sobota, 15 stycznia 2022

Gideon Falls. Tom 6: Koniec - Recenzja

 

Zanim w nasze ręce trafiło zakończenie sagi o Nortonie Sinclairze, śmiało można było powiedzieć, że „Gideon Falls” jest jednym z najlepszych komiksów ostatnich lat. Przytłaczająca atmosfera grozy, szalenie interesująca fabuła, oniryczny klimat – te wszystkie elementy, wymieszane w jednej opowieści, dawały piorunujący efekt. Mówienie o tym komiksie jako o jednym z największych dzieł w dorobku Jeffa Lemire’a (a przecież Kanadyjczyk miał już w portfolio sporo tytułów wartych uwagi), było więcej niż zasadne. I w końcu nadszedł finał. Ostatni odcinek cyklu, który mógł albo ugruntować te pozytywne wrażenia, albo przynieść rozczarowanie. Sprawdźmy zatem, jak Lemire’owi wyszedł ten mocno wyczekiwany przez fanów album.

Obrońcy Gideon Falls szykują się do ostatecznej konfrontacji z tajemniczym uśmiechniętym, demonicznym bytem, dawnym rezydentem Czarnej Stodoły, a obecnie kimś, kto może przynieść kres Multiwersum. W chwili gdy rzeczona budowla została odbudowana, każdy z bohaterów, zamiast od razu skupić się na walce z zagrożeniem, będzie musiał stawić czoła własnym lękom. Od tego, czy wyjdą z tej konfrontacji zwycięsko, zależeć będzie ich dalszy los.

Na samym początku trzeba powiedzieć, że ostatni album „Gideon Falls” nie przynosi większych zaskoczeń i w tej materii nieco różni się od poprzednich pięciu. Dotąd każdy tom przynosił coś nowego i rozbudowywał rzeczywistość o ciekawe, najczęściej niepokojące i straszne elementy. W momencie startu fabuły „szóstki” praktycznie wszystkie karty leżą już na stole – Uśmiechnięty, powiązania między postaciami, koncepcja „wieloświata”. I to było najlepsze w „Gideon Falls”. Budowanie świata przedstawionego i dodawanie do niego kolejnych rzeczy, które fascynowały przez swoją dziwność i obcość. Perfekcyjne weird fiction.

I właśnie w kontekście tej perfekcji w tworzeniu nastroju i podbijaniu zainteresowania czytelnika można ocenić finał „Gideon Fall” jako rozczarowujący. Okazało się bowiem, że Lemire tak poprowadził całą historię, aby zbyt wiele nie wyjaśnić. Tego można się było co prawda spodziewać, bo taka była specyfika tego tytułu właściwie od samego początku. Lecz dopóki dokładał nowe, niesamowite elementy, taki stan rzeczy nie mógł przeszkadzać. Przestało to jednak wystarczać w momencie, w którym trzeba było przedstawić konkluzję całej historii. Jestem czytelnikiem, który mimo wszystko woli bardziej określone zakończenia, tymczasem uczucie zagubienia, które czują bohaterowie, udziela się także odbiorcy, który finalnie nie dostaje żadnych jasnych odpowiedzi.

Prawie połowę objętości „Końca” stanowią dodatki. I trzeba przyznać, że są one naprawdę solidne. Na początek dostajemy finałową wersję całego scenariusza ostatniego zeszytu serii, co pozwala dokładnie przyjrzeć się pierwszemu etapowi pracy twórczej nad komiksem. Dalej jest sekcja „Gideon Falls od środka”, która nieco rozjaśnia zasady działania świata przedstawionego i opisuje niektóre jego elementy. Kolejny element to galeria okładek – punkt właściwie standardowy na mapie komiksowych dodatków. I dochodzimy w końcu do dania głównego, którym są przemyślenia Jeffa Lemire’a o całym „Gideon Falls”, przybliżenie genezy tego tytułu i kilkustronicowy komiks będący punktem wyjścia tej opowieści, pierwowzorem całej serii. Materiał bonusowy okazał się nie tylko bogaty, ale i wartościowy.

Od pierwszego tomu jestem wielkim fanem rysunków Andrei Sorrentino. Artysta tworzy kadry wręcz hipnotyzujące, często zahaczające o abstrakcję, w bardzo miły dla oka sposób bawiąc się formą i symetrią. Szósty tom przynosi nieco mniej wizualnych odjazdów, ale ilustracje nadal doskonale współgrają z treścią, czasami wręcz ją przewyższając. Mam nadzieję, że Sorrentino zilustruje jeszcze kiedyś komiks w podobnym stylu.

Zaczynam powoli podejrzewać, że z Lemire’em jest podobnie jak ze Scottem Snyderem. Coraz częściej potrafi pogubić się w momencie, kiedy zbliża się do zakończenia danej opowieści. Nie dzieje się tak zawsze, na wcześniejszym etapie twórczości Kanadyjczyka ów problem właściwie nie istniał, jednak już taki „Czarny Młot” okazał się świetnym potwierdzeniem rzeczonej tezy. Znakomity w większości komiks stawał się z czasem coraz bardziej rozwodniony, by w finale dość mocno rozczarować. I z „Gideon Falls” jest niestety podobnie. Mimo tego nadal uznaję całą serię za co bardzo dobrą, na pewno nikt nie zaneguje wspaniałości pięciu pierwszych tomów i ostatecznie to głównie dzięki nim całokształt lektury tego cyklu jest satysfakcjonujący.

Tytuł: Koniec
Seria: Gideon Falls
Tom: 6
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Andrea Sorrentino
Kolory: Dave Stewart
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Tytuł oryginału: Gideon Falls #27, Gideon Falls Deluxe Edition Book One
Wydawnictwo: Mucha Comics
Wydawca oryginału: Image Comics
Data wydania: październik 2021
Liczba stron: 128
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 180 x 275
Wydanie: I
ISBN: 978-83-66589-52-0

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, na którym ukazała się 30. 10. 2021).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz