środa, 9 kwietnia 2025

Batman. Łowy - Recenzja

 

Batman to bez dwóch zdań mój ulubiony superbohater. Wszystko zaczęło się na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy w moje ręce wpadł jeden z wydanych przez TM-Semic zeszytów. Już wtedy porwał mnie niesamowity klimat towarzyszący przygodom pogromcy zbrodni w Gotham City. Zamaskowanego Krzyżowca nie wspierali wtedy jeszcze liczni pomocnicy – ze zbrodnią ścierał się sam i dopiero budował swoją pozycję w Gotham City, uczył się, komu może zaufać, a na kogo musi uważać. Komiksem, który przenosi nas do tamtych czasów, są „Łowy”. Czy album z historią napisaną trzydzieści lat temu może być jednak atrakcyjny także dla współczesnego fana komiksu superbohaterskiego, czymś więcej niźli tylko ciekawostką?

W pierwszych latach samotnej (wówczas) misji Batman napotyka na swojej drodze nikczemnego Hugo Strange’a. Psychiatra bryluje w mediach jako ekspert, ale w rzeczywistości jest bardziej zdeprawowany, niż ktokolwiek przypuszcza. Co więcej, jego obsesja na punkcie Batmana stopniowo przyjmuje coraz bardziej niepokojące rozmiary i sprawia, że Strange wchodzi na wyjątkowo mroczną ścieżkę, mogącą zagrozić nie tylko jego poczytalności, ale bezpieczeństwu całego miasta.

Sporą zaletą tego albumu jest sposób, w jaki Moench portretuje głównego bohatera. Batman znajduje się dopiero na początku swojej drogi i nie ma w nim jeszcze tej niesamowitej, niezachwianej pewności, jaką cechował się później. Widać w nim po prostu zdeterminowanego człowieka, który uczy się, jak w najbardziej efektywny sposób stawiać czoła niebezpieczeństwu. To przypomnienie, że Nietoperz opiera się nie tylko na technice i sile mięśni, ale przede wszystkim korzysta z własnej inteligencji. Jego krokami kieruje bardzo silna motywacja, ale nadal popełnia błędy i dopiero zaczyna kompletować arsenał, z którego będzie korzystać w walce z przestępczością. Najlepszą wizualizacją tego, o czym mówię, jest fakt, że na początku albumu Batman nie ma jeszcze Batmobilu, a po Gotham porusza się pieszo lub za pomocą lotni, ale tylko wtedy, gdy wiatr wieje w odpowiednim kierunku. To nie tylko niecodzienny obraz, ale miła odskocznia od komiksów, w których do dyspozycji bohatera jest cała masa niezwykle przemyślnych gadżetów.

Dobre wrażenie sprawia sama opowieść, zwłaszcza w pierwszej części albumu. „Łowy” cechuje posępny klimat, charakterystyczny dla komiksów pisanych w latach dziewięćdziesiątych. Sporo tu mroku, sporo brutalności, jest też sensacyjny sznyt rodem z kultowych filmowych akcyjniaków. Ulice Gotham wypełnia przestępczość, policjanci bywają skorumpowani, a jedynym światłem w tym moralnym bagnie jest działalność samozwańczych stróżów prawa, takich jak Batman. Komiks ma taki właśnie klimat i z pewnością najmocniej zadziała na nieco starszych czytelników, którzy wychowali się na filmach takich jak „Życzenie śmierci” czy „Brudny Harry”.

Trochę inaczej wygląda druga część albumu. „Terror” skupia się przede wszystkim na akcji i choć potrafi być ona angażująca, to gdzieś gubi się klimat zepsucia i mroku, jaki cechował „Łowy”. To rozczarowuje, ale zaletą segmentu są za to bohaterowie i złoczyńcy. Batman napotyka na swojej drodze Catwoman a w ich relacji doskonale czuć rosnące napięcie, i to zarówno na linii bohater-złodziejka, jak i mężczyzna-kobieta. Już trzydzieści lat temu był to element dobrze budujący historię tych dwojga. Na plus zaliczam także postać Stracha na Wróble, który jest wystarczająco demoniczny. Moench dobrze łączy przeszłość złoczyńcy z jego obecnymi czynami. I choć autor nie wychodzi w zasadzie ani na moment poza standardy w stylu „zemsta za wyrządzone w młodości krzywdy”, to kreśli charakter Crane’a rzetelnie.

Widać, że ilustracje powstały kilka dekad temu. Potrafią być atrakcyjne wizualnie, lecz ewidentnie brak w nich jakiegoś urozmaicenia, elementu wyciągającego je ponad ówczesny graficzny standard. Wraz z biegiem fabuły stają się ponadto coraz bardziej monotonne i nie zaskakują. Owszem, podoba mi się, jak artyści operują kontrastami, na plus zaliczam też, że postaci nie są przerysowane (to jeszcze nie era nadmiernie napompowanych herosów i złoli), ale w ostatecznym rozrachunku wolę jednak nieco większą kreatywność.

Dobrze jest od czasu do czasu zajrzeć do starszych tytułów z Nietoperzem w roli głównej i przekonać się, jak ta postać była pisana kilka dekad temu. Różnice są zauważalne, a co istotne, starsze albumy wcale nie stoją na przegranej pozycji, czasami są o wiele lepsze niż wydawane dzisiaj. Ten omówiony wyżej nie jest może zapomnianą perełką, ale czyta się go na tyle dobrze, że ze spokojnym sumieniem mogę go polecić, zwłaszcza tym czytelnikom, którzy lubią Batmana w bardziej kameralnej, brutalniejszej odsłonie.

Tytuł: Batman. Łowy
Scenariusz: Doug Moench
Rysunki: Paul Gulacy
Kolory: Steve Oliff, James Sinclair
Tłumaczenie: Paulina Walenia
Tytuł oryginalny: Batman: Prey
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: 2025
Liczba stron: 252
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-6580-9

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, na którym ukazała się 27. 02. 2025).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz