Trykociarska karuzela kręci się nieustannie. Bohaterowie wciąż zmagają się z zagrożeniami, których skala wykracza poza znane dotąd miary, co więcej, ledwo zakończą jedną potyczkę, a już muszą stawić czoła nowemu niebezpieczeństwu, nierzadko o globalnym lub wręcz kosmicznym zasięgu. Fani są z takim obrazem sytuacji doskonale zaznajomieni, było więc jasne, że tak wielki event, jak „Death Metal” musiał przynieść konsekwencje dla całego Uniwersum DC. „Stan przyszłości. Batman” to pierwszy z albumów, który o nich opowiada.
„Stan przyszłości” pokazuje, jak mogłyby potoczyć się losy Uniwersum DC po wydarzeniach zaprezentowanych na łamach serii „Death Metal”. Pierwszy tom traktuje o Gotham City i przedstawia losy obrońców miasta, którzy muszą stanąć do walki z tajemniczym Magistratem – prywatną organizacją rządzącą metropolią twardą ręką. Jego funkcjonariusze inwigilują obywateli na masową skalę, jednak nie każdy uważa, że taki sposób walki z przestępczością jest właściwy.
Choć nie wiem, czy komiks oficjalnie zalicza się do tego nurtu, to założenia „Stanu przyszłości” są bardzo podobne do wszelkiego rodzaju „elseworldów”. Dla tych, którzy nie wiedzą – są to komiksy rozgrywające się obok głównej linii wydarzeń, w których twórcy opisują to, co może (słowo klucz) mieć miejsce w świecie przedstawionym w przypadku zaistnienia innych okoliczności. Krótko mówiąc – to historie alternatywne. Taki manewr pozwala na popuszczenie wodzy fantazji i pokazanie, jak zachowa się konkretny bohater w niecodziennych warunkach.
Tytuły osadzone w dystopijnym sztafażu mają w sobie swoisty (i dość pesymistyczny) urok, którego istotę określiłbym jako pokazanie odbiorcy zagrożeń dla ludzkości. Kiedy społeczeństwo nie jest w stanie ich ominąć, powstaje właśnie dystopia – świat pod wieloma względami podobny do naszego, ale w którym coś poszło nie tak. Jak każda odnoga science fiction, jest to także zabawa w odgadywanie niewiadomego, swego rodzaju futuryzm i próba określenia tego, w jaką stronę może podążyć świat za kilka lub kilkadziesiąt lat. Świat superbohaterów stosunkowo rzadko jest malowany w takich barwach. Komiksy z Batmanem w roli głównej to raczej fantastyka bliskiego zasięgu, dlatego ten bohater rzadko bywa umieszczany w innych od znanych fanom okolicznościach. Twórcy „Stanu przyszłości” starają się zmienić ten stan rzeczy i generalnie wychodzi im to nieźle, trzeba jednak przy tym pamiętać o specyfice tego albumu. Jak większość współczesnej superbohaterszczyzny jest bowiem to typowa rozrywka i raczej brak tu miejsce na głębszą refleksję. Urok „Stanu przyszłości” to przede wszystkim ten dystopijny sznyt.
Powiem szczerze, że nieco rozczarował mnie fakt, że „Stan przyszłości”, mimo swoich olbrzymich gabarytów (prawie czterysta stron), nie jest komiksem o zwartej fabule. Dostaliśmy tu na dobrą sprawę zbiór krótszych opowieści ulokowanych w różnych seriach związanych z Batmanem (np. „Catwoman”, „Harley Quinn”). Większość z nich jest dwuzeszytowa, ale mamy też dwie czterozeszytówki. Poszczególne opowiadania łączą się ze sobą w sposób dość luźny i to nieco zaburza spójność całego albumu. To rozbudowane historie są najlepsze, ponieważ pozwalają naświetlić różne aspekty świata przedstawionego. Twórcy sygnalizują w nich kilka ciekawych tematów, spośród których na pierwszy plan wysuwa się stosunek ludzi do zamaskowanych obrońców miasta – jak się okazuje, nie wszyscy są entuzjastami takiej działalności, a ich obawy wcale nie są bezpodstawne. Państwo zaś umiejętnie gra na tych lękach, co daje mu możliwość zaciśnięcia pętli kontroli. Ulokowanie Batmana w świecie, w którym do głosu dochodzi totalitaryzm, a obywatele poddawani są nieustannej inwigilacji jest też ciekawy z tego względu, że sam Nietoperz działa często na obrzeżach prawa. Brzmi ciekawie? I takie jest, chociaż warto przy tym pamiętać, że „Stan przyszłości. Batman” zawiera także sporo konwencjonalnych historyjek, w których liczy się głównie naparzanka (segmenty o Rycerzach Arkham, Catwoman, Harley Quinn).
A jak w „Stanie przyszłości” prezentują się rysunki? Jako że za poszczególne historie odpowiadali rozmaici artyści, to ilustracje nieco się od siebie różnią. Najuczciwsze będzie chyba stwierdzenie, że warstwa graficzna albumu jest dość równa. Nie ma ewidentnych wtop, ale też żaden rysownik nie wyróżnił się na tyle, żeby go pochwalić. Ot, dobra, rzetelna robota. Czasem bardziej kolorowa, czasem stonowana. Dla każdego coś miłego.
Najnowsza inicjatywa DC Comics niesie ze sobą zaskakująco sporo całkiem miłej zabawy. I chociaż w żadnym momencie nie jest to tytuł, który zapisze się złotymi zgłoskami w historii trykociarstwa, to jego lektura jest w zasadzie bezbolesna. Warto to odnotować, bo w dobie masowej produkcji takich opowieści i sporej popularności herosów w pelerynach nie jest to wcale czymś oczywistym. Nie wiem, jak wypadną kolejne odsłony „Stanu przyszłości”, ale część poświęcona Batmanowi (i innym mieszkańcom Gotham) jest całkiem udana.
Seria: Stan przyszłości
Tytuł: Stan przyszłości. Batman
Scenariusz: John Ridley, Mariko Tamaki i inni
Rysunki: Dan Mora, Otto Schmidt i inni
Kolory: Jordie Bellaire i inni
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Future State: The Next Batman and Future State: Dark Detective
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: 2022
Liczba stron: 384
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: kredowy
Format: 167 x 255
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-5661-6
(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, na którym ukazała się 21. 11. 2022).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz