piątek, 27 lipca 2012

Nate Kenyon "Diablo III. Zakon" - Recenzja



Nie da się ukryć, że nowelizacje gier komputerowych zazwyczaj nie są literaturą najwyższych lotów. Do ich pisania nie zatrudnia się mistrzów pióra, ale raczej sprawnych rzemieślników. Skutkuje to najczęściej książką, którą trudno nazwać arcydziełem, ale która sprawdza się jako lekka lektura rozrywkowa. Seria Diablo jest tego dobrym przykładem. Całkiem interesujące uniwersum, w którym dzieje się akcja czy to tej, czy poprzednich książek, to dodatkowe ułatwienie dla autora, który musi jedynie dodać do niego w miarę przynajmniej chwytliwą fabułę. Jednak to, co wydaje się być dziecinnie proste, nie zawsze musi takie być w rzeczywistości. I tak niestety jest w przypadku powieści Nate’a Kenyona.

Fabuła „Zakonu” to na dobrą sprawę prequel komputerowej wersji Diablo III. Jej głównym bohaterem jest powszechnie znany Deckard Cain, który mimo podeszłego wieku, musi wyruszyć w daleką i męczącą podróż. Chce zapobiec kolejnemu zejściu Piekła na ziemię, którego tym razem miałby dokonać Belial. W podróży towarzyszyć będzie Cainowi pewna dziewczynka o niezwykłych mocach, a po drodze przyjdzie im stawić czoła wielu niebezpieczeństwom. Dybać na życie bohaterów będą sługi Beliala, na czele z bezwzględnym czarownikiem, zwanym Mrocznym.

Postać Deckarda Caina to ikona. Bez większej przesady można stwierdzić, że zna ją każdy, kto chociaż przelotnie zetknął się z elektroniczną rozrywką. Służący radą i pomocą innym bohaterom, zawsze imponował wiedzą i opanowaniem, lecz stał przy tym z boku wydarzeń. Tym razem jednak, to on jest główną postacią powieści. To właśnie na nim i jego misji koncentruje się fabuła. I prawdopodobnie jest to błąd. W interpretacji Kenyona, postać Caina jest bowiem niesamowicie wręcz nudna. Poza tym, że ciągle wędruje, dręczą go wspomnienia o masakrze w Tristram, której nie zdołał zapobiec. Z regularnością szwajcarskiego zegarka, mamy okazję przyjrzeć się kolejnym retrospekcjom, ukazującym te wydarzenia. Pół biedy, gdyby było to dobrze opisane. Jednak wspomnienia o Tristram nie dosyć, że nie wywołują żadnych emocji, to jeszcze są przedstawiane bardzo statycznie. W tym miejscu do fabuły powoli zaczyna wkradać się nuda, największy wróg przygodowego fantasy.

Kolejną bolączką „Zakonu” jest brak wyrazistych bohaterów. Taki Deckard chociażby, ze względu na swój wiek, raczej mało może, a jeśli posiada jakieś magiczne talenty, bardzo rzadko je pokazuje. Inną sprawą jest, że główny protagonista, który w walce z przeciwnościami posiłkuje się wydobywanymi z sakwy pergaminami z zaklęciami, wywołuje nie sympatię, ale raczej uśmiech politowania. Jak na jednego z ostatnich Horadrimów (potężnych magów, gdyby ktoś nie wiedział), Cain prezentuje się wyjątkowo mizernie.

Nie zachwyca niestety także i fabuła. Nie dosyć, że jest kompletnie liniowa, to idzie do przodu w tempie raczej ślamazarnym. Nie zawsze byłby to zarzut, jednak przy takiej a nie innej konwencji, już jest to mankament. Poza tym nie uświadczymy w niej większych zaskoczeń. Wszystko toczy się w sposób bardzo przewidywalny, co skutecznie zabija te resztki przyjemności, które mogła jeszcze w tym momencie przynieść lektura.

Maniacy świata Diablo i tak po tę książkę sięgną, chociażby ze zwykłej ciekawości i szacunku dla ulubionej marki. I chyba tylko oni będą w stanie znaleźć w tej powieści cokolwiek interesującego. Reszta zostanie przytłoczona powolnym tempem akcji, odrzucona kiepską kreacją bohaterów i zanudzona liniowością fabuły.

3/10

Autor: Nate Kenyon
Tytuł: Diablo III. Zakon
Tytuł oryginału: Diablo III. The Order
Tłumaczenie: Mateusz Repeczko
Wydawca: Fabryka Słów
Data wydania: czerwiec 2012
Liczba stron: 488
ISBN: 978-83-7574-781-2

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem http://szortal.com/, pierwotnie też na nim publikowana - http://szortal.com/node/1843 )

10 komentarzy:

  1. Tak od siebie dodam, że w powieści Cain sprawia wrażenie gościa, który nie wie, co robi w tym całym zamieszaniu - odwrotnie do gry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Nie tego się spodziewałem. Cain ma potencjał, tym razem niestety kompletnie go nie wykorzystano.

      Usuń
  2. No, nawet jakby ocena była lepsza, raczej bym po tę książkę nie sięgnęła... Wydawcy próbują tylko żerować na pieniądzach fanów gier, a za sporą kwotę otrzymujemy takie marne coś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobre podejście. Ja się skusiłem, ale teraz powinienem być już mądrzejszy i nie brać się więcej za nowelizacje gier. Chociaż kto wie co przyniesie przyszłość. Człowiek ma to do siebie, że nadzieja czasem się odradza, a z drugiej strony co książka, to książka... Bywa, że czyta się cokolwiek wpada do rąk... :)

      Usuń
  3. W dwójkę Diablo grywałam niczym autentyczny nerd, ale za książkę od początku nie chciałam się zabierać. Tak jak napisałeś, nie spodziewałam się najwyższych lotów, a recenzje tylko mnie utwierdziły. Większość z nich nie odbiega od Twojej, raczej nie ma sensu się w to pchać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nawet ostatnio pykałem w dwójkę i chyba na fali entuzjazmu skusiłem się na tę powieść. Mądry Polak po szkodzie... :)

      Usuń
  4. Nie grałam w "Diablo" - tak szczerze mówiąc to prawie w nic nie grałam, jestem taką analfabetką jeśli chodzi o gry:) A z tego, co wyczytałam w Twojej recce książka również nie jest w moim guście, więc raczej sobie odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na dobrą sprawę też nie jestem graczem. Diablo jest akurat jednym z tych nielicznych tytułów, w które grałem. ;) Dlatego rozczarowanie jest tym większe...
      A co do decyzji o odpuszczeniu... popieram. ;)

      Usuń
  5. Po książkach na podstawie gier nie spodziewam się niczego dobrego, ale i tak jak wpadnie mi w ręce "Dragon Age", to przeczytam, a co mi tam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego akurat nie czytałem, ani w to nie grałem, także podziel się wrażeniami jak już dorwiesz. ;)

      Usuń