wtorek, 21 sierpnia 2012

Antologia "Cienie Spoza Czasu" - Recenzja



Howard Philips Lovecraft mistrzem jest i basta. To kwestia podstawowa, nie podlegająca żadnej dyskusji. Kto twierdzi inaczej, nie tylko nie ma racji, ale też z miejsca naraża się na śmieszność. Mało który pisarz wywarł bowiem tak duży wpływ nie tylko na rzeszę innych autorów, ale też na całą popkulturę. Maskotki z Wielkimi Przedwiecznymi, utwory muzyczne inspirowane lovecraftowską mitologią, gry komputerowe oparte na prozie Samotnika z Providence – teraz, lata po śmierci, Lovecraft jest ikoną. Zresztą jak najbardziej zasłużenie. Co i rusz kolejni artyści oddają mu hołd. Niedawno wpadł mi w ręce kolejny z nich. Tym razem w formie antologii opowiadań inspirowanych twórczością Amerykanina.

Zbiór „Cienie spoza czasu”, bo o nim mowa, zawiera 11 tekstów inspirowanych pisarstwem Mistrza. Większa jego część to opowiadania zagranicznych autorów, nasz kraj reprezentuje jeden twórca. Uwagę zwraca fakt, że większa część stawki to autorzy uznani i cenieni na horrorowym gruncie. Jeszcze zanim rozpoczniemy lekturę, taki stan rzeczy obiecuje, że poziom tekstów będzie wysoki. A wstęp, autorstwa S. T. Joshiego, podkreślający wartość opowiadań rozwijających koncepcje Lovecrafta i sugerujący, że prezentowane teksty takie właśnie będą, jeszcze bardziej zaostrza czytelniczy apetyt.

Już na samym początku książki dostajemy dwa opowiadania, które spokojnie można uznać przynajmniej za solidne. „Dziedziniec”, autorstwa Alana Moore'a, opowiada o śledztwie, które popchnie pewnego detektywa w ramiona dosyć specyficznych „narkotyków”. Podobać się tu może zarówno sceneria, w której toczy się akcja, jak i sam pomysł. Dosyć brudna atmosfera tylko nadaje tekstowi uroku. Poziom trzymają także „Pustkowia”, w których F. Paul Wilson przedstawia historię pary, która w dosyć prymitywnych rejonach USA, szuka źródła pochodzenia tajemniczych białych świateł. Utwór należy wyróżnić zwłaszcza za końcówkę, ciekawie opisującą zagadnienie zasłony między światami, ale też kompatybilnej z pomysłami Lovecrafta.

Kolejne teksty utrzymują wysoką ocenę zbioru. Kim Newman proponuje czytelnikowi nawiązanie do sławnego „Widma nad Innsmouth”, lecz w konwencji czarnego kryminału, doprawionego szczyptą humoru. Zabieg okazuje się być bardzo interesujący - za ten tekst autorowi należą się słowa uznania. Nie zawodzi także znany i lubiany w Polsce, Graham Masterton. On z kolei zabawia się nieco z historią i przedstawia czytelnikowi ciekawą wizję ostatnich dni wielkiego Williama Shakespeare'a. Pomysł, by pod koniec swojego życia dramatopisarz musiał zmagać się z problemem pochopnie zaciągniętego u Wielkich Przedwiecznych długu, intryguje. Przy czym, nie ma tu wrażenia absurdu, ta historia autentycznie wciąga!

O żywej powłoce, pustych trumnach i death metalowych balladach pisze Edward Lee. Dodając do lovecraftowskich motywów nieco charakterystycznej dla swojego pisarstwa dosłownej makabry, autor stworzył tekst, który także można uznać za mocny punkt antologii. Jednak prawdziwa uczta czeka na czytelnika parę stron dalej. Bowiem opowiadanie Iana Watsona to w mojej opinii, najmocniejszy punkt „Cieni Spoza Czasu”. Wszystko jest tutaj na swoim miejscu. Znakomity warsztat pisarski, intrygująca fabuła, parę zaskoczeń. Jak na swoje 30 stron, „W Labiryncie Cthulhu” zaskakuje swoistą gęstością i ciężarem gatunkowym. Nie tylko świetnie rozwija sugerowany jedynie przez Lovecrafta motyw opanowanie ziemi przez Przedwiecznych, ale także dodaje wiele od siebie, tworząc historię, która trudno wyrzucić z pamięci.


