czwartek, 1 listopada 2012

Orson Scott Card "Mówca Umarłych" - Recenzja

„Gra Endera” była dla wielu czytelników dziełem kompletnym. Powieścią doskonałą, łączącą w sobie wciągającą fabułę, intrygujących bohaterów i uniwersalne przesłanie. W kontekście tworzenia paru tomów, tą książką Orson Scott Card powiesił sobie poprzeczkę niezwykle wysoko. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że do takiego poziomu nie da się już doskoczyć, można co najwyżej próbować. W drugiej części „Sagi Endera”, autor próbuje właśnie tego dokonać. A co najważniejsze, rezultat jest więcej niż zadowalający.

Akcja „Mówca Umarłych” dzieje się 3000 lat po wydarzeniach przedstawionych w poprzedniczce. Na jednej z planet Stu Światów, Lusitanii, odkryta zostaje nowa rasa obcych, tzw. Prosiaczki. Po poprzednich doświadczeniach z przedstawicielami innych cywilizacji, ludzkość jest tym razem bardzo ostrożna w kontaktach. Placówka badawcza na planecie jest odgrodzona murem od świata zewnętrznego, a kontakt z Prosiaczkami ściśle regulowany. Jednak, gdy po tragicznych wydarzeniach w rodzinie miejscowych naukowców, na miejsce zostaje wezwany Mówca Umarłych, Andrew Wiggin, wydarzenia stają do góry nogami a głębszy kontakt z obcymi wydaje się być tylko kwestią czasu. Jednak wypracowanie kompromisu pomiędzy obiema rasami nie będzie wcale łatwe.

To, co zawsze zachwycało w powieściach Carda, to znakomita kreacja bohaterów. Ten element pisarskiego rzemiosła autor opanował do perfekcji. Jego protagoniści zawsze są wielowymiarowi i potrafią samą siłą osobowości przykuć uwagę czytelnika, nawet gdy sama fabuła ma nieco niedostatków. To oczywiście tylko luźna uwaga, gdyż tym razem do fabuły nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Ale o tym za chwilę. Wróćmy do bohaterów. Mamy ich w „Mówcy Umarłych” całą galerię. Na samej Lusitanii uwagę czytelnika zwraca np. Novinha, miejscowa ksenobiolog. Jej postać wykreowana jest niezwykle pieczołowicie. Ukazana jako odludek, która przez małżeństwo z brutalnym mężczyzną, chce odpokutować swoje prawdziwe i wyimaginowane winy, intryguje złożonością. Jej motywy, czasem dosyć pokrętne, sprawiają wrażenie wyjątkowo uzasadnionych psychologicznie.

Jednak nie tylko ta bohaterka warta jest uwagi. Autor zaskakuje, ale i zachwyca kreacją Jane – sztucznej, prawie wszechmocnej inteligencji. Ukazana jako pomocnica Endera, nie sprawia wrażenia wyszukanego wirtualnego tworu. Traktujemy ją jako pełnoprawną i bardzo znaczącą dla fabuły bohaterkę, nawet mimo faktu, że jest postacią ledwie drugoplanową i wielu akapitów opisujących jej zachowania i przemyślenia, nie uświadczymy. Tyle ile jest, wystarczy w zupełności, by w pełni docenić jej skomplikowaną osobowość, a przy okazji kunszt Carda.

Dosyć sporym zaskoczeniem może być fabuła „Mówcy Umarłych”. Mając w pamięci wydarzenia przedstawione w „Grze Endera”, fakt, że tym razem śledzimy historię dziejącą się 3000 lat później, jest nieco szokujący. Nie trzeba jednak wiele czasu, by otrząsnąć się z tego uczucia. Co więcej, można nawet pokusić się o wniosek, że taki, a nie inny zabieg autora, wyszedł właściwie na dobre. Dzięki temu nie mamy wrażenia, że jest to typowy sequel, nastawiony na sentyment fanów do konkretnego uniwersum. Autor podniósł rękawicę i zaproponował nam historię o znanym bohaterze, lecz w bardzo odmiennych okolicznościach. Ja zdecydowanie to kupuję.

W kontekście zakończenia „Gry Endera”, podobać się może rola, jaką autor wyznaczył swojemu flagowemu bohaterowi, Enderowi, tytułowemu Mówcy Umarłych. Po raz kolejny styka się on z obcą rasą, tym razem jednak nie jest już młodym, manipulowanym kadetem szkoły wojskowej, lecz dorosłym człowiekiem, doskonale świadomym wartości wszelkiego życia. Dźwigając na barkach ciężar przeszłości, stara się ze wszystkich sił pomóc zarówno Prosiaczkom, jak i napotkanym na Lusitanii ludziom. Prowadzi to wszystko do bardzo interesujących refleksji na wiele tematów, chociażby takich jak strach przed nieznanym, czy „człowieczeństwo” i wzajemne relacje pozornie odległych kultur.

„Mówca Umarłych” to znakomita lektura i świetna kontynuacja „Gry Endera”. Czy jest od niej lepsza, czy gorsza, to już kwestia gustu każdego czytelnika. W mojej opinii zostaje jednak nieco w tyle, ale nie przez własne słabości, ale przez absolutną doskonałość pierwszego tomu.(*) Idealnym podsumowaniem tej kwestii jest zresztą prosty fakt. Obie książki zostały uhonorowane dwiema najważniejszymi nagrodami światowej fantastyki, czyli Hugo i Nebulą. I bez dwóch zdań, są to laury w pełni zasłużone, gdyż zarówno „Gra Endera”, jak i „Mówca Umarłych” to literatura najwyższych lotów, a także kanon fantastyki, którego wstyd nie znać.

(*) Siedem lat później, w 2019 roku, skłaniam się jednak ku opinii, że to kontynuacja jest powieścią lepszą, głębszą i dojrzalszą. Nadal jednak uważam, że obie książki są zwyczajnie znakomite.

Autor: Orson Scott Card
Tytuł: Mówca Umarłych
Tytuł oryginału: Speaker For The Dead
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Wydawca: Prószyński i S-ka
Data wydania: 25. 03. 2010
Liczba stron: 376
ISBN: 978-83-7648-344-3

(Recenzja dostępna jest też pod adresem -  http://szortal.com/node/2126 )

4 komentarze:

  1. Recenzje tylko naprawdę pobieżnie przejrzałam, bo chcę przeczytać niedługo, a nie chcę sobie NIC spoilerować :D Ale ocena zachęca i nastawia bardzo optymistycznie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słusznie i naukowo. :) Ta książka zasługuje na czysty umysł przed lekturą. Chociaż chyba nie ma u mnie spoilerów, tak myślę...
      Liczę, że przeczytasz całość jak skończysz, no i czekam też na Twoja opinię. ;)

      Usuń
  2. Czytałam tego autora tylko "Zaginione wrota" i średnio mi się podobały, więc chyba mimo wszystko się nie skuszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo wszystko radziłbym spróbować. Chociaż "Grę Endera".
      "Tropiciel" (mimo, że mnie akurat podszedł), to, można powiedzieć, bardziej powieść młodzieżowa. Wspomniana "Gra" to z kolei w moim odczuciu najlepsze dzieło autora, książka prawdopodobnie kompletna. W przypadku, gdyby ona Ci nie podeszła, obiecuję, że więcej namawiać nie będę. ;)

      Usuń