piątek, 26 sierpnia 2011

Stefan Darda "Czarny Wygon: Słoneczna Dolina" - Recenzja

Już w zeszłym roku przeżyłem lekki szok, gdy patrząc na nazwiska osób nominowanych do Nagrody Zajdla, ujrzałem jedno, które kompletnie nic mi nie mówiło. Stefan Darda. Dla większości człowiek znikąd, który pojawił się na fantastyczno-horrorowym poletku zupełnie niespodziewanie. I tak samo niespodziewanie otrzymał nominację do jednej z najbardziej prestiżowych nagród w środowisku. W 2010 roku autor zaserwował nam kolejne dwie powieści, a niedawno okazało się, że i one zostały nominowane do Zajdla. Tym razem nie mogłem przejść obok tego faktu obojętnie i postanowiłem przeczytać przynajmniej jedną z nich, by wyrobić sobie własną opinię na temat twórczości pana Dardy i przekonać się, czy te nominacje to uznanie dla jego talentu pisarskiego, czy tylko niesamowita mobilizacja fanów. 


„Słoneczna Dolina” to pierwszy tom trylogii, traktującej o pewnej przeklętej miejscowości. Akcja toczy się wokół trójki bohaterów. Najważniejszym z nich jest Witold Uhmann, warszawski dziennikarz. Pewnego dnia, po przyjściu do pracy, Witold znajduje w swojej skrzynce mailowej interesującą wiadomość. Nieznany mu mężczyzna prosi dziennikarza, by ten zjawił się w Guciowie, małej wiosce na Lubelszczyźnie, w celu zbadania pewnej tajemniczej sprawy. Bohater postanawia, za przyzwoleniem przełożonego, udać się na miejsce i na własne oczy przekonać się, czy w niesamowitej historii, jaką przedstawiono w mailu, kryje się ziarenko prawy. Podczas „śledztwa” przyjdzie mu stawić czoła niesamowitym postaciom, otrzeć się o nieśmiertelne moce oraz rozwiązać zagadkę, z którą lata wcześniej nie mogła sobie poradzić policja. 

Pana Dardę, przynajmniej na okładkach jego książek, porównuje się do Stephena Kinga. Jak się można jednak spodziewać, jest to spore nadużycie, będące jedynie chwytem marketingowym i nie odzwierciedlające faktycznego stanu rzeczy. Styl pisarski autora „Czarnego Wygonu” znacząco różni się od tego, jaki prezentuje King. Ten drugi, mimo swego niezaprzeczalnego rzemieślnictwa, potrafi zaintrygować już samą konstrukcją zdania, zaczarować czytelnika i złapać go w swoją utkaną ze słów sieć, natomiast Darda tworzy zdania proste, a czasami wręcz prostackie. A skoro już o języku mowa, praktycznie każdy z bohaterów powieści mówi tak samo, nie ma wiele różnorodności. Można by ich wszystkich, bez szkody dla fabuły, zamienić miejscami i nikt by się nie zorientował. Nie sposób jednak zaprzeczyć, że dzięki wspomnianym prostym zdaniom, powieść czyta się naprawdę sprawnie i nawet jeśli nie przypadnie czytelnikowi do gustu, to przynajmniej szybko się ją skończy. 

Autor jakiś pomysł na fabułę na pewno miał, co więcej, poruszył na kartach „Słonecznej Doliny” parę interesujących kwestii. Jako przykłady wymienię motyw zmęczenia nieśmiertelnością i zagadnienie światów równoległych. Szkoda tylko, że potraktował tak ciekawe tematy za bardzo po łebkach, jedynie sygnalizując, że chce się w nie zagłębić, a w rezultacie pozostawiając je w stanie niemal surowym. Brakowało mi w tym większej głębi. 

Kolejną sprawą jest klimat. A właściwie jego brak. Do diaska, to podobno jest powieść grozy! Dlaczego w takim razie ani razu podczas lektury nie poczułem nawet lekkiego dreszczyku zaniepokojenia? Odpowiedź jest banalnie prosta – autor najwidoczniej nie potrafi zbudować subtelnego nastroju zagrożenia, tak potrzebnego w, bądź co bądź, horrorze. 

Jednakże nie można tej powieści tylko ganić. Gdy Darda przenosi czytelnika do zaginionej wioski, można w końcu poczuć zainteresowanie. Ten wątek w większej części poprowadzony jest dobrze i to jemu najbliżej do klasycznego horroru. To tutaj autor porusza też, nie rozwinięte co prawda, zagadnienie nieśmiertelności, będące jednym z jaśniejszych punktów powieści. Niestety, jest to jeden z bardzo niewielu plusów… 

A zatem wszystko jasne. „Słoneczna Dolina” jest po prostu słaba, a nominacja do Nagrody Zajdla dla powieści Stefana Dardy to niestety pomyłka. Skłaniam się ku opcji, że zarówno w zeszłym, jak i w tym roku, to fani pisarza przepchnęli te kandydatury. Bardzo wymowny jest fakt, iż podczas wyczytywania tegorocznych pretendentów, gdy trzykrotnie padało nazwisko „Stefan Darda”, sala wybuchała śmiechem. Może to znak, że pora zmienić formułę przyznawania nominacji do nagrody? Tak czy inaczej, to jest materiał na inną dyskusję. A puentą tej recenzji niech będzie stwierdzenie, iż „Słoneczną Dolinę” można przeczytać. Tylko po co? 



Autor: Stefan Darda
Tytuł: Czarny Wygon: Słoneczna Dolina
Data wydania: 2010
Wydawnictwo: Videograf II
Liczba stron: 272
ISBN: 978-83-7183-779-1


(Recenzja ukazała się pierwotnie na forum magazynu "SFFH" jako tekst konkursowy o tytule "Wioska przeklętych" - 
http://www.science-fiction.com.pl/forum/viewtopic.php?t=2699
Została opublikowana pod nickiem Chal-Chenet)

11 komentarzy:

  1. Szanowny Pani!
    żeby pisać to trzeba umieć czytać. Swoimi wypocinami obraża Pan autora oraz wszystkich czytelników.
    Przemek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanowny Panie!
      Przykro mi, że uraziłem "die hard" fana.
      Przepraszam też bardzo, że nie padam przed twórczością Pana Dardy na kolana. Niestety jednak, nie ma przed czym.

      Pozdrawiam najserdeczniej.

      Usuń
  2. Abstrahując od prywatnych gustów - sądząc po żenująco miernej jakości powyższej recenzji, niewiele osób obchodzi przed czyją twórczością Pan, Panie Marku, pada na kolana.
    Stek oklepanych jak niedzielny schabowy zwrotów, niezwykle ubogie słownictwo i konstrukcja typowa dla wypracowania średnio zdolnego gimnazjalisty nie wróży dobrze osobom, które własne wybory czytelnicze oprą na Pana poradach.
    Zanim zacznie się oceniać innych, proponuję nieco solidniej popracować nad własną edukacją.

    Pozdrawiam najserdeczniej - polonista

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uniżenie dziękuję za analizę. Zawsze dobrze usłyszeć życzliwe podpowiedzi.

      Również pozdrawiam najserdeczniej.

      Usuń
  3. Znalezione w sieci: "Marek Adamkiewicz Fan klimatów sf, fantasy i horror, głównie w formie książkowej, ale nie pogardzi też filmami. Nieznośny i leniwy w życiu prywatnym, nienawidzi tłumów na dworcu i w pociągach. Jego tolerancja dla motłochu jest dramatycznie niska. Nad wyraz ceni ciszę i spokój". Motłoch to MY CZYTELNICY? Przemek

    OdpowiedzUsuń
  4. Prawo do komentowania i oceniania czyjejś pracy szczególnie do negatywnego komentowania posiada tylko ten, który jest lepszy w owej dziedzinie lub przynajmniej dorównuje ocenianemu. Pan bloger nigdy żadnego dzieła jak mniemam nie popełnił a uzurpuje sobie prawo do obrażania „niestety” ogromnej rzeszy czytelników i fanów pióra Pana Stefana Dardy. Przykre.
    RJ

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa opinia. Oczywiście każdy ma prawo do własnej, także nie pozostaje mi nic innego, jak przyjąć ją z szacunkiem.

      Nic mi do fanów pióra Pana Stefana Dardy. Jeśli im się jego twórczość podoba, to bardzo dobrze, bo o to w końcu chodzi, by czytać to, co danej osobie sprawia przyjemność. Ja jednak nie zamierzam więcej się z ową twórczością zapoznawać. Przynajmniej w formie powieści. A skoro jestem taki anonimowy i mało warty, to tym bardziej fani nie powinni przejmować się moją bezwartościową opinią. Tym bardziej, że kolejnych prawdopodobnie nie będzie. (No, chyba, że przy okazji jakiejś antologii...) Myślę, że EOT.

      Pozdrawiam.

      Usuń
  5. Co tak słabo... tylko 4/10?! No cóż o gustach się nie dyskutuje :P. W sumie to i mi nie za bardzo odpowiadała 1 część, ale 2, czyli "Starzyzna" prześciga ją o lata świetlne...

    Pozdrawiam!
    Melon

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dwójka lepsza? Cóż, możliwe, ale chyba jestem jednak za bardzo zniechęcony, by się za nią brać. ;) Inna sprawa, że najwidoczniej nie jestem odpowiednim targetem dla literatury autora, chyba najrozsądniej będzie zatem nie męczyć ani siebie, ani fanów pisarza.

      Usuń