wtorek, 23 lipca 2024

Cyberpunk 2077. Blackout - Recenzja

 

Lektura kilku ostatnich „Wiedźminów” sprawiła, że zacząłem z uwagą wypatrywać komiksów sygnowanych nazwiskiem Bartosz Sztybor. Polski scenarzysta jak mało kto łączy w swoim pisarstwie wiarygodną warstwę psychologiczną z angażującą rozrywką, która potrafi dać sporo do myślenia. Połączenie tych cech nie jest spotykane zbyt często w mainstreamowym komiksie, więc gdy już się pojawia, warto je docenić. Tym razem Sztybor wziął się, nie po raz pierwszy zresztą, za bary z opowieścią ze świata gry „Cyberpunk 2077”. Sprawdźmy, czy jest równie dobrze, jak przy przygodach Geralta.

Zajmujący się naprawami serwisowymi tzw. braindansów technik staje pod ścianą, gdy okazuje się, że jego empatia sprawia mu więcej problemów, niż przynosi korzyści. Mężczyzna wpada w spiralę długów, a jego wierzycielami są wielkie firmy, które nie mają w zwyczaju nikomu odpuszczać. By wyrwać się z tej pętli, trzeba wymyślić coś specjalnego, niekoniecznie zgodnego z prawem…

Interesujący jest już sam punkt wyjścia tej historii. Oto serwisant pracujący w zajmującej się elektroniczną rozrywką korporacji zaczyna zastanawiać się nad sensem swojego zajęcia. Motyw niby mocno ograny, ale jeśli weźmie się za niego odpowiedni twórca, daje on spore możliwości urozmaicenia opowieści. W przypadku „Blackoutu” pozwoliło to na rozbudowanie protagonisty pod kątem psychologicznym – Arturo ma spore wątpliwości czy to, co robi, faktycznie przysłuża się ludziom. Moment, w którym zaczyna postrzegać siebie jako innego (nowego) rodzaju dilera, staje się przełomowy. Wie, że musi coś zrobić, żeby frustracja nie zniszczyła jego życia tak, jak technologia niszczy życie klientów, których sprzęt naprawia.

Próba rozprawienia się z miałkością roli sługusa korporacji prowadzi do ciekawych wniosków. Bohater wie, że nikt nie wyzwoli go z pętli, w którą wpadł. Jeśli chce znaleźć wyjście z patowej sytuacji, musi coś w swoim życiu zmienić. Zazwyczaj jednak nikt nie stara się wykonać stuosiemdziesięciostopniowego zwrotu, dokonując napadu na bank. Tutaj z pewnością kryło się spore ryzyko, bo motyw wydaje się naciągany. Trzeba jednak przyznać, że autor poradził sobie z tym wyzwaniem, a to za sprawą pomysłu, by wprowadzić na arenę wydarzeń kilka wyrazistych postaci, które po wejściu w interakcję z Arturo tworzą niezwykle interesujący tygiel. Każda z nich ma własne problemy, a skok staje się nie tyle sposobem na zysk, ile możliwością odcięcia się od fobii i problemów. I do tego się ograniczę, żeby nie zepsuć nikomu przyjemności z samodzielnego odkrywania sieci bardzo interesujących powiązań między bohaterami.

Sztybor w bardzo ciekawy sposób komentuje na kartach tego komiksu kwestię rzeczywistości, czy też tego, co jako rzeczywistość postrzegamy. W mocno stechnicyzowanym świecie jedną z najbardziej pożądanych rzeczy jest możliwość ucieczki od codzienności, w której jesteśmy nieustannie obserwowani, rejestrowani i kontrolowani. Przed tym wszystkim można uciec jedynie w iluzję. Ludzie chcą zmienić swoje życie, stać się kimś innym, niż są i oderwać się od problemów codzienności. Realizacja tych pragnień jest jednak bezwzględnie monetyzowana przez korporacje, potrafiące wyczuć zysk absolutnie wszędzie. Taki obraz świata jest bardzo sugestywny, ale z pewnością także mocno niepokojący, bo choć nadal wszystko mieści się w ramach pojęcia science fiction, to rzecz robi się realna, zwłaszcza kiedy spojrzymy na kierunki rozwoju dzisiejszej technologii. To daje „Blackoutowi” sporą siłę rażenia.

Początkowo dosyć trudno było mi wsiąknąć w ilustracje. Są bardzo specyficzne, myślę, że odpowiednim słowem na określenie stylu Roberto Ricciego jest „rozedrgany”. Kadrom towarzyszy pozorny wizualny chaos, który dobrze podkreśla swoisty narkotyczny charakter braindansów. Kiedy jednak człowiek przywyknie do tego stylu (a dzieje się to szybciej, niż przypuszczałbym początkowo), wtedy wszystko „siada”. Inna sprawa, że do tej opowieści chyba nie pasowałoby nic bardziej realistycznego.

„Blackout” potwierdza, że Bartosz Sztybor nadal znajduje się na twórczej fali wznoszącej – kolejny pisany przez niego komiks okazuje się niezwykle interesującym czytelniczym doświadczeniem. Połączenie rozrywki i refleksji, jakie nam zaserwował, jest naprawdę świetnie wyważone i stanowi potwierdzenie, że na komiksowym poletku trudno w tej chwili o autora będącego w lepszej formie. Mam nadzieję, że jeszcze przez długi czas Sztybor będzie pisał na podobnym poziomie, bo do mnie jego przekaz i styl trafiają idealnie.

Seria: Cyberpunk 2077
Tytuł: Blackout
Tom: 6
Scenariusz: Bartosz Sztybor
Rysunki: Roberto Ricci
Kolory: Fabiana Mascolo
Tłumaczenie: Marcin Zwierzchowski
Tytuł oryginału: Cyberpunk 2077: Blackout
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Dark Horse Books
Data wydania: kwiecień 2024
Liczba stron: 104
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: kredowy
Format: 165 x 255
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-6678-3

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, na którym ukazała się 28. 05. 2024).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz