niedziela, 3 września 2023

Cormac McCarthy "Pasażer / Stella Maris" - Recenzja

 

Na nową powieść Cormaca McCarthy’ego czekało wielu miłośników literatury. Zastanawiano się, jak amerykański mistrz pióra zaprezentuje się po latach milczenia i czy jego proza nadal będzie potrafiła uderzyć czytelnika prosto w serce? Kiedy okazało się, że dostaniemy nie jedną, ale dwie książki, radość była tym większa. Polską premierę wyznaczono na połowę 2023 roku i mrowie czytelników zaznaczyło sobie tę datę w kalendarzu. Zanim książki trafiły na księgarskie półki, gruchnęła smutna wiadomość – McCarthy zmarł. „Pasażer” i „Stella Maris” zyskały nowy, choć bardzo niepożądany kontekst, stając się swoistym epitafium dla Amerykanina. Warto jednak spojrzeć na nie w inny sposób, bo jakkolwiek od teraz rzeczywiście będą stanowić swoistą codę bibliografii pisarza, to są przede wszystkim autonomiczną dylogią.

Nurek głębinowy, Robert Western, wikła się w tajemniczą sprawę podczas jednego ze zleceń. Badając pod wodą wrak samolotu, natrafia na coś niepokojącego. Brak czarnej skrzynki i ciała jednego z pasażerów sugerują, że ktoś był wcześniej na miejscu katastrofy. Niedługo później Bobby’ego odwiedzają agenci federalni, a jego konto zostaje zamrożone. Czy to możliwe, że sprawa ma coś wspólnego z historią jego rodziny i siostrą, która wiele lat temu popełniła samobójstwo? Relacje łączące dwójkę rodzeństwa mogą być kluczową wskazówką w rozwikłaniu tajemnicy.

Pierwsza z powieści wchodzących w skład dylogii traktuje w znacznej mierze o postaci Roberta Westerna. Co jednak zaskakuje, McCarthy nie skupia się szczególnie mocno na ciągłości fabularnej, bo „Pasażer” ma raczej luźną konstrukcję. Obserwujemy epizody z życia nurka – autor skacze z miejsca na miejsce, od dialogu do dialogu, co z jednej strony dynamizuje książkę, z drugiej jednak wprowadza swego rodzaju chaos. McCarthy zagłębia się w psychikę bohatera, wydobywa jego emocje. Najbardziej wyczuwalnym uczuciem jest tu smutek. Bobby tęskni za zmarłą siostrą, Alicią, z którą łączyła go szczególna relacja – jej obraz z biegiem czasu wyłania się z kart powieści, ale nie zostaje do końca dopowiedziany. To daje czytelnikowi możliwość własnej interpretacji tego, co przeżywa mężczyzna. Western jawi się przy tym jako postać odrobinę monotonna – duża dawka melancholii robi swoje, co więcej, cały czas ściga ducha siostry, a to sprawia, że nieustannie żyje tym, co było. Tak jest w zasadzie do ostatniej kartki i jestem w stanie wyobrazić sobie, że ten styl znuży wielu czytelników, bo faktycznie jest specyficzny. Trzeba brać na to poprawkę.

Nie jest łatwo wejść w świat „Pasażera”. Pierwsze strony są bardzo dezorientujące, bo pisarz przedstawia nam obraz tego, co dzieje się w głowie schizofreniczki. Wizja jest sugestywna, ale też trudna, szczególnie na początku. Z czasem można docenić, bo zdaje się ona stać dość blisko tego, jak ta straszna choroba może wyglądać. To jednak jedyne nieco obszerniejsze fragmenty, z których dowiadujemy się, jak funkcjonuje Alicia – w „Pasażerze” stanowi ona tło, kontekst poczynań Bobby’ego i dopiero „Stella Maris” przynosi rozwinięcie jej wątku.


Przez pewien czas „Pasażer” zdaje się sugerować, że dostaniemy coś w rodzaju kryminalnej zagadki, której rozwikłanie stanowić będzie istotę opowieści. Nic z tego, wspomniany wątek, zdawałoby się tak istotny, szybko idzie w odstawkę, a McCarthy skupia się na Westernie i jego melancholijnej drodze (zarówno dosłownej, jak i tej wewnętrznej). Już teraz wyobrażam sobie, że wielu okrzyknie to genialnym rozwiązaniem, jednak wydaje się, że autor zgubił właściwe proporcje. Jest w „Pasażerze” sporo fragmentów po prostu nudnych, mających na celu zapewne pogłębienie obrazu tej historii. Czy jednak zabieg przyniósł oczekiwany efekt? Jak dla mnie nie do końca.

„Stella Maris” to z kolei w zasadzie zapis sesji w szpitalu psychiatrycznym, w której uczestniczy Alicia Western. McCarthy próbuje zobrazować geniusz młodej bohaterki poprzez serię dialogów prezentujących wymianę myśli między nią a lekarzem prowadzącym jej przypadek. Idzie za tym przede wszystkim całkowite pozbawienie fabuły dynamiki – rzecz dzieje się jednym pomieszczeniu, a istotą fabuły jest rozmowa. Niczego nie znajdą tu zatem czytelnicy poszukujący jakiegokolwiek tempa. To nie ten rodzaj literatury.

„Rozmowy w toku” z Alicią Western potrafią być zarówno interesujące, jak i nużące. Wszystko zależy od tematyki. Mnie zaciekawiły fragmenty, w których terapeuta próbuje wyciągnąć z pacjentki coś więcej na temat siedzących w niej innych osobowości i wyjaśnienia serwowane przez protagonistkę. Traciłem zainteresowanie w momentach, gdy opowieść podążała w rejony fizyki. Możliwe, że działo się tak ze względu na to, że ta dziedzina nauki zawsze była moją piętą achillesową, tym niemniej fragmenty pisane naukowym żargonem (w obu powieściach) były po prostu irytujące.

Muszę jeszcze wspomnieć o zabiegu formalnym polegającym na niewyróżnianiu dialogów żadnymi znakami interpunkcyjnymi. Początkowo jest to bardzo denerwujące, bo czytelnika przyzwyczajonego do ustalonej od dawna formy zmusza do jeszcze większego wytężania uwagi podczas lektury. W tym nie ma oczywiście niczego złego (większe skupienie może być tylko korzystne jeśli idzie o przyswojenie treści), ale czy są jakieś inne powody dla wprowadzenia takiego rozwiązania? Ja ich nie dostrzegam i jestem sceptyczny w stosunku do tego typu eksperymentów. A warto dodać, że rzecz tyczy się i „Pasażera”, i „Stelli Maris”, więc warto się szybko przemóc i po prostu czytać.

Z uwagi na fakt, że zarówno „Pasażer”, jak i „Stella Maris” definitywnie kończą bibliografię Cormaca McCarthy’ego, ich ocena prawdopodobnie będzie znacząco zawyżona. Tymczasem nie są to wcale książki genialne, jak bardzo chciałoby wielu czytelników i recenzentów. Potrafią zirytować, potrafią wymęczyć, ale są w nich fragmenty, które dają odbiorcy sporo satysfakcji. I na szczęście wcale nie ma ich tak mało. To dobra lektura, ale najbardziej docenią ją fani amerykańskiego pisarza. Dla pozostałych może być dość trudna.

Autor: Cormac McCarthy
Tytuł: Pasażer; Stella Maris
Tytuł oryginału: The Passenger; Stella Maris
Tłumaczenie: Robert Sudół
Wydawca: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: czerwiec 2023
Liczba stron: 524; 268
ISBN: 978-83-08-08132-7; 978-83-08-08133-4

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, na którym ukazała się 25. 07. 2023).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz