poniedziałek, 1 lutego 2021

Tokyo Ghost - Recenzja

 

Związany z premierą pewnej gry wideo cyberpunkowy szał trwa w najlepsze. Każde wydawnictwo chce skorzystać na aktualnej koniunkturze i wydaje tytuły plasujące się w tej konkretnej odnodze science fiction. Korzystamy na tym my, czytelnicy, bo oznacza to premierowe książki i komiksy uznanych twórców, ale też pojawienie się na rynku dzieł nieco starszych, których przetłumaczenia na język polski wyczekiwaliśmy. Jednym z nich jest „Tokyo Ghost”, komiks stosunkowo młody, który od momentu wydania ostatniego zeszytu zdążył zebrać na tyle dobre opinie na Zachodzie, że wydanie go u nas było kwestią czasu – ten, za sprawą Non Stop Comics, w końcu nadszedł.

W świecie nie tak odległej przyszłości ludzie uzależnieni są od technologii. Dostarczana przez korporację Flak wirtualna rozrywka na dobre zawładnęła umysłami większości populacji. Pozostająca na usługach firmy dwójka funkcjonariuszy porządkowych z Los Angeles musi udać się do ostatniego miejsca na Ziemi, którego nie pochłonęła jeszcze cyfryzacja. Na miejscu mogą albo znaleźć ucieczkę od dotychczasowego życia, albo przynieść temu miejscu zagładę.

Rick Remender kojarzy mi się w znacznej mierze z intensywną, ale i inteligentną rozwałką. „Tokyo Ghost” zawiera wiele scen, które taką opinię podtrzymują. Bardzo mocny jest zwłaszcza początek albumu, który rzuca czytelnika na głęboką wodę. Pościgi, strzelaniny, masowa rzeź – misja dwójki głównych bohaterów aż kipi od energii, swoim dynamizmem przykuwając uwagę już od pierwszej strony. I choć w późniejszej części komiksu do głosu dochodzą także inne elementy charakterystyczne dla cyberpunka, to osadzonej w futurystycznym świecie przedstawionym opowieści akcji i tak nie brakuje. Rzecz jest umiejscowiona (przynajmniej na początku albumu) w Los Angeles, ociekającej degeneracją metropolii przyszłości. To świat, w którym technologia opanowała życie niemal każdego człowieka, robiąc z ludzi praktycznie niewolników szefa największej światowej korporacji, Flak. Ta wizja nie zaskoczy fana gatunku, ale jest przy tym bardzo szczegółowa i kunsztowna. Remender sugestywnie pokazuje pogrążanie się społeczeństwa w ogłupiających przekazach mass mediów, zadając przy tym pytanie, czy jest to jedyna dostępna droga?

Dalsza część opowieści skonstruowana jest w pewnym stopniu na zasadzie kontrastu – Remender na pewien czas przenosi akcję do Tokio, miasta będącego zupełnym przeciwieństwem Los Angeles. Ten dalekowschodni rejon stał się ostoją tych, dla których ważne jest oderwanie się od cyfrowego zepsucia i próba życia w zgodzie z naturą. To ostatnie na świecie miejsce nieskalane technologią. Konfrontacja dwóch tak różnych wizji świata jest nieunikniona, a wynik tego starcia wcale nie jest tak oczywisty, jak mogłoby się wydawać. W szranki stają tu obawa przed poddaniem się konsumpcjonizmowi z naturalną dla człowieka potrzebą bezpieczeństwa, którą w pewnym stopniu zapewnia zanurzenie się w multimedialnym przekazie. Ta druga opcja niesie za sobą odcięcie się od własnych emocji i życie uczuciami sztucznymi, podawanymi na tacy przez coraz to nowsze i coraz bardziej infantylizujące odbiorcę programy. Scenarzysta ironiczne odnosi się tu do naszej rzeczywistości, w której coraz częściej pogoń za nowinkami oraz chęć posiadania przesłaniają rzeczy naprawdę ważne.

Remender w ciekawy sposób pokazuje relację dwójki głównych bohaterów i ich walkę z uzależnieniem od wszechobecnej technologii. Debbie nieustannie próbuje ocalić Teddy’ego (vel Leda) od całkowitego zapadnięcia się w multimedialny przekaz, który coraz bardziej go ogłupia. Przy tym wszystkim „Tokyo Ghost” w znacznej mierze jest po prostu opowieścią o miłości. Uczucie łączące protagonistów początkowo było czyste, a z biegiem czasu, co istotne, nie zanikło, ale zostało w pewien sposób odwrócone. Misja do Tokio ma być dla tych dwojga ostatnią nadzieją na przywrócenie tego, co było kiedyś. Trzeba przyznać, że Remenderowi wyjątkowo dobrze wyszło zarysowanie tych wszystkich napięć i emocji między bohaterami – każda kolejna scena sprawia, że z łatwością można uwierzyć w intencje tych dwojga, a ich walka o przyszłość pozostaje emocjonująca do samego końca.

Oprawa graficzna stoi na wysokim poziomie. Odpowiedzialny za nią Sean Murphy wykonał kawał znakomitej roboty, operując charakterystyczną dla siebie ostrą kreską, której nie sposób pomylić z pracami innych rysowników. Warto też zwrócić uwagę na wydanie tego albumu – powiększony format i gruby papier nadają komiksowi swego rodzaju ekskluzywności, sprawiając, że z pewnością będzie dobrze wyglądać na półce. Z tą wielkością wiąże się jednak pewna wada – przy dużej objętości albumu i jego fizycznym ciężarze czyta się go dość niewygodnie. Nie jest to w zasadzie nic znaczącego, ale dla uczciwości warto tę kwestię odnotować.

Patrząc na „Tokyo Ghost” całościowo, trzeba stwierdzić, że choć nie jest to komiks odkrywający jakieś nowe lądy, to czyta się go bardzo dobrze. Rick Remender dał nam błyskotliwe połączenie ostrej akcji ze szczyptą przemyśleń na temat kondycji człowieka, polewając to wszystko efektownym cyberpunkowym sosem, a Sean Murphy okrasił całość efektowną warstwą wizualną. Niech ta koniunktura trwa jak najdłużej, zwłaszcza jeśli mamy w jej ramach dostawać równie dobre historie, jak ta.

Tytuł: Tokyo Ghost
Scenariusz: Rick Remender
Rysunki: Sean Murphy
Kolory: Matt Hollingsworth
Tłumaczenie: Paweł Bulski
Tytuł oryginału: Tokyo Ghost Deluxe HC
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Wydawca oryginału: Image Comics
Data wydania: listopad 2020
Liczba stron: 288
Oprawa: twarda
Format: 203 x 305
Wydanie: I
ISBN: 978-83-6651-234-4

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, obecnie dostępnym w sieci na profilu facebookowym. Tekst ukazał się 04. 01. 2021)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz