piątek, 23 lutego 2024

Star Wars. Han Solo i Chewbacca. Za milion kredytów. Część 1 - Recenzja

 

Natura tytułów ze świata „Star Wars” jest taka, że są nastawione przede wszystkim na łatwo przyswajalną rozrywkę. To fakt, nie opinia. Czasami jest w tym coś więcej (oryginalne filmy, kilka znakomitych książek i komiksów), ale najczęściej raczej nie. I spoko. Najważniejsze, żeby ta rozrywka była napisana/nakręcona (niepotrzebne skreślić) fachowo i z tak zwanym jajem, żeby kolejne  książki/filmy czytało się lub oglądało z przyjemnością. Ostatnio były z tym niemałe problemy (że wspomnę tylko o fatalnym „Epizodzie IX”), jednak literackie odgałęzienie marki trzyma zazwyczaj przyzwoity poziom. Czy tak jest także w przypadku najnowszego komiksu z serii? Let’s see!

Han Solo i Chewbacca wykonują zlecenie dla Jabby. Robota ma być szybka, łatwa i dobrze opłacona, sęk w tym, że w życiu nigdy nic nie idzie tak, jak trzeba. Najpierw Solo zostaje zmuszony do współpracy z Greedo, a później misja zaczyna się coraz bardziej komplikować. Nie dosyć, że włamywacze napotykają na swojej drodze kogoś, kogo się zupełnie nie spodziewali, to złamanie sejfowego szyfru wcale nie musi oznaczać zakończenia zlecenia.

Nie bez powodu postaci pokroju Luke’a Skywalkera, Obi-Wana Kenobiego czy Dartha Vadera co rusz powracają w kolejnych dopiskach do ciągle rozrastającego się Expanded Universe. Czytelnicy dobrze je znają i na przestrzeni lat bardzo je polubili, a nawet otoczyli swoistym fanowskim kultem. Dlatego to właśnie o ich przygodach chcą czytać także teraz, kilka dekad po tym, jak pierwszy raz pojawiły się na kosmicznej scenie na deskach „Star Wars”, kiedy mogłoby się wydawać, że w temacie powiedziano już wszystko. Ale czy rzeczywiście? Chęć eksploracji losów znanych postaci jest nadal żywa, pokazuje to także pierwsza odsłona „Za milion kredytów”.

Głównym bohaterem jest tu Han Solo. Scenarzysta, nie ma co ukrywać, nie wysila się specjalnie w kreśleniu jego rysu psychologicznego. Znany awanturnik jest po prostu łotrzykiem, który często obchodzi prawo, a jego celem jest wykonanie misji i przeżycie. Nie uświadczymy tu zbyt wielu moralnych dylematów zmieniających nasze postrzeganie szmuglera, ale też nie o to chodzi. Czasami najlepiej zbytnio nie modyfikować wizerunku, z którego dany bohater słynie. I tak właśnie dzieje się w tym przypadku. Guggenheim nie stara się naprawić czegoś, co wcale nie jest zepsute. I za to należą mu się pochwały, bo nie każdy w takiej sytuacji umie powstrzymać się przed dodaniem czegoś niepotrzebnego od siebie. Solo jest tu pokazany jako całkiem w sumie sympatyczny, ale i nieprzesadnie skomplikowany facet, który ma w sobie specyficzny urok.

Omawiany komiks w samych swoich założeniach oparty jest w znacznej mierze na akcji i muszę przyznać, że została poprowadzona naprawdę fachowo. Na kolejnych kartach nie ma miejsca na nudę, właściwie cały czas coś się dzieje. Czy to dobrze? Zdania będą zapewne podzielone, ja uważam, że w tym konkretnym przypadku oczekiwanie czegoś więcej byłoby naiwnością. Może jeśli ktoś inny stałby na pierwszym planie, wtedy owszem, ale Han? To wręcz synonim wartkiej akcji. I to właśnie on jest tu główną atrakcją. Brakuje mi tylko jakichś chwytliwych „one linerów” padających z ust protagonisty.

Powiem szczerze, „Za milion kredytów” jest komiksem, który potrafi dać czytelnikowi kilka chwil całkiem sympatycznej lektury, jednak wolałem, kiedy opowieści tego typu (tj. „szybkoczytelne” i bez większych ambicji) ukazywały się na kartach magazynu „Star Wars Komiks”. Objętościowo wychodziło podobnie, ale cenowo było już nieporównywalnie przyjemniej dla portfela. Cóż, najwidoczniej „tanio już było” i jeśli jest się fanem jakiejś popkulturowej marki (a w przypadku większości geeków nie kończy się na jednej), trzeba wysupłać trochę zaskórniaków, żeby móc cieszyć się z legalnego obcowania z ulubionymi bohaterami.

Rysunki są… w porządku. David Messina dobrze zna się na swoim fachu i na łamach „Za milion kredytów” prezentuje bardzo przejrzysty styl, który choć nie jest szczególnie olśniewający, to po prostu pasuje do akcyjnego scenariusza. Ilustracje są dynamiczne i tak samo skadrowane – w tym przypadku więcej do szczęścia mi nie potrzeba. Warto też zerknąć na koniec albumu – na dwóch stronach zamieszczono miniaturki alternatywnych okładek. Jak na moje oko kilka z nich jest naprawdę ładnych, szkoda, że nie wydrukowano ich w nieco większym formacie.

Pierwszy tom serii prezentującej przygody Hana Solo i jego włochatego kompana wypada w ostatecznym rozrachunku całkiem nieźle. Raczej nie będzie przez nikogo zaliczany do highlightów uniwersum, ale też na pewno nie przynosi mu żadnej ujmy. Jest to dokładnie taki album, jakiego mogliśmy się spodziewać – akcyjny, z łotrzykowskim sznytem, w którym autor stawia nacisk przede wszystkim na rozrywkę (odmieniam dzisiaj to słowo przez wszystkie przypadki, wiem). Jeśli to wam wystarczy, lektura powinna być satysfakcjonująca.

Seria: Star Wars
Tytuł: Han Solo & Chewbacca. Za milion kredytów
Tom: 1
Scenariusz: Marc Guggenheim i inni
Rysunki: David Messina i inni
Kolory: Alex Sinclair i inni
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Tytuł oryginału: Star Wars: Han Solo & Chewbacca - The Crystal Run Part One; Life Day
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: wrzesień 2023
Liczba stron: 160
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: kredowy
Format: 165 x 255
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-5693-7

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, na którym ukazała się 17. 10. 2023).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz