poniedziałek, 18 kwietnia 2022

Eric Vuillard "Porządek dnia" - Recenzja

 

Większość z nas wie, jakie koszmary spowodowała II wojna światowa. Miliony zamordowanych, pracujące na okrągło krematoria, całkowity brak poszanowania dla ludzkiego życia. III Rzesza przyniosła  terror wszystkim tym, którzy w oczach jej liderów uchodzili za podludzi, a co za tym idzie, nie byli godni tego, żeby żyć. Jednak jak doszło do tego, że tacy okrutnicy objęli władzę w jednym z największych państw Europy? Jakie okoliczności sprawiły, że pogrążyli w ogniu nie tylko stary kontynent, ale i cały świat?

Początki zła często są bardzo niepozorne i na tyle trywialne, że łatwo je zbagatelizować. Radykalnym ideom nie trzeba wiele, wystarczy trochę spokoju, brak interwencji w odpowiednim czasie i po chwili rosną, szybko stając się zbyt silne, by je okiełznać. Odrobina populizmu, żeby oczarować masy, szczypta ksenofobii, żeby nakarmić uprzedzenia oraz wzbudzić obawę, że ktoś obcy chce ukraść owoce naszej pracy. I w końcu trochę pokazu siły, co daje poczucie obcowania z nosicielami idei, którzy wiedzą, jakie kroki podjąć w celu zapewnienia obywatelom trwałego dobrobytu.

Spojrzenie autora na wydarzenia poprzedzające wojnę i jej towarzyszące często jest bardzo cyniczne i złośliwe, ale zarazem mocno punktuje te kwestie, które na to zasługują. Weźmy na przykład stosunek biznesmenów i przedsiębiorców do Hitlera. Właścicielom wielkich firm chodzi tylko o pieniądze – chcąc generować coraz większe zyski, wielkie koncerny nie miały żadnych oporów, żeby klęknąć przed każdym, kto zapewni im możliwość nieograniczonego rozwoju. Na bok odsuwana była etyka, wszyscy przymykali oko na niewolnicze wykorzystywanie robotników przymusowych w fabrykach. Ważne było to, żeby więźniowie pomogli osiągnąć wyznaczony cel. Co gorsza, tych przedsiębiorców rzadko spotkała prawdziwa kara. Instytucje, które tuczyły się na wojnie, świetnie prosperowały także po jej zakończeniu, nie ponosząc żadnych konsekwencji giętkiego kręgosłupa moralnego swoich właścicieli. Co więcej, często nadal są liderami na swoich rynkach.

W tym miejscu mocno narzuca się porównanie do czasów dzisiejszych. Rozpoczęta przez Rosję wojna w Ukrainie pokazuje potęgę internetu i mediów społecznościowych. W czasach, kiedy każdy posiada podręczną kamerę (w postaci smartfona), nadużycia nie są w stanie przejść niezauważone. Sytuacja przekłada się, rzecz jasna, na świat biznesu, obserwujemy bowiem jak coraz więcej firm wycofuje się z rosyjskiego rynku, a te, którym trudno się na taki krok zdobyć, doświadczają bojkotu i społecznego ostracyzmu, co z pewnością, z troski o pełną kieszeń, każe im jeszcze raz zrewidować własne podejście. Osiemdziesiąt lat temu, kiedy dostęp do informacji był znacznie bardziej ograniczony, pazerność korporacji mogła kwitnąć.

Vuillard w ciekawy sposób pokazuje cynizm polityków. Autor świetnie kreśli na przykład postać Joachima Ribbentropa, unaoczniając, jak minister spraw zagranicznych III Rzeszy umiejętnie rozgrywał Anglików, wykorzystując ich przywiązanie do form grzecznościowych. Przeciąganie możliwości podjęcia przez Anglię interwencji w obliczu Anschlussu zostało tu wyśmienicie opisane. Co znamienne, scena rozgrywa się w trakcie dyplomatycznej kolacji, co ma gorzko-ironiczny wydźwięk, bo zestawia kulturalny świat dyplomacji z politykami, których działania doprowadzą kilka lat później do wybuchu największego konfliktu zbrojnego w historii.

„Porządek dnia” dobitnie pokazuje, że polityka ustępstw, jaką prowadziło wobec Niemiec wiele europejskich państw, zwyczajnie nie działała. Ignorowanie niepokojących sygnałów, takich jak sterylizacja psychicznie chorych, ustawa o ochronie krwi i ustalaniu cech rasowych, czy w końcu otwarcie obozu w Dachau tylko rozzuchwaliły Niemców, którzy uznali, że inne państwa nie są wystarczająco silne, żeby przeszkodzić w realizacji ich ambitnych celów. Okazało się też, że ustępstwa nic nie dają, bo zachęcony brakiem oporu agresor wysuwa coraz to nowe roszczenia. Tak jak w przypadku zajęcia Austrii początkowo chce tylko palec, by po chwili zmienić warunki umowy i zażądać więcej, a finalnie, bez protestów polityków i przy aplauzie Austriaków wziąć wszystko, na co ma ochotę.

„Porządek dnia” jest w ostatecznym rozrachunku książką interesującą, ale warto zaznaczyć, że nie czyta się jej szczególnie płynnie. Owszem, rozdziały są krótkie, objętość też nie należy do największych (około sto pięćdziesiąt stron), ale nie do końca jasno określona forma opowieści momentami psuje lekturę. Nie jest to bowiem, wbrew opinii na tylnej części okładki, powieść. Ma jej elementy, ale poza tym znajdziemy tu trochę reportażu, są też ślady felietonu. Połączenie nie jest złe, bo „Porządek dnia” przynosi naprawdę sporo materiału do refleksji, ale spodziewałem się pozycji nieco bardziej zajmującej, zwłaszcza, że dzieło Vuillarda otrzymało swego czasu Nagrodę Goncourtów. Jedno jest jednak pewne – warto tę książkę przeczytać.

Autor: Eric Vuillard
Tytuł: Porządek dnia
Tytuł oryginału: L'ordre du jour
Tłumaczenie: Katarzyna Marczewska
Wydawca: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: marzec 2022
Liczba stron: 152
ISBN: 978-83-0807-525-8

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, na którym ukazała się 05. 04. 2022).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz