sobota, 13 lipca 2024

Cyberpunk 2077. Trauma Team - Recenzja

 

Na początku był hype. Wielbiciele elektronicznej rozrywki zrobili z „Cyberpunk 2077” mesjasza gier video. Oczekiwania były ogromne. Kiedy nadszedł w końcu dzień premiery, na miliony głów wylał się kubeł zimnej wody. Presja czasu sprawiła, że produkt okazał się zwyczajnie niedopracowany. Do dzisiaj trwa wypuszczanie kolejnych łatek poprawiających działanie gry, tymczasem gdzieś na poboczu głównego wydawnictwa twórcy przygotowali całą masę tytułów i gadżetów towarzyszących. Jednym z nich jest komiks mający pogłębić eksplorację świata Night City i przybliżyć fanom inne niż przedstawione w grze rejony tej futurystycznej miejscówki.

Nadia, ratowniczka medyczna, jako jedyna wychodzi z życiem z krwawego incydentu w czasie pracy. Reszta jej zespołu ginie, a ona sama trafia na kozetkę korporacyjnego psychologa. Po tym jak ten orzeka, że dziewczyna jest w stanie powrócić do wypełniania obowiązków, Nadia mierzy się z kolejną trudną sytuacją. Klient, który wezwał na pomoc medyków, okazuje się być w gorszych opałach, niż mogłoby się wydawać. Trauma Team musi wyprowadzić go z budynku rządzonego przez gang, któremu mężczyzna bardzo mocno podpadł. Rozpoczyna się polowanie.

Do napisania pierwszego albumu „Cyberpunk 2077” zaproszono Cullena Bunna, twórcę doświadczonego i rozpoznawalnego. W Polsce znany jest chociażby za sprawą „Hrabstwa Harrow” czy „Moon Knighta”, a jego bogata bibliografia jeszcze przed premierą komiksu była dobrym prognostykiem dla tych, którzy przypuszczali, że moglibyśmy otrzymać jakąś fuszerkę. Rzecz jasna Bunn mógł odwalić pańszczyznę i skasować łatwe pieniądze, wydaje się jednak, że bardziej opłacało mu się podejść do tematu rzetelnie. I faktycznie, „Trauma Team” potwierdza, że sprawy nie zlekceważył.

Przed lekturą pierwszej odsłony komiksowego „CP 2077” trzeba wiedzieć jedno – to nie jest sztuka wyższa. Świadomość, że mamy do czynienia z wysokooktanową rozrywką jest wskazana, a oczekiwania nie powinny być zbyt wygórowane. Jeśli do sesji czytelniczej zasiądziemy z takim właśnie nastawieniem, po przewróceniu ostatniej kartki powinniśmy być przynajmniej umiarkowanie usatysfakcjonowani. W „Trauma Team” największy nacisk położono na akcję. To może być dla niektórych czytelników pewnym problemem, a to dlatego, że zwyczajnie nie jest to ten cyberpunk, który ma skłaniać do refleksji na temat przyszłości człowieczeństwa i tego jak wpływa na nas wszechobecna technologia, ale bardziej rozrywkowe oblicze tego podgatunku science fiction. Od konkretnego odbiorcy zależało będzie jak bardzo, i czy w ogóle, mu taki stan rzeczy przeszkadza.

Główna bohaterka „Trauma Team” jest nieźle wykreowana. Bunn dobrze umotywował jej zachowanie, pokazując, jak wpłynęły na nią traumatyczne (nomen omen) wydarzenia, jakich doświadczyła. To idealistka, a jej postać prawdopodobnie ma stanowić przeciwwagę dla wszechobecnej w Night City przemocy (przynajmniej taki jest wycinek świata, jaki widzimy w toku fabuły). To działa, bo Nadia zyskuje sympatię odbiorcy. Pewnym problemem są za to postacie drugoplanowe. Ewidentnie stanowią jedynie tło, żadna nie przyciąga uwagi na dłużej – towarzysze Nadii z oddziału kryją się zresztą za maskami, co sprowadza ich do mało ciekawej ludzkiej masy bez żadnych cech charakterystycznych. W przypadku fabuły typu „zabili go i uciekł” nie jest to na szczęście najważniejsze, ale fani pogłębionego rysu psychologicznego bohaterów będą zawiedzeni.

Pod względem graficznym jest naprawdę dobrze. Miguel Valderrama podszedł do pracy nad „Trauma Team” rzetelnie, oddając na deadline rysunki efektowne i bardzo dynamiczne, które mają tę znaczącą zaletę, że mimo natłoku akcji nigdy nie są chaotyczne. Podobać mogą się też momenty, w których Chilijczyk przeplata sceny dziejące się obecnie z retrospekcjami – wypadło to bardzo płynnie i przejrzyście. Widać też, że jest to komiks cyberpunkowy, kadry pełne są charakterystycznych dla gatunku gadżetów, nadających opowieści klimatu.

Pierwsza odsłona komiksowej wersji „Cyberpunk 2077” sprawia pozytywne wrażenie. Podczas lektury można się dobrze bawić, ale trzeba też pamiętać o specyfice tego tytułu. Ten krótki, czterozeszytowy album wypełniony jest po brzegi akcją, przypomina nieco film „Dredd”. Jeśli zatem lubicie tego typu klimaty, opowieść snuta przez Cullena Bunna przyniesie wam kilka chwil miłej rozrywki, która choć nie wniesie do gatunku niczego nowego ani nie dostarczy żadnego materiału do przemyśleń, może być określona jako przyjemny zabijacz czasu. Niby nic wielkiego, ale w tym przypadku mi tyle wystarczy, czekam na więcej.

Tytuł: Trauma Team
Seria: Cyberpunk 2077
Tom: 1
Scenariusz: Cullen Bunn
Rysunki: Miguel Valderrama
Kolory: Jason Wordie
Tłumaczenie: Zofia Sawicka
Tytuł oryginału: Cyberpunk 2077 Volume 1 – Trauma Team
Wydawnictwo: Egmont Polska
Wydawca oryginału: Dark Horse Books
Data wydania: kwiecień 2021
Liczba stron: 96
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
ISBN: 978-83-281-5887-0

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, na którym ukazała się 18. 05. 2021).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz