturze stricte rozrywkowej.

Trochę niestety kuleje kreacja bohaterów. Czegoś więcej dowiadujemy się jedynie o dwóch z nich, reszta zaś, mimo że liczna, potraktowana została po macoszemu. A było tu spore pole do popisu. Taki motyw jak wyprawa do odległego systemu gwiezdnego stwarzała możliwości do nakreślenia interesujących relacji między bohaterami zamkniętymi na jednym statku, pokazać tworzące się między nimi więzi czy też napięcia. Tego potencjału Achmanow nie wykorzystał, jednak by być uczciwym, trzeba mu oddać, że ci, na których się skoncentrował, są nakreśleni w sposób wiarygodny. Szczególnie dobrze wypada zwłaszcza postać Klausa Sybela, agenta ZSK, a zarazem przyjaciela Corcorana. Wielowymiarowość i tajemniczość, to jego największe atuty.

Rozczarować może fakt, że Achmanow nie do końca przyłożył się do opisu niezwykle podobnej do człowieka obcej rasy. Dostajemy jedynie parę strzępów informacji, na jakiej zasadzie działa ich społeczeństwo i dlaczego w ogóle weszli w konflikt z Ziemianami. A prosiło się tu o bardziej zdecydowane rozwinięcie tematu. Leżało tu wiele możliwości. Chociażby ukazanie bino faata jako swego rodzaju odbicia ludzkości i próba porównania obu ras pod względem charakterologicznym. Naprawdę, można było z tego motywu uzyskać masę interesujących refleksji.

Przy okazji lektury „Inwazji” zastanawiałem się jak potoczą się dalsze losy bohaterów. Wiedząc, że kolejne części serii będą rozciągnięte na wiele setek lat, liczyłem mimo wszystko na to, że w drugim tomie Achmanow pozwoli jeszcze Pawłowi Litwinowi pozostać w centrum wydarzeń. Polubiłem tę postać i nie chciałem się z nią tak szybko rozstawać. Stało się jednak inaczej, a Litwin zszedł już ze sceny, na którą wkroczyło następne pokolenie.

„Kontratak” wydaje się być powieścią gorszą od „Inwazji” przynajmniej o klasę. Brak tu podobnych emocji i w paru momentach dosyć mocno razi, że autor nie wykorzystał drzemiącego w tej historii potencjału. Dostaliśmy zaledwie dobrą pozycję rozrywkową, podczas gdy możliwości były o wiele większe, nawet na powieść epicką i monumentalną. Wszystko to sprawia, że całościowo „Kontratak” lekko rozczarowuje. Ale tylko lekko. Bo rozrywkę na przyzwoitym poziomie jest jednak w stanie zaoferować.

6/10

Autor: Michaił Achmanow
Tytuł: Przybysze z Ciemności. Kontratak
Tłumaczenie: Agnieszka Chodkowska-Gyurics
Wydawca: Almaz
Data wydania: luty 2013
Liczba stron: 202
ISSN: 2084-1191

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem http://szortal.com/, na nim była pierwotnie publikowana - KLIK )

14 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. To dzięki Twojemu wpisowi przypomniało mi się o wrzuceniu recenzji na bloga. Bo gotowa była już dawno temu, tylko jakoś o blogu zapomniałem. ;)

      Usuń
  2. Widzę, że ta pozycja cieszy się wśród recenzentów dobra opinia, jutro wyruszę na jej poszukiwania :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, generalnie warto się zapoznać. Nie powinieneś się zawieść.

      Ja osobiście, biorąc pod uwagę, że zarówno przy "Inwazji" jak i "Kontrataku" bawiłem się dobrze, cieszę się na myśl o kolejnych 8 tomach tej serii. :)

      Usuń
    2. Dokładnie! To s-f. przy którym człowiek spędza przyjemnie czas :D

      Usuń
    3. Potwierdzam. Bardzo dobrze się czyta.

      Usuń
  3. Pamiętam, że Lumley stosował taki manewr i zawsze zgrzytałam zębami brnąc przez kilkunastostronicowe streszczenia napisane w tonie narratora filmu dokumentalnego o fokach :p

    Z s-f się niestety nie lubimy, także... ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hyhy, rozumiem, że może to także irytować. ;) Jednakowoż gdy człowiek czyta ileś serii naraz, bywa też, że jest to wielce przydatna rzecz. Inna sprawa, że Achamow nie robi tego strasznie po chamsku. To dosyć delikatne przypomnienie. ;)

      Ps. To nie do końca typowe sf, ale jest jedna książka, która bym Ci gorąco polecał. "Gra Endera" Carda. Spróbuj to kiedyś ugryźć. ;)

      Usuń
    2. owca czytaj Endera! A jeśli nie Endera, to Diunę lub Hyperiona: trzy pozycje, przez które pokochałam s-f.

      Marek Owca może mieć trochę racji: jeśli Achmanow w każdym tomie będzie tak się nam przypominał, to dla czytelnika pochłaniającego całą serię za jednym zamachem może się to wydać lekko irytujące.
      Ale tak jak jest obecnie: czyli po przeszło pół roku od premiery pierwszego tomu taka nienachalna przypominajka jest jak najbardziej na miejscu :D

      Usuń
    3. Sil, tak powinno być dalej. Czyli tomy z podobną częstotliwością. Znaczy nie wiem, ale wnioskuję po tym, że Almaz wydaje też inne serie. Także pewnie raz to, raz tamto, i wtedy, po tych iluś tam miesiącach przypominajka się przyda. :) Choc z drugiej strony fakt, jak ktoś czyta ciągiem, to będzie to irytowało.

      I podpisuje się pod Twoimi polecankami dla owcy. Z tym, że chyba "Ender" jest z tej trójki najbardziej przystępny. Ale genialne wszystkie!

      Usuń
    4. Obecnie wydają trzy cykle, planują przynajmniej jeden, a jak się wszystko rozwinie: to już zależy od czytelników. Ja już sobie postanowiłam (i z "Kontratakiem" tak zrobiłam), że ponieważ i tak recenzuję ich książki, to zamiast brać, będę kupować. O wiele większa frajda :))I choć moje parę złotych wydawnictwa nie utrzyma, to jednak jakoś lepiej się z tym poczułam :)

      Usuń
  4. Próbowałam ugryźć Diunę, sporo się o niej nasłuchałam, niestety nie moja rzecz. A Endera zaczęłam chyba nawet kiedyś czytać (przeczytałam?) bo fabułę jakoś piąte przez dziesiąte kojarzę o.ó I będę musiała do niego wrócić, skoro tak polecacie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Długo nie potrafiłam ruszyć Diuny, i pewnie gdyby nie wyjazd z domu i brak jakiejkolwiek książki w zasięgu ręki, to nieprędko bym po Herberta sięgnęła. A tak, w ramach walki z nudą się zakochałam :)
      Ale wiem, że Diuna nie każdego przekonuje, mój znajomy, siedzący w fantastyce miał nawet do niej jakieś zarzuty (na stos z nim ;P).

      Wróć do Endera, ewentualnie spróbuj audiobooka. Ponoć świetnie zrealizowany, dobry lektor itp.

      Poczytaj też o Hyperionie. Ta książka, mimo bycia s-f, ma w sobie coś z poezji :dD

      Usuń
    2. Może to jakieś wyjście, pozbawić się możliwości ucieczki :p Dzięki za cynk o audiobooku, zobaczymy, co z tego wyjdzie.

      S-f i poezja w jednym zdaniu... to brzmi groźnie ^^

      Usuń