Howard Philips Lovecraft mistrzem jest i basta. To kwestia podstawowa, nie podlegająca żadnej dyskusji. Kto twierdzi inaczej, nie tylko nie ma racji, ale też z miejsca naraża się na śmieszność. Mało który pisarz wywarł bowiem tak duży wpływ nie tylko na rzeszę innych autorów, ale też na całą popkulturę. Maskotki z Wielkimi Przedwiecznymi, utwory muzyczne inspirowane lovecraftowską mitologią, gry komputerowe oparte na prozie Samotnika z Providence – teraz, lata po śmierci, Lovecraft jest ikoną. Zresztą jak najbardziej zasłużenie. Co i rusz kolejni artyści oddają mu hołd. Niedawno wpadł mi w ręce kolejny z nich. Tym razem w formie antologii opowiadań inspirowanych twórczością Amerykanina.
Zbiór
„Cienie spoza czasu”, bo o nim mowa, zawiera 11 tekstów
inspirowanych pisarstwem Mistrza. Większa jego część to
opowiadania zagranicznych autorów, nasz kraj reprezentuje jeden
twórca. Uwagę zwraca fakt, że większa część stawki to autorzy
uznani i cenieni na horrorowym gruncie. Jeszcze zanim rozpoczniemy
lekturę, taki stan rzeczy obiecuje, że poziom tekstów będzie
wysoki. A wstęp, autorstwa S. T. Joshiego, podkreślający wartość
opowiadań rozwijających koncepcje Lovecrafta i sugerujący, że
prezentowane teksty takie właśnie będą, jeszcze bardziej zaostrza
czytelniczy apetyt.
Już
na samym początku książki dostajemy dwa opowiadania, które
spokojnie można uznać przynajmniej za solidne. „Dziedziniec”,
autorstwa Alana Moore'a, opowiada o śledztwie, które popchnie
pewnego detektywa w ramiona dosyć specyficznych „narkotyków”.
Podobać się tu może zarówno sceneria, w której toczy się akcja,
jak i sam pomysł. Dosyć brudna atmosfera tylko nadaje tekstowi
uroku. Poziom trzymają także „Pustkowia”, w których F. Paul
Wilson przedstawia historię pary, która w dosyć prymitywnych
rejonach USA, szuka źródła pochodzenia tajemniczych białych
świateł. Utwór należy wyróżnić zwłaszcza za końcówkę,
ciekawie opisującą zagadnienie zasłony między światami, ale też
kompatybilnej z pomysłami Lovecrafta.
Kolejne
teksty utrzymują wysoką ocenę zbioru. Kim Newman proponuje
czytelnikowi nawiązanie do sławnego „Widma nad Innsmouth”, lecz
w konwencji czarnego kryminału, doprawionego szczyptą humoru.
Zabieg okazuje się być bardzo interesujący - za ten tekst autorowi
należą się słowa uznania. Nie zawodzi także znany i lubiany w
Polsce, Graham Masterton. On z kolei zabawia się nieco z historią i
przedstawia czytelnikowi ciekawą wizję ostatnich dni wielkiego
Williama Shakespeare'a. Pomysł, by pod koniec swojego życia
dramatopisarz musiał zmagać się z problemem pochopnie
zaciągniętego u Wielkich Przedwiecznych długu, intryguje. Przy
czym, nie ma tu wrażenia absurdu, ta historia autentycznie wciąga!
O
żywej powłoce, pustych trumnach i death metalowych balladach pisze
Edward Lee. Dodając do lovecraftowskich motywów nieco
charakterystycznej dla swojego pisarstwa dosłownej makabry, autor
stworzył tekst, który także można uznać za mocny punkt
antologii. Jednak prawdziwa uczta czeka na czytelnika parę stron
dalej. Bowiem opowiadanie Iana Watsona to w mojej opinii,
najmocniejszy punkt „Cieni Spoza Czasu”. Wszystko jest tutaj na
swoim miejscu. Znakomity warsztat pisarski, intrygująca fabuła,
parę zaskoczeń. Jak na swoje 30 stron, „W Labiryncie Cthulhu”
zaskakuje swoistą gęstością i ciężarem gatunkowym. Nie tylko
świetnie rozwija sugerowany jedynie przez Lovecrafta motyw
opanowanie ziemi przez Przedwiecznych, ale także dodaje wiele od
siebie, tworząc historię, która trudno wyrzucić z pamięci.
Mimo
że najlepszy punkt programu mamy już za sobą, nie oznacza to
jednak końca atrakcji. Kolejne opowiadania bowiem, wciąż potrafią
zaintrygować. „Sekret noszony w sercu”, autorstwa Morta Castle,
to tekst stylistycznie najbliższy Lovecraftowi. W mojej opinii jest
to dobry zabieg. Bowiem nie samym rozwijaniem przez autorów idei
żyje czytelnik. Czasem dobrze napisany tribute także przynosi sporo
radości. Tak jest właśnie w tym przypadku. A historia o człowieku,
który w poszukiwaniu osobistych korzyści, natyka się na zapomnianą
i zakazaną wiedzę, po prostu intryguje.
Złego
słowa nie sposób także powiedziec o opowiadaniach Alana Deana
Fostera i Ramseya Campbella. Pierwszy świetnie przenosi mitologię
Cthulhu na grunt współczesności, każąc bohaterom zmagać się z
szaleńcem, żądającym sporej ilości gotówki, w zamian za brak
publikacji w sieci zeskanowanego „Necronomiconu” (!) ; u drugiego
z kolei, uwagę zwraca znakomite rozwinięcie motywu wrażliwości
artystów na oddziaływanie pewnego zatopionego miasta. Zawsze
chciałem, by jakiś pisarz wziął na warsztat to zagadnienie i w
końcu się doczekałem, a co więcej jestem w pełni zadowolony z
efektów. „Przyciąganie” to jeden z najmocnoiejszych punktów
zbioru.
By
nie było tak kolorowo, wypada wspomnieć, że dwa ostatnie
opowiadania, są już nieco gorsze. Gene Wolfe niespecjalnie potrafi
przykuć uwagę czytelnika do swojej historii o pożerającym dusze
potworze, mającym powiązania ze starożytnym Egiptem; z kolei tekst
Tomasza Drabarka, straszy chaotycznością i dosyć rozmytą główną
ideą. Jednak to zaledwie dwie małe łyżeczki dziegciu w wielkiej
beczce z miodem.
Wydawnictwo
Dobre Historie zaserwowało wszystkim fanom (nie tylko Lovecrafta,
ale i całego gatunku) niezwykle smakowite danie. Zaprezentowane
teksty są dosyć różnorodne. Czasem wykręcają znane i lubiane
motywy, innym razem są zgodne z koncepcjami bohatera tego hołdu.
Większośc z nich ma jednak jeden wspólny mianownik. Są po prostu
bardzo dobrą literaturą.
8/10
Autorzy:
Alan Moore, F. Paul Wilson, Kim Newman, Graham Masterton, Edward Lee,
Ian Watson, Mort Castle, Alan Dean Foster, Ramsey Campbell, Gene
Wolfe, Tomasz Drabarek
Tytuł:
Cienie Spoza Czasu
Wydawnictwo:
Dobre Historie
Data
wydania: 20 lipca 2012
Liczba
stron: 344
ISBN:
978-83-63667-99-3
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu:
Uuu, moje "Cienie" czekają na mnie od Avangardy, ale trochę bałam się po nie sięgać, bo jakoś nie mogę się przekonać do opowiadań. A tu proszę, może i wyjdzie z tego całkiem syta uczta :)
OdpowiedzUsuńNo, ja bym polecał. Mało ostatnio interesujących antologii czytałem, a tu całkiem przyjemna niespodzianka. Ciekawy jestem Twojej opinii. ;)
UsuńNie zaprzeczam, że Lovecraft jest ikoną (i że go uwielbiam), ale mam wrażenie, że Tolkien i Robert E. Howard - uzupełniając świętą trójcę - lepiej radzą sobie w popkulturze. Nie podam swojego przykładu, bo ja akurat jako dziecko grzebałam we wszelakich horrorach, więc siłą rzeczy i Lovecrafta poznałam, ale już moi znajomi niesiedzący w fantastyce do dziś nie wiedzą o kim mowa. A Śródziemie i Conana znają. Zastanawiam się, czy to kwestia ekranizacji.
