Mimo, że nie czytałem wielu książek Carda, to te które do
tej pory poznałem, sprawiły, że zacząłem darzyć autora sporym uznaniem. Sposób
w jaki prowadzi on akcję i bohaterów w swoich powieściach jest dla mnie...
ekscytujący. Tak, to dobre słowo. Bo mimo, że czytam dosyć dużo, to jednak
rzadko która powieść potrafi tak dobrze trafić w moje gusta, jak dzieła tego
konkretnego autora. Dlatego, gdy w ofercie Prószyńskiego pojawiły się
„Zaginione Wrota”, wiedziałem, że na pewno będę chciał sprawdzić, czy w dalszym
ciągu Card potrafi wywołać we mnie tę specyficzną satysfakcję, którą daje tylko
znakomita lektura.
Główny bohater „Zaginionych Wrót” - 12-letni Danny North,
mieszka wraz ze swoją rodziną w odciętej od świata osadzie w Wirginii. Myliłby
się jednak ten, kto uważa, że to zwykli ludzie, tylko nieco bardziej stroniący
od towarzystwa innych. Bowiem prawie wszyscy członkowie rodziny Northów
opanowali pewne specyficzne umiejętności. I tak, niektórzy z nich w dziwny
sposób władają prądami powietrza, inni potrafią rozmawiać z drzewami. Innymi
słowy, są kimś, kogo można by nazwać magami. Jednak Danny'emu nie żyje się
dobrze w otoczeniu rzesz wujków, ciotek i kuzynostwa. Czuje się niepożądany w
osadzie, gdyż sam nie wykazuje najmniejszych talentów magicznych. Sytuacja
diametralnie zmienia się, gdy do osady Northów przybywa z wizytą pewna grecka
rodzina magów. Okazuje się wówczas, że Danny nie tylko posiada magiczny talent,
ale jest to przy okazji jedna z najrzadszych zdolności na świecie – umiejętność
tworzenia „wrót” i przenoszenia się z miejsca w miejsce. Szkopuł w tym, że
według ustaleń wszystkich magicznych rodzin na świecie, ten który posiada tę
zdolność, musi zostać zabity. Danny nie ma ochoty rozstawać się z życiem,
ucieka więc z rodzinnej posiadłości, zaczynając pełne przygód życie podróżnika.
Bardzo mnie ucieszyło, że Card głównym bohaterem swojej
nowej powieści uczynił 12-letniego chłopaka. Jak już miałem okazję się
przekonać, prowadzenie i kształtowanie młodych postaci, to jedna z
najmocniejszych stron jego pisarstwa. Tym razem nie jest inaczej. Danny to
dziecko inteligentne, ale też psotliwe. Jego umiejętności pozwalają mu płatać
innym psikusy, których opisy nieraz rozśmieszą czytelnika. Co najważniejsze
jednak, najbardziej interesujący jest rozwój młodego Northa. Card ukazuje jak
rozwija się jego osobowość w obliczu uzyskiwania coraz większej ilości
informacji o swoim talencie i możliwościach jego wykorzystania. Niektórych może
razić, że tak młoda osoba jest już tak oczytana i posiada bardzo solidną wiedzę
merytoryczną, ja jednak nie widzę tu żadnych sprzeczności, bowiem autor całkiem
dobrze wyjaśnił tę kwestię, gdy opisywał życie Danny'ego w osadzie. Poza samym
chłopakiem, także postaci drugoplanowe przyciągają uwagę czytelnika, tworząc
między sobą odkrywane wraz z kolejnymi stronami relacje.
Na solidną pochwałę zasługuje sposób w jaki Card połączył
wszystkie światowe religie i wierzenia i wykorzystał je w powieści. Sprowadził
je do wspólnego mianownika, wykorzystując opisywane magiczne rodziny jako
niegdysiejszych bogów, czczonych przez dawne cywilizacje, a które obecnie
straciły swój status w wyniku zamknięcia wrót do ich ojczystego świata, w
którym mogłyby się „podładować” i pozostać władcami ludzkości. Takie powiązanie
ze sobą globalnych wierzeń mogło się z początku wydawać dosyć karkołomne,
jednak w praktyce wypada to bardzo interesująco. Zamysł ten jest naprawdę
przekonujący, czytelnik nie odczuwa, że jest to tylko wymysł autora, ale ma
wrażenie, że rzeczy faktycznie mogłyby wyglądać tak, jak opisuje to Card. Te
pozory realności sprawiają, że „Zaginione Wrota” czyta się z jeszcze większą
przyjemnością.
Najważniejszą sprawą jest jednak fabuła. Gdyby opowiadana
historia nie miała mocy oczarowania czytelnika i była po prostu nudna, na nic
zdałoby się doskonałe tło i dobra kreacja bohaterów. Jednak i na tym polu Card
staje na wysokości zadania. O losach młodego Maga Wrót czytamy z nieustającym
zainteresowaniem, a kolejne sceny tylko podsycają to uczucie. Co więcej, dobrym
zamysłem autora było dodanie rozdziałów dziejących się w zaginionym dla
ziemskich magów świecie. Wydarzenia z obu planów, najpierw zupełnie oddzielne,
z czasem coraz bardziej się przenikają, by połączyć się w finale w jedną,
spójną całość. Taki zabieg sprawia, że powieść czyta się jeszcze sprawniej.
Orson Scott Card po raz kolejny opowiedział bardzo dobrą
historię. Ponownie także świetnie poprowadził młodego bohatera, sprawiając, że
niemożliwym jest mówienie o powielaniu własnych schametów. Pozostaje mieć
nadzieję, że taki stan rzeczy utrzyma się długo, a autor udowodni nam, że ta
cecha jego pisarstwa, która czyni go kimś naprawdę charakterystycznym i
wyjątkowym, długo będzie świeciła zasłużonym blaskiem.
8/10
Autor: Orson Scott Card
Tytuł: Zaginione Wrota
Tytuł oryginału: The Lost Gate
Tłumaczenie: Tomasz Wilusz
Wydawca: Prószyński i S-ka
Data wydania: 15. 05. 2012
Liczba stron: 443
ISBN: 978-83-7839-151-7
(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem http://szortal.com/, na nim też pierwotnie publikowana - http://szortal.com/node/1599 )
Dzisiaj się dorwałam do internetu, więc zamiast konstruktywnego komentarza zapraszam do siebie - wrzuciłam recenzję "Uczty Dusz" :)
OdpowiedzUsuńA jutro na spokojnie poczytam Twoje "myśli ujęte w słowa" :)
Po przeczytaniu recenzji uznałem, że Orson Scott Card musiał mocno inspirować się "Jumperem" i "SG-1" ;)
OdpowiedzUsuńTwoja recenzja, pomimo tego skojarzenia, skłoniła mnie do dopisania "Zaginionych Wrót" do listy książek wartych przeczytania.
Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz. ;)
UsuńKsiążkę czytałam już jakiś czas temu i było to moje pierwsze spotkanie z prozą Carda. Muszę powiedzieć jedno - nie na darmo nazywają go mistrzem :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie! Na cztery książki autora, jakie czytałem, żadna nie zeszła poniżej pułapu dobry/bardzo dobry. Patrząc statystycznie, wychodzi na to, że to jeden z moich ulubionych autorów. :)
UsuńZa mało go czytałam, żeby od razu nazwać go ulubionym, ale jest na dobrej drodze :) A "Tropiciela" czytałeś? Na tę książkę teraz poluję.
UsuńTeż miałem okazję i też bardzo dobra. Mniej "młodzieżowa" niż "Zaginine Wrota", bardziej zakręcona, zwłaszcza w okolicach zakończenia.
UsuńZresztą znajdziesz tu recenzję także "Tropiciela", zapraszam. ;)