Mimo że najlepszy punkt programu mamy już za sobą, nie oznacza to jednak końca atrakcji. Kolejne opowiadania bowiem, wciąż potrafią zaintrygować. „Sekret noszony w sercu”, autorstwa Morta Castle, to tekst stylistycznie najbliższy Lovecraftowi. W mojej opinii jest to dobry zabieg. Bowiem nie samym rozwijaniem przez autorów idei żyje czytelnik. Czasem dobrze napisany tribute także przynosi sporo radości. Tak jest właśnie w tym przypadku. A historia o człowieku, który w poszukiwaniu osobistych korzyści, natyka się na zapomnianą i zakazaną wiedzę, po prostu intryguje.

Złego słowa nie sposób także powiedziec o opowiadaniach Alana Deana Fostera i Ramseya Campbella. Pierwszy świetnie przenosi mitologię Cthulhu na grunt współczesności, każąc bohaterom zmagać się z szaleńcem, żądającym sporej ilości gotówki, w zamian za brak publikacji w sieci zeskanowanego „Necronomiconu” (!) ; u drugiego z kolei, uwagę zwraca znakomite rozwinięcie motywu wrażliwości artystów na oddziaływanie pewnego zatopionego miasta. Zawsze chciałem, by jakiś pisarz wziął na warsztat to zagadnienie i w końcu się doczekałem, a co więcej jestem w pełni zadowolony z efektów. „Przyciąganie” to jeden z najmocnoiejszych punktów zbioru.

By nie było tak kolorowo, wypada wspomnieć, że dwa ostatnie opowiadania, są już nieco gorsze. Gene Wolfe niespecjalnie potrafi przykuć uwagę czytelnika do swojej historii o pożerającym dusze potworze, mającym powiązania ze starożytnym Egiptem; z kolei tekst Tomasza Drabarka, straszy chaotycznością i dosyć rozmytą główną ideą. Jednak to zaledwie dwie małe łyżeczki dziegciu w wielkiej beczce z miodem.

Wydawnictwo Dobre Historie zaserwowało wszystkim fanom (nie tylko Lovecrafta, ale i całego gatunku) niezwykle smakowite danie. Zaprezentowane teksty są dosyć różnorodne. Czasem wykręcają znane i lubiane motywy, innym razem są zgodne z koncepcjami bohatera tego hołdu. Większośc z nich ma jednak jeden wspólny mianownik. Są po prostu bardzo dobrą literaturą.

8/10

Autorzy: Alan Moore, F. Paul Wilson, Kim Newman, Graham Masterton, Edward Lee, Ian Watson, Mort Castle, Alan Dean Foster, Ramsey Campbell, Gene Wolfe, Tomasz Drabarek
Tytuł: Cienie Spoza Czasu
Wydawnictwo: Dobre Historie
Data wydania: 20 lipca 2012
Liczba stron: 344
ISBN: 978-83-63667-99-3

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu:

10 komentarzy:

  1. Uuu, moje "Cienie" czekają na mnie od Avangardy, ale trochę bałam się po nie sięgać, bo jakoś nie mogę się przekonać do opowiadań. A tu proszę, może i wyjdzie z tego całkiem syta uczta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, ja bym polecał. Mało ostatnio interesujących antologii czytałem, a tu całkiem przyjemna niespodzianka. Ciekawy jestem Twojej opinii. ;)

      Usuń
  2. Nie zaprzeczam, że Lovecraft jest ikoną (i że go uwielbiam), ale mam wrażenie, że Tolkien i Robert E. Howard - uzupełniając świętą trójcę - lepiej radzą sobie w popkulturze. Nie podam swojego przykładu, bo ja akurat jako dziecko grzebałam we wszelakich horrorach, więc siłą rzeczy i Lovecrafta poznałam, ale już moi znajomi niesiedzący w fantastyce do dziś nie wiedzą o kim mowa. A Śródziemie i Conana znają. Zastanawiam się, czy to kwestia ekranizacji.

    Być może zbiorek przeczytam, ale jak na razie o wiele bardziej chciałabym dorwać to nowe wydanie Vesper, "Zgroza w Dun­wich i inne prze­ra­ża­jące opo­wie­ści", widziałeś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, masz rację. I chyba po części jest to zasługa faktu udanych ekranizacji. Lovecraft miał w tej kwestii mniej szczęścia, dużo filmów na podstawie jego twórczości to kino klasy B (jeśli nie C). Z tych, które ja widziałem, wyróżniłbym jedynie "Dagona" (nieco zmodyfikowana interpretacja "Widma nad Innsmouth") i jeden z odcinków serialu Masters of Horror (konkretnie "Dreams in a Witch House)

      Hmmm, o tym zbiorku z Vesper, ale mnie zaciekawiłaś. Koniecznie muszę zerknąć co to za cudo i jaki będzie spis treści. ;)

      Usuń
  3. I wreszcie doczekałam się rzetelnej recenzji "Cieni". Własnego egzemplarza do tej pory nie zamówiłam, niby miałam ochotę sprawdzić co z tego wyszło, z drugiej strony za antologiami nie przepadam... i tak sobie czekałam, aż posypią się opinie ;)
    Nie dziwi mnie, że Masterton jest wśród autorów, za to jestem nieco zaskoczona tak pozytywną oceną jego tekstu. Sama omijam go od jakiegoś czasu szerokim łukiem, zwłaszcza nowsze powieści.
    Szkoda tylko, że Drabarek się nie popisał (debiut?).
    No nic, sama muszę przeczytać, zobaczymy czy przejdzie mi niechęć do zbiorów opowiadań ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam jestem zaskoczony, że opowiadanie Mastertona mi się spodobało. Do tej pory moje jedyne podejście do jego twórczości ("Studnie Piekieł") zakończyło się tym, że nie chwyciło za bardzo. Ale, jak widać, każdy potrafi czasem pozytywnie zaskoczyć. :)
      No a co do Drabarka, nie wiem, może Tobie akurat podejdzie. Sama wiesz jak to jest z gustami. ;)

      I jeszcze co do recenzji zbioru, polecam też tę - http://rybieudka.blogspot.com/2012/07/cienie-spoza-czasu-antologia-opowiadan.html

      Usuń
  4. Nie przepadam za antologiami opowiadań (za wyjątkiem Kinga i "Królestwa spokoju" Ketchuma). Jedną z ostatnich antologii, jaka wpadła mi w ręce było "11 cięć" i nie byłam zadowolona z lektury:/ Dlatego, z uwagi na moje preferencje literackie, chyba raczej nie zaryzykuję zakupu "Cieni...".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "11 Cięć" akurat nie czytałem, ale znam jej kolejną część "15 Blizn". I ona też była przeciętna. Ale niech to Cię nie zniechęca do "Cieni"! Zarówno u mnie, jak i w recenzji wyżej podlinkowanej, są "Cienie" ocenione naprawdę dobrze. A są to teksty pisane z pozycji fanów Lovecrafta. A takie osoby mają jeszcze wyższe wymagania, jeśli idzie o zbiór poświęcony twórczości autora, którego darzy się wielkim szacunkiem. To o czymś świadczy. ;)

      Usuń
  5. Miałam okazję kupić na Polconie, ale jakoś kompletnie o tym zapomniałam. Ale co nie uciecze... Na razie przede mną dwa numery Coś na progu, a więc powoli wprowadzę się w klimat :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Such a shame... Ale faktycznie, nie uciecze. ;)
      A przy lekturze "Cosiów" miej tylko na uwadze, że "Cienie" są lepsze. ;)

      Usuń