OdpowiedzUsuńByć może zbiorek przeczytam, ale jak na razie o wiele bardziej chciałabym dorwać to nowe wydanie Vesper, "Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści", widziałeś?
Tak, masz rację. I chyba po części jest to zasługa faktu udanych ekranizacji. Lovecraft miał w tej kwestii mniej szczęścia, dużo filmów na podstawie jego twórczości to kino klasy B (jeśli nie C). Z tych, które ja widziałem, wyróżniłbym jedynie "Dagona" (nieco zmodyfikowana interpretacja "Widma nad Innsmouth") i jeden z odcinków serialu Masters of Horror (konkretnie "Dreams in a Witch House)
UsuńHmmm, o tym zbiorku z Vesper, ale mnie zaciekawiłaś. Koniecznie muszę zerknąć co to za cudo i jaki będzie spis treści. ;)
I wreszcie doczekałam się rzetelnej recenzji "Cieni". Własnego egzemplarza do tej pory nie zamówiłam, niby miałam ochotę sprawdzić co z tego wyszło, z drugiej strony za antologiami nie przepadam... i tak sobie czekałam, aż posypią się opinie ;)
OdpowiedzUsuńNie dziwi mnie, że Masterton jest wśród autorów, za to jestem nieco zaskoczona tak pozytywną oceną jego tekstu. Sama omijam go od jakiegoś czasu szerokim łukiem, zwłaszcza nowsze powieści.
Szkoda tylko, że Drabarek się nie popisał (debiut?).
No nic, sama muszę przeczytać, zobaczymy czy przejdzie mi niechęć do zbiorów opowiadań ;)
Sam jestem zaskoczony, że opowiadanie Mastertona mi się spodobało. Do tej pory moje jedyne podejście do jego twórczości ("Studnie Piekieł") zakończyło się tym, że nie chwyciło za bardzo. Ale, jak widać, każdy potrafi czasem pozytywnie zaskoczyć. :)
UsuńNo a co do Drabarka, nie wiem, może Tobie akurat podejdzie. Sama wiesz jak to jest z gustami. ;)
I jeszcze co do recenzji zbioru, polecam też tę - http://rybieudka.blogspot.com/2012/07/cienie-spoza-czasu-antologia-opowiadan.html
Nie przepadam za antologiami opowiadań (za wyjątkiem Kinga i "Królestwa spokoju" Ketchuma). Jedną z ostatnich antologii, jaka wpadła mi w ręce było "11 cięć" i nie byłam zadowolona z lektury:/ Dlatego, z uwagi na moje preferencje literackie, chyba raczej nie zaryzykuję zakupu "Cieni...".
OdpowiedzUsuń"11 Cięć" akurat nie czytałem, ale znam jej kolejną część "15 Blizn". I ona też była przeciętna. Ale niech to Cię nie zniechęca do "Cieni"! Zarówno u mnie, jak i w recenzji wyżej podlinkowanej, są "Cienie" ocenione naprawdę dobrze. A są to teksty pisane z pozycji fanów Lovecrafta. A takie osoby mają jeszcze wyższe wymagania, jeśli idzie o zbiór poświęcony twórczości autora, którego darzy się wielkim szacunkiem. To o czymś świadczy. ;)
UsuńMiałam okazję kupić na Polconie, ale jakoś kompletnie o tym zapomniałam. Ale co nie uciecze... Na razie przede mną dwa numery Coś na progu, a więc powoli wprowadzę się w klimat :)
OdpowiedzUsuńSuch a shame... Ale faktycznie, nie uciecze. ;)
UsuńA przy lekturze "Cosiów" miej tylko na uwadze, że "Cienie" są lepsze. ;)