niedziela, 30 maja 2021

Batman. Klątwa Białego Rycerza - Recenzja

 

Pierwsza odsłona „Białego Rycerza” spotkała się z bardzo pozytywnym odbiorem fanów. Chwalono wiele elementów tego komiksu, od scenariusza, przez kreację protagonistów, po warstwę graficzną. Mnie również przypadł do gustu, ale nie w takim stopniu, jak większości. Jego największą wadą było to, że autor nie wykorzystał w pełni jego potencjału. Dlatego po „Klątwie Białego Rycerza” spodziewałem się czegoś podobnego – że będzie poprawna, angażująca, ale bez efektu „wow”. Tego ostatniego rzeczywiście nie ma, ale, co zaskakuje, mamy do czynienia z komiksem lepszym niż część pierwsza.

Joker nie jest w stanie utrzymać Jacka Napiera na powierzchni, co skutkuje powrotem do świata żywych samego Księcia Zbrodni. Morderczy klaun nie chce jednak tym razem stać w centrum wydarzeń, zamiast tego sprowadza do miasta kogoś, kto może trwale zmienić układ sił. Azrael, Rycerz Zakonu Świętego Dumasa, przynosi ze sobą śmierć i zniszczenie, a jego powiązania z rodziną Wayne’ów mogą sprawić, że życie zamaskowanych obrońców miasta zmieni się na zawsze.

Dużą zaletą komiksów spod znaku „Biały Rycerz” jest umiejscowienie ich obok głównego uniwersum DC. To daje Seanowi Murphy’emu możliwość popuszczenia wodzy fantazji, nadanie dobrze znanym bohaterom nieco innych cech niż te, które charakteryzują ich na co dzień. Mnie w pamięć zapadła zwłaszcza krótka, retrospektywna scena rozmowy Jamesa Gordona z jego córką, kiedy Barbara była jeszcze dzieckiem. Choć jest mało znacząca dla całej fabuły, to kipi emocjami, pokazując wspaniały portret ojcowskiego jak nigdy wcześniej komisarza Gordona – tego nie widuje się zbyt często. Murphy’emu udało się dzięki temu wydobyć ludzkie oblicze postaci, które najczęściej widzimy jako nieustraszonych stróżów prawa, niepozwalających sobie na okazywanie słabości.

Pamiętam, jak bardzo ekscytujące były dla mnie pierwsze czytania Batmanowych numerów TM-Semic dotyczących potyczki Nietoperza z Bane’em. Konsekwencją przedstawionych w nich wydarzeń była mozolna rehabilitacja Bruce’a, a gdy bohater wrócił do akcji, okazało się, że w Gotham działa nowy Batman. Jean-Paul Valley, mimo że został wybrany przez Bruce’a na swojego tymczasowego następcę, nie zamierzał oddawać peleryny, gdy ten powrócił do miasta, walka była więc nieunikniona. Wydawało się wówczas, że nie dostaniemy już więcej tak interesującego tytułu, w którym pierwsze skrzypce grałby Azrael. Na szczęście okazało się, że jest inaczej. Sean Murphy doskonale rozumie postać rycerza Zakonu Świętego Dumasa. Co więcej ramy rzeczywistości alternatywnej pozwoliły mu zbudować wokół niego bardzo ciekawą historię. Jest ona nie tylko angażująca, ale i naprawdę zaskakująca oraz rozbudowana, sięga bowiem początków Gotham. Murphy nie powiela przy tym błędów Scotta Snydera, nie kąpie się w blasku własnej wizji, wymyślając scenariusz wymagający coraz większego zawieszania niewiary.

Potrafi natomiast poruszyć poważniejszą tematykę i robi to, nie uciekając się na szczęście do przesadnego patosu. Choć ktoś może powiedzieć, że motyw odpowiedzialności jest już w komiksie trykociarskim ograny (w sumie faktycznie jest), to okazuje się, że scenarzysta ma coś na ten temat do powiedzenia, ponadto jak na komiks z dużą liczbą bohaterów i wartką akcją, „Klątwa Białego Rycerza” nie obraża inteligencji czytelnika, a to właśnie natłok głupich wątków jest piętą Achillesową wielu tytułów dziejące się w głównym uniwersum. Kwestia zaufania, miłości i tożsamości – to na to kładzie nacisk scenarzysta i wychodzi mu to naprawdę bardzo dobrze. I choć w pewnym momencie słyszymy z ust Harley Quinn, że Batman i jego pomocnicy „nie są rodziną, tylko bandą pajaców w rajtuzach”, to w przypadku tego komiksu w końcu można powiedzieć, że emocje członków Bat-rodziny są żywe i wiarygodne. Wszystkiemu towarzyszą dobre dialogi, które nadają fabule kolorytu. Warto też dodać, że w albumie zawarto swoisty prezent dla fanów w postaci one-shotu „Von Freeze”. Nie będę się już o nim rozpisywał, powiem tylko, że utrzymana w sentymentalnym tonie opowieść jest wartym uwagi uzupełnieniem świata przedstawionego, przybliżającym, jak można się łatwo domyślić, postać i historię nowej wersji Freeze’a.

Jak widać, Sean Murphy znacząco poprawił się jako scenarzysta, a jak wypada jako rysownik? Tu nie ma większych zaskoczeń – po prostu świetnie. Ilustracje są niezwykle dynamiczne i ostre, a uwagę zwraca zwłaszcza duża szczegółowość. Nie ma tu kadrów potraktowanych po macoszemu, każdy kolejny został perfekcyjnie zaplanowany i tak samo wykonany, co sprawia, że całość ogląda się z wypiekami na twarzy. Klaus Janson, odpowiedzialny za one-shot „Von Freeze”, rysuje bardziej miękko niż Murphy, ale utrzymana w ciemnych kolorach historia także robi duże wrażenie.

Nie zdarza się to szczególnie często, ale „Klątwa Białego Rycerza” jest przykładem sequela, który okazał się bezsprzecznie lepszy niż część pierwsza. Wydaje się, że Sean Murphy zwyczajnie okrzepł na stanowisku scenarzysty i chociaż wcześniej nie potrafił jeszcze dobrze rozwinąć wszystkich swoich pomysłów, tym razem poszło mu w tej materii zdecydowanie lepiej. Na kartach „Klątwy” udanie eksploruje Bat-uniwersum, kształtując je, dzięki umiejscowieniu gdzieś obok głównej linii wydarzeń, wedle własnej woli, z wyczuciem i szacunkiem dla dziedzictwa Nietoperza. Po pierwszej części nie czekałem na kontynuację, teraz jednak z pewnością zapoznam się z następnym komiksem dziejącym się w tym świecie.

Tytuł: Batman. Klątwa Białego Rycerza
Seria: DC Black Label
Scenariusz i rysunki: Sean Murphy, Klaus Janson
Kolory: Matt Hollingsworth
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Batman. Curse of the White Knight
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: kwiecień 2021
Liczba stron: 272
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-5934-1

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, obecnie dostępnym w sieci na profilu facebookowym. Tekst ukazał się 21. 05. 2021). 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz