środa, 16 stycznia 2013
Stephen R. Donaldson "Skok w Konflikt. Skok w Wizję" - Recenzja
Po przeczytaniu notki z tylnej części okładki spodziewałem się mocno rozrywkowej space opery. Takiej, w której co chwilę jesteśmy świadkami rozgrywanych w przestrzeni kosmicznej bitew, trup ściele się gęsto, a piękna kobieta towarzyszy kosmicznym piratom w ich potyczkach i wojażach. Nie zaglądając wcześniej do żadnych recenzji i nie wiedząc o książce praktycznie nic, znając tylko wspomnianą notkę, takie prognozy były jak najbardziej uzasadnione. Tym większe było moje zaskoczenie, gdy od samego początku dostałem coś kompletnie innego. Owszem, oczekiwania minęły się z rzeczywistością, lecz zostałem w pełni usatysfakcjonowany, gdyż to, co proponuje czytelnikowi Donaldson, to coś dużo więcej niż zwykła galaktyczna przygoda.
Wznawiając „Skoki”, wydawnictwo MAG posłuchało autora, którego zdaniem pierwszy i drugi tom tej serii, powinny być wydane razem. Słowo stało się ciałem i trzeba przyznać, że jest to krok jak najbardziej uzasadniony. Bowiem historie opowiedziane w tych dwóch częściach wzajemnie się przenikają i uzupełniają - „Skok w Wizję” jest logiczną i bezpośrednią kontynuacją „Skoku w Konflikt”. Poza tym przy dosyć dużej dysproporcji objętościowej obu powieści, dziwnie by wyglądało, gdyby jeden tom był cieniutki, a drugi, niejako w opozycji, całkiem obszerny. Takie rozwiązanie jest też korzystne dla czytelnika. Ciągłość akcji jest powodem oczywistym, ale należy też wspomnieć o bardziej przyziemnej sprawie, a mianowicie, dzięki takiemu wyjściu, nie trzeba płacić za produkt dwa razy. W dzisiejszych czasach, gdy książki stają się powoli towarem luksusowym, jest to czynnik więcej niż znaczący.
Jak wygląda fabuła dwóch pierwszych „Skoków”? Sama w sobie nie jest ona zbyt skomplikowana. „Skok w konflikt” przedstawia nam historię Morny Hyland, funkcjonariuszki policyjnej, która w wyniku splotu niepomyślnych okoliczności, trafia w ręce pirata, Angusa Thermopyle'a. Dzięki wszczepieniu swojej ofierze tzw. implantu strefowego, Angus sprawia, że Morna jest mu bezgranicznie posłuszna. Jednak nawet dysponując taką przewagą, Thermopyle traci swoją więźniarkę na rzecz Nicka Succorso, innego awanturnika. Te fakty poznajemy już na początku książki, a kolejne stronice opowiadają w jaki sposób do tego wszystkiego doszło. Z kolei „Skok w Wizję” skupia się na losie Morny na statku Nicka i ich wspólnych perypetiach. Jesteśmy świadkami negocjacji z obcą rasą, a także zagłębiamy się w relacje, panujące pomiędzy członkami załogi „Kapitańskiego Kaprysu”.
Wydawałoby się, że takie tło fabularne sprzyja jednemu oczywistemu zabiegowi, a mianowicie naładowaniu do środka niesamowitej ilości akcji. Nic bardziej mylnego. Donaldson skupia się bowiem na zupełnie innym aspekcie. Dla niego najważniejsze są relacje między poszczególnymi bohaterami. A tworzy je w sposób naprawdę zajmujący. Nic nie jest jednoznaczne, a żadna z postaci kryształowa. Sytuacje, w jakich autor stawia bohaterów, są dosyć ekstremalne. Maltretowanie psychiczne, wielokrotne gwałty, relacja kat – ofiara, matczyny instynkt w reakcji na zagrożenie życia dziecka. Nie są to tematy łatwe i przyjemne i choć lektura jest przez to momentami bardzo ciężka gatunkowo, to trzeba przyznać, że Donaldson przedstawia wszystko bardzo wiarygodnie. Z kolejnymi stronami coraz bardziej poznajemy mocne i słabe strony każdego z protagonistów, jednak chyba z żadnym nie możemy się przy tym do końca utożsamić. Bo niby oczywistym powinny być uczucia solidarności z poniewieraną Morną, czy też nienawiść do brutalnego Angusa, jednak nie do końca tak jest. I to jest chyba jedna z największych zalet pisarstwa Donaldsona. Brak jednoznaczności.
Większa część akcji rozgrywa się raczej w leniwym tempie. Mimo umiejscowienia obu powieści w dosyć interesującym uniwersum, nie jest ono głównym punktem programu. Z jednej strony może to nieco rozczarowywać, ale z drugiej, taki zabieg podsyca też apetyt na lekturę kolejnych tomów. Zwłaszcza, że pod koniec „Skoku w Wizję” autor zdaje się sugerować, że w dalszych częściach czeka na czytelnika nieco więcej rozmachu, a bohaterowie uwikłani zostaną w gęstą sieć intryg, snutych przez najpotężniejsze światowe instytucje.
Co jakiś czas, pomiędzy rozdziałami, autor wtrąca krótkie przerywniki, zatytułowane „Dokumentacja Pomocnicza”. Manewr ten jawi się jako niezwykle pomocny, gdyż wyjaśnia on częściowo historię uniwersum, pokazując m.in w jaki sposób doszło do kontaktu z obcą rasą, Amnionem i dlaczego manipulacja genami stała się dla ludzkości tematem tabu. Informacje te bez dwóch zdań pomagają czytelnikowi lepiej zrozumieć świat przedstawiony, a dzięki swojej małej objętości, nie wybijają też z rytmu głównej historii.
Być może zabrakło w dwóch pierwszych „Skokach” nieco większego rozmachu. Bo mimo, że obie powieści czyta się wyśmienicie, to w paru momentach brakuje jednak nieco większej efektowności. Są momenty podczas lektury, że chciałoby się poczuć nieco więcej przestrzeni, wyjść z tej dusznej atmosfery, jaka panuje pomiędzy bohaterami, spojrzeć na wydarzenia z perspektywy mniej indywidualnej, a bardziej globalnej. Jak wspomniałem, zaczyna się tak dziać pod koniec „Skoku w Wizję” i taki stan rzeczy jest moim zdaniem dobrą prognozą przed lekturą kolejnych części tej serii.
„Skok w Konflikt” i „Skok w Wizję” to dwa doskonale uzupełniające się dzieła. Ich największą siłą (nawet mimo tego, że może to też być postrzegane jako wada) jest pokazanie w skali mikro wydarzeń, które prawdopodobnie doprowadzą do efektów w skali makro. Skupiając się na bohaterach i ich rozterkach, Donaldson potrafił sprawić, że nie tylko nie patrzymy źle na wolne tempo wydarzeń, ale wręcz nie wyobrażamy sobie innego rozwiązania. Zdecydowanie warto.
8/10
Autor: Stephen R. Donaldson
Tytuł: Skok w Konflikt. Skok w Wizję
Tytuł oryginału: The Gap into Conflict: The Real Story. The Gap into Vision: Forbidden Knowledge
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Wydawca: MAG
Data wydania: 16 listopada 2012
Liczba stron: 654
ISBN: 978-83-7480-265-9
(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - http://szortal.com/node/2387 )
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ja niestety muszę podziękować za kosmiczną fantastykę ;)... po prostu nie za bardzo do mnie przemawia ;p.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Melon
Co kto lubi. ;)
UsuńTak niesamowicie zachęcasz, że na pewno kiedyś sięgnę. W końcu SF to jest to, a do tego tak dobrze napisane na pewno mi się spodoba.
OdpowiedzUsuńZachwalam, zachwalam, a co więcej jestem prawie że pewny, że nie odejdziesz rozczarowana. :)
UsuńA skoro lubisz SF, to tym bardziej.