poniedziałek, 27 listopada 2023

Czarny Młot. Odrodzenie. Część 2 - Recenzja

 

Kiedy czytałem początkowe tomy „Czarnego Młota”, nawet przez myśl mi nie przeszło, że tytuł rozrośnie się ostatecznie do sporych rozmiarów serii. Tymczasem Egmont zaprezentował nam już trzynaście części, a to wcale nie koniec – następne tylko czekają na wydanie. Czy to dobra rzecz? Jedni powiedzą, że tak, bo uniwersum pokazuje co chwilę nowe oblicze i odsłania kolejne fabularne tajemnice. Znajdą się też tacy czytelnicy, którzy stwierdzą, że ta nadprodukcja rozmywa tylko porywający pomysł wyjściowy. Gdzie leży prawda? Jak zwykle w takich przypadkach – gdzieś pośrodku, a wydana właśnie druga część „Odrodzenia” dostarczy argumentów zwolennikom obu teorii.

Nad Spiral City nadciągnęło zagrożenie o prawdziwie kosmicznej skali. Zderzenie dwóch światów wydaje się nieuniknione. Zażegnać niebezpieczeństwo spróbuje Czarny Młot na spółkę ze Skulldiggerem. Na miejscu pojawia się również Pułkownik Weird, który choć nie stoi w centrum wydarzeń, może mieć na nie znaczący wpływ.

Kiedy Jeffowi Lemire’owi naprawdę się chce i kiedy nie odwala pańszczyzny (a to mu się niestety czasami zdarza), jego komiksy potrafią bardzo mocno chwycić za serce. „Czarny Młot” jest na szczęście projektem autorskim – za tym idzie z kolei większe prawdopodobieństwo tego, że to co dostaniemy, zapadnie nam w pamięć. Tak było z rewelacyjnymi początkowymi tomami „Młota” i jednym czy dwoma jego spin-offami. Z kolei „Odrodzenie” początkowo jawiło się jako dodatek niespecjalnie potrzebny, pierwsza część rozwiała jednak wątpliwości co do jego jakości. I w sumie podobnie rzecz ma się z tomem numer dwa.

Kanadyjczyk ponownie podzielił narrację na dwie linie czasowe. Samo w sobie nie jest to nic szczególnie innowacyjnego, ale zabieg zastosowany został ze sporym znawstwem, co pozwoliło szerzej spojrzeć na prezentowane wydarzenia i poznać kontekst kolejnych scen dziejących się w teraźniejszości, a co za tym idzie, lepiej wniknąć w motywację protagonistów. To się chwali, bo dzięki temu Lemire buduje naszą więź z bohaterami, którzy choć noszą kostiumy, sprawiają wrażenie osób z krwi i kości, których problemy jesteśmy w stanie zrozumieć. A takie zawieszenie niewiary co do ich poczynań jest dla mnie wyraźnym znakiem, że komiks napisano dobrze.

Sposobem Lemire’a na utrzymanie uwagi czytelnika w kolejnym tomie „Czarnego Młota” jest eskalacja. Opowieść nabiera widocznego rozmachu i nie jestem do końca pewien, czy jest to dobra droga. Niby scenarzysta nadal jest twórczy w wymyślaniu kolejnych przygód bohaterów chroniących Spiral City, ale korzysta z patentów doskonale znanych czytelnikom zaznajomionym ze współczesnym komiksem superhero. Owszem, Lemire jest bardziej kreatywny i nawet wyeksploatowane już pomysły, poddane pracy jego wyobraźni, potrafią zainteresować, ale gdy przyjrzymy się im bardziej wnikliwie, okaże się, że nie jest to nic, czego nie dostalibyśmy wcześniej. Wykorzystany w drugiej części „Odrodzenia” motyw Multiwersum i implikacji wynikających z konieczności zmagania się z kolejnymi wersjami rzeczywistości jest ostatnio ogrywany przez różnych twórców na wszelkie możliwe sposoby i nie sądzę, by kolejna wariacja na ten temat była szczególnie potrzebna.

Najistotniejsze jest jednak to, że nawet tak wydawałoby się istotna wada nie wpływa w zasadzie w żadnym stopniu na przyjemność płynącą z lektury. Dzieje się tak dzięki świetnemu rozpisaniu bohaterów – panujące między nimi relacje nadrabiają to, co komiks traci na wtórności, dzięki czemu czyta się go wybornie i szybciutko (choć tu trzeba jeszcze wspomnieć o mikrej objętości albumu – czystej lektury mamy tu ledwie około stu stron – to naprawdę mało).

Nastąpiła zmiana na stanowisku rysownika. Pracującą przy poprzednim tomie Caitlin Yarsky zastąpili Malachi Ward i Matthew Sheean. Ten ruch właściwie w ogóle nie wpłynął na odbiór warstwy graficznej „Odrodzenia” – nadal jest ona niezwykle przejrzysta i efektowna. Artyści proponują rysunki realistyczne, dynamiczne i bardzo kolorowe, co dobrze pasuje do pełnego niesamowitości świata przedstawionego. Jest czym nacieszyć oko.

Czy Jeff Lemire jest już blisko brzegu, jeśli chodzi o długość „Czarnego Młota” i przyległości? Trudno powiedzieć, cykl może się zamknąć za kilka albumów, ale może też ciągnąć się przez kolejne lata. Na tę chwilę nie widziałbym problemu, jeśli w życie weszłaby opcja numer dwa. Mimo pewnych mankamentów nadal jest to bowiem kawał porządnej, angażującej lektury. A że to już nie poziom wspaniałych początkowych tomów? Trudno – da się to przeżyć. I tak jest na tyle dobrze, żeby cały czas z niecierpliwością wypatrywać kolejnych albumów.

Tytuł: Odrodzenie. Część 2
Seria: Czarny Młot
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Malachi Ward, Matthew Sheean
Kolory: Malachi Ward, Bryce Davidson
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Black Hammer Reborn Vol. 2
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Dark Horse Books
Data wydania: lipiec 2023
Liczba stron: 112
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-5474-2

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, na którym ukazała się 08. 09. 2023).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz