sobota, 12 października 2024

Coś zabija dzieciaki. Tom 7 - Recenzja

 

Na początku seria „Coś zabija dzieciaki” wydawała się być ledwie sezonową ciekawostką, która przetrwa nieszczególnie długi czas, po czym rozpłynie się w wydawniczym niebycie. Z każdym kolejnym zeszytem tytuł stawał się jednak coraz lepszy, a James Tynion IV sukcesywnie rozbudowywał świat przedstawiony. Nawet się nie obejrzeliśmy, a na księgarskich półkach wylądował siódmy zbiorczy tom, kończący się na zeszycie trzydziestym piątym. I co najistotniejsze, po raz kolejny jest to album, który nie zawodzi.

Wielkimi krokami zbliża się ostateczna konfrontacja Eriki Slaughter i chronionych przez nią kobiet z szalenie niebezpiecznym potworem – tak zwanym dwupostaciowcem. Sytuacja jest trudna, bo za byłą łowczynią Zakonu Świętego Jerzego wysłano pogoń, która ma ostatecznie wyeliminować ją z gry. Przy takiej liczbie śmiertelnie niebezpiecznych przeciwników uratowanie wszystkich wydaje się być misją niemożliwą do wykonania.

Dzisiejsza popkultura jaka jest, każdy widzi. Twórcy często uprawiają racebending, a także na siłę feminizują serie, które wcześniej wyglądały zupełnie inaczej. Często jest to robione bez żadnego pomysłu (vide „Mroczna wieża” lub „Terminator: Mroczne przeznaczenie”), byle tylko wpisać się w obowiązujące trendy. Czasami zdarza się jednak, że rzecz przeprowadzona jest z głową. Tak sprawa ma się na szczęście z „Coś zabija dzieciaki”. Cykl coraz wyraźniej stoi wieloma silnymi kobietami, ale myk polega na tym, że wszystkie świetnie tu pasują. Dzieje się tak dlatego, że Tynion IV nie wprowadza ich nigdy ot tak, zamiast tego każdą bohaterkę odpowiednio buduje, kreśli dla niej wiarygodne tło. Sprawia to, że czytelnik przejmuje się losami tych kobiet. Widzimy, że są to postaci z krwi i kości, nawet jeśli niekoniecznie budzą naszą sympatii. A to zdecydowanie robi robotę.

W tomie szóstym, jak pamiętamy, akcenty rozłożono nieco inaczej niż w poprzednich odsłonach – fabuła zwolniła i wydawało się, że ta część jest przygotowaniem czytelnika do krwawej jatki w kolejnym albumie. Tymczasem „siódemka” nie jest wcale tak intensywna, jak można się było tego spodziewać. Scenarzysta nadal skupia się na bohaterkach i odkłada na bok konfrontację z potworami. Powiem szczerze, że taki wybór jest dla mnie nieco zaskakujący, bo rozumiem jeden wolniejszy album w komiksie o wybitnie horrorowym sznycie, ale dwa z rzędu? I nie zrozummy się źle – nastrój grozy można budować na kilka różnych sposobów, ale clue tej serii to jednak monstra. Dlatego fakt, że tym razem ponownie prawie w ogóle ich nie uświadczymy, może być dla niektórych czytelników odrobinę rozczarowujący. Warto jednak mieć na uwadze, że rzeczona cecha może być także zaletą – to zależy od tego, czego od „Coś zabija dzieciaki” oczekujemy.

Niewątpliwym plusem omawianego komiksu jest wykreowany przez Jamesa Tyniona IV nastrój nieustannego zagrożenia – tym razem jednak ściśle łączy się on ze ścigającymi bohaterki wysłannikami Zakonu Świętego Jerzego. Egzekutorzy zgromadzenia potrafią być równie przerażający i bezwzględni jak potwory, a czasami wręcz przewyższają je w okrucieństwie. W mojej opinii ten element skutecznie rekompensuje brak mocniejszych nadnaturalnych akcentów. Erice i jej towarzyszkom cały czas ktoś lub coś depcze po piętach  i nawet jeśli gdzieś się na chwilę zatrzymują, cały czas muszą pozostać czujne i stosować się do wyznawanej przez Foxa Muldera zasady, czyli „nie ufaj nikomu”. To intensywność innego, ale równie satysfakcjonującego typu.

Na wysokości siódmego tomu zbiorczego naprawdę trudno napisać cokolwiek nowego o ilustracjach Werthera Dell’Edery, zwłaszcza że Włoch od samego początku serii utrzymuje równą, wysoką formę. Także tym razem grafiki są niezwykle miłe dla oka i przejrzyste, a w finale albumu, w momencie długo wyczekiwanej konfrontacji, nabierają dodatkowej efektowności. To kawał świetnej roboty.

Choć siódmy tom „Coś zabija dzieciaki” ma swoje wady, to jest lekturą ze wszech miar satysfakcjonującą. To imponujące, jak ze standardowej opowiastki grozy seria wyewoluowała w coś znacznie bardziej angażującego. James Tynion IV zna się na swojej robocie i staje się powoli scenarzystą pierwszoligowym. Od jakiegoś czasu z zainteresowaniem wypatruję kolejnych projektów sygnowanym jego nazwiskiem, a stało się tak głównie za sprawą coraz lepszej jakości cyklu o potworach.

Tytuł: Coś zabija dzieciaki
Tom: 7
Scenariusz: James Tynion IV
Rysunki: Werther Dell’Edera
Kolory: Miquel Muerto
Tłumaczenie: Paweł Bulski
Tytuł oryginału: Something is Killing The Children Vol. 7
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Wydawca oryginału: Boom! Studios
Data wydania: lipiec 2024
Liczba stron: 144
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
ISBN: 978-83-8230-691-0

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, na którym ukazała się 27. 08. 2024).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz