wtorek, 9 lipca 2024

Uniwersum DC według Neila Gaimana - Recenzja

 

Linia DC Deluxe rozrasta się w naprawdę imponującym tempie. W jej ramach ukazało się dotąd ponad pięćdziesiąt albumów, a w planach są kolejne. Prezentują one to, co w Uniwersum DC najlepsze. Takie są przynajmniej założenia, bo wiadomo, że każdy z nas nieco inaczej definiuje komiksy z cyklu „must read”. Jakkolwiek by na tę sprawę nie patrzeć, Egmont dobiera tytuły bardzo starannie. Następnym z nich jest spojrzenie na świat DC oczami Neila Gaimana, pisarza, którego kojarzy chyba każdy fan komiksów. Jak wyszło jego rendez-vous z trykotami?

Pisarstwo Gaimana jest dość specyficzne, co do tego raczej nikt nie ma żadnych wątpliwości. Anglik dużą uwagę przywiązuje do kreowania klimatu i bardzo często posiłkuje się przy tym swego rodzaju oniryzmem. Nie mówię tu tylko o „Sandmanie”, to zresztą bardzo oczywisty trop, ale echa tego Gaimanowego oderwania od rzeczywistości czuć wyraźnie również w innych pisanych przez niego dziełach. Znakomita większość czytelników odbiera to jako coś wspaniałego, ale znam kilku ludzi twierdzących, że ten zabieg jest nadużywany i stanowi w istocie wyraz przerostu formy nad treścią. Także w omawianym albumie znajdziemy ten charakterystyczny dla Brytyjczyka sznyt, wydaje się jednak, że tego komiksu raczej nie da się zaliczyć do highlightów jego bibliografii.

Zbiory opowiadań i antologie mają to do siebie, że poziom poszczególnych tekstów nie zawsze okazuje się równy. Tu jest co prawda nieco inaczej, ale niestety nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Dlaczego? Chodzi o to, że nie znajdziemy na kartach tego albumu opowieści, która zostałaby z nami na dłużej. Jako jedyna takie predyspozycje ma kończąca całość „Co się stało z zamaskowanym krzyżowcem?”, publikowana już zresztą wcześniej w Polsce. To historia o spuściźnie Nietoperza, oparta na dość ciekawym pomyśle zasadzającym się na pokazaniu pogrzebu Batmana. Gaiman zastanawia się tu nad tym, kim był zmarły dla żałobników, i czy Batman może w ogóle umrzeć. To swego rodzaju list miłosny do bohatera, choć odnoszę wrażenie, że jest to dzieło ważniejsze dla samego autora (to potwierdza zresztą posłowie) niż dla nas, odbiorców.

Pozostałe historie, które znajdziemy w tym woluminie, nie wyróżniają się specjalnie in plus, ale też trudno nazwać je niewypałami. Do mojej wrażliwości praktycznie w ogóle nie trafiły, ale z pewnością wielu czytelników uzna je za interesujące. Gaiman to zbyt duży fachura, żeby nie dać odbiorcy niczego wartego uwagi, nawet w swoich mniej udanych pracach. Co więc znajdziemy na kolejnych kartach?

Na początek autor serwuje nam krótką genezę Poison Ivy. To historyjka stosunkowo prosta, która próbuje pokazać to, jak przestępczyni wpływa na swoje ofiary. Łatwo wpada, łatwo wypada. Później dostajemy trzyczęściową opowieść o złoczyńcach z Gotham biorących udział w realizacji pewnego reportażu. Tu Gaiman napisał ledwie jeden segment i łączniki między poszczególnymi częściami, ale z uwagi na integralność narracji wydano wszystko. Cała historia nie jest niestety szczególnie porywająca i oferuje nam w zasadzie zestaw oczywistości na temat kolejnych „złoli”. Dobre wrażenie robi za to kolejny tekst, czarno-biały short, w którym widzimy Batmana i Jokera jako aktorów odgrywających role bohatera i złoczyńcy. Robią co robią z bardzo prozaicznych powodów i ten dysonans między tym a zwyczajowo podniosłym charakterem ich starć jest niewątpliwą atrakcją tego segmentu.

„Legenda o Zielonym Płomieniu” to z kolei wspólna przygoda Hala Jordana i Supermana. Ten crossover przynosi interesujący obraz ziemskiej Zielonej Latarni. Jordan zmaga się tu z własną psychiką i ma spore wątpliwości co do sensu swojej działalności. Mamy kilka ciekawych zwrotów akcji, a całość jest po prostu rzetelna, choć brak jej iskry geniuszu. To zresztą także cecha kolejnych składowych albumu. Króciak o Deadmanie to rzecz na raz, zaś opowieść o Metamorpho, stylizowana na dzieło ze Złotej Ery Komiksu, ma w sobie zbyt wiele zabawy formą, by olśnić treścią.


Nie mogę powiedzieć, żeby „Uniwersum DC według Neila Gaimana” było komiksem, do którego chciałbym kiedykolwiek powrócić. Bo mimo tego, że album ma pewną wartość, to jest to przede wszystkim wartość poznawcza. To po prostu rzecz odpowiednia dla tych czytelników, którzy chcą się przekonać, jak prezentuje się jedyny w swoim rodzaju Gaiman jako twórca przygód superbohaterów. W mojej opinii wygląda to mocno tak sobie, przede wszystkim dlatego, że brakuje na tych kartach segmentu, który zapadłby w pamięć na dłużej. Bo że jest to rzetelna robota, tego akurat nie neguję. Po prostu, szczerze mówiąc, spodziewałem się czegoś więcej.

Tytuł: Uniwersum DC według Neila Gaimana
Seria: DC Deluxe
Scenariusz: Neil Gaiman, Alan Moore, Mark Verheiden
Rysunki: Mark Buckingham, Andy Kubert i inni
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: DC Universe by Neil Gaiman, The Deluxe Edition
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Wydanie: I
Data wydania: luty 2024
Liczba stron: 224
Oprawa: twarda z obwolutą
Papier: kredowy
Format: 180 x 275 mm
ISBN: 978-83-281-6763-6

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, na którym ukazała się 08. 04. 2024).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz