piątek, 3 sierpnia 2012
Dariusz Domagalski "Silentium Universi" - Recenzja
Dariusz Domagalski zaczynał od krótkich, humorystycznych opowiastek, publikowanych niegdyś w magazynie Science Fiction Fantasy & Horror. Od tego czasu przebył jednak długą drogę, a dziś można rzec, że jest jednym z większych nazwisk Fabryki Słów (z jednym, jak do tej pory, skokiem w bok – do Runy). Dzięki trylogii krzyżackiej dał się poznać szerszemu gronu odbiorców. Co więcej, jego twórczość przypadła czytelnikom do gustu, gdyż krótko potem ukazały się kolejne książki autora. Tym razem, będący zdecydowanie na fali Domagalski, przedstawia nam historię, której główny wątek można zakwalifikować jako science-fiction.
W obliczu przeludnienia Ziemi, ludzkość dramatycznie potrzebuje nowego miejsca do życia. Gdy cztery lata świetlne od naszej planety, zostaje odkryty glob o idealnych do zasiedlenia warunkach, wydaje się to być wspaniałym zrządzeniem losu. Światowy Senat powołuje projekt, który ma skompletować załogę pierwszego załogowego lotu poza naszą galaktykę, w celu dokładnego zbadania planety pod kątem ewentualnej kolonizacji. Na Raj Utracony, bo tak zostaje nazwana planeta, wysłany zostaje statek „Marek Aureliusz” wraz z załogą. Jednak podróż ludzi do Raju Utraconego nie wszystkim jest w smak. W misji gwiazdolotu będzie się starał przeszkodzić kościół, który podejrzewa, że w odległej przestrzeni kosmicznej może czaić się zagłada ludzkości.
Większa część fabuły rozgrywa się na pokładzie „Marka Aureliusza”. Jedynie początkowe rozdziały mają miejsce na Ziemi i opisują ostatnie przygotowania do lotu. Taki zabieg nieść mógł ryzyko pewnej monotonii, jednak moje obawy w tej materii zostały szybko rozwiane. Dzięki konstrukcji poszczególnych rozdziałów, które są dosyć krótkie i interesującym opisom życia na statku, nie sposób odnotować jakichkolwiek przestojów fabuły. Co więcej, Domagalski nie daje swoim bohaterom chwili wytchnienia - nawet w przestrzeni kosmicznej mają co robić. By nie zdradzać zbyt wiele tym, którzy lekturę Silentium Universi mają dopiero przed sobą, wspomnę jedynie o tym, że jeden z załogantów może być sabotażystą, a jedyny poinformowany o tym członek załogi, sam nie wie kto pragnie, by „Marek Aureliusz” nie doleciał do celu.
We wstępie wspomniałem, że główny wątek powieści Domagalskiego to typowe science-fiction. I tak w istocie jest, jednak autor nie zamyka się w tym jednym gatunku. Poza s-f znajdziemy tu także elementy rodem z powieści Dana Browna. Spiskowego rodzaju mistycyzm towarzyszy czytelnikowi już od pierwszych stron, gdy tylko dowiadujemy się, że lot gwiazdolotu jest obiektem zainteresowania zarówno kościoła katolickiego, jak i satanistów. Wedle proroctw, których treść znają obie strony, po dotarciu do celu, obudzone może zostać starożytne zło, które zagrozi istnieniu ludzkości. W to wszystko zostają wplątane także wątki czysto sensacyjne i obyczajowe. Szczęśliwie, taki mix gatunków nie tylko nie wychodzi powieści na złe, ale jest jej mocną stroną, doskonale urozmaicając i tak już interesującą fabułę.
Załoganci „Marka Aureliusza” to galeria interesujących osobowości. Nie wszyscy zostali może przedstawieni równie dobrze, ale i tak nie ma na co narzekać. Za przykład wezmę dowódcę wyprawy, Huberta Zettenberga. Jest to człowiek, który starając się być twardy i odpowiedzialny w stosunku do swoich podwładnych, zmaga się jednocześnie z własną przeszłością, rozpatrując na wszystkie sposoby swoje wcześniejsze wybory. Co jednak ważne, także inni bohaterowie są interesujący. Na kolejnych stronach jesteśmy świadkami tworzenia między nimi interesujących relacji i niekiedy starć różnych charakterów. Gdy do tego dochodzi jeszcze dziwna depresja, nękająca załogę, robi się naprawdę ciekawie.
Jako, że jest to już któraś powieść autora, mógł on jeszcze bardziej doszlifować nie tylko swoje niewątpliwe zdolności w prowadzeniu akcji, ale także warstwę językową. I tak rzeczywiście jest. Książka napisana jest łatwo przyswajalnym stylem, czyta się ją bardzo szybko i sprawnie. Robi to tym większe wrażenie, że akcja nie gna przecież do przodu w jakimś niewiarygodnym tempie. Za utrzymanie uwagi i zainteresowania czytelnika przy opisie dominującego w fabule wielomiesięcznego lotu w kosmos – duży plus dla Domagalskiego.
Niedawno miałem okazję przeczytać opowiadanie autora, zamieszczone w antologii Strasznie mi się podobasz. Tekst ten kręcił się wyraźnie wokół motywów religijno-kosmicznych i pamiętam, że zrobił na mnie spore wrażenie. Miałem wtedy nadzieję, że autor wróci jeszcze do podobnych klimatów, lecz w bardziej rozbudowanej formie. Moje niewypowiedziane życzenie stało się rzeczywistością, jego najnowsza powieść porusza te wątki, lecz tym razem zdecydowanie szerzej. I co najważniejsze, czyni to w naprawdę interesujący sposób.
7/10
Autor: Dariusz Domagalski
Tytuł: Silentium Universi
Wydawca: Fabryka Słów
Data wydania: kwiecień 2012
Liczba stron: 359
ISBN: 978-83-7574-700-3
(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem http://paradoks.net.pl/, pierwotnie też na nim publikowana - http://paradoks.net.pl/read/19205 )
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zazdroszczę, że miałeś okazję przeczytac! Ocena chociaż nie najwyższa to i tak bardzo dobra, co mnie cieszy. Tym bardziej będę polowac :)
OdpowiedzUsuńNie najwyższa, ale i nie najniższa. 7/10 to jak dla mnie książka dobra. I takie jest "Silentium Universi". Generalnie warto polować. ;)
UsuńNie warto! Sorry, ale to jest niestety gniot, jakich mało. Ani to sciece, ani fiction, ani horror, ani metafizyka...
OdpowiedzUsuńDo bani!
Tu, jakby co, moja recenzja:
http://instrumentysamotnosci.blogspot.com/2012/05/polonezem-przez-galaktyke-czyli.html
Sorry za odsyłacz, ale nie ma chyba sensu, bym powielał własne słowa.
OdpowiedzUsuńSpoko.
UsuńOdpisałem też u Ciebie.
Ciekawa recenzja:) Może zapoznasz się także z moją?
OdpowiedzUsuńhttp://imunimum.blogspot.com/2012/10/silentium-universi-recenzja.html