poniedziałek, 16 września 2024

Zbłąkane kule. Tom 1: Naiwnośc nihilizmu - Recenzja

 

Nieraz słyszałem o „Zbłąkanych kulach” jako o wielkim nieobecnym na polskim rynku komiksowym. Tytuł wymieniany jest jako jedna z tych amerykańskich powieści graficznych, które zdecydowanie warto poznać i których nie może przeoczyć żaden fan popkultury. Podobno była to też jedna z inspiracji Eda Brubakera przy pracy nad niezapomnianym „Criminal”, a to już bardzo poważna wskazówka, jakiej jakości mogliśmy się spodziewać. W obliczu tego wszystkiego czy teraz, kiedy w końcu możemy przeczytać „Zbłąkane kule” po polsku, potrzeba było jakiejkolwiek zachęty, żeby ów brak nadrobić? Chyba nie muszę odpowiadać na to pytanie, prawda?

Na kartach „Zbłąkanych kul” poznamy losy kilkorga osób z półświatka, które próbują znaleźć własny sposób na życie w nieciekawym środowisku. Nie każdy z nich potrafi podejmować odpowiednie decyzje, ale wszyscy robią, co mogą, by nie pożegnać się przedwcześnie ze światem. Fabuła obejmuje okres od połowy lat siedemdziesiątych do połowy ostatniej dekady XX wieku, a Lapham stara się kompleksowo zaprezentować przeciwności, z jakimi muszą mierzyć się bohaterowie.

Już na początku warto zaznaczyć, że „Zbłąkane kule” są niezależną serią komiksową. Co za tym idzie, żaden wielki wydawca nie miał wpływu na jej treść, a David Lapham mógł sobie pozwolić na naprawdę dużą swobodę i pokazanie całej historii bez obawy o jej ocenzurowanie. Brak twórczego kagańca sprawił, że początkowe zeszyty są naprawdę mocne. Autor odważnie eksploruje obszary pełne ludzkiej deprawacji, pokazując czytelnikowi to mniej przyjazne oblicze Ameryki. Nie ma tu miejsca na słynny amerykański sen. Zamiast niego widzimy przemoc, uzależnienie od używek, brak poszanowania dla ludzkiego życia oraz rozpad więzi rodzinnych i wszechobecną zdradę. Obraz, nie da się ukryć, jest mało optymistyczny, ale zarazem bardzo sugestywny. Lapham stara się odpowiedzieć na pytanie, czy w tak zdegradowanym środowisku można pozostać człowiekiem i zachować empatię.

Dojmujący klimat beznadziei i degeneracji nie unosi się jednak nad całym albumem. W pewnym momencie (na oko gdzieś za połową komiksu) rzecz ulega delikatnej, ale wyraźnie wyczuwalnej zmianie. Lapham porzuca totalnie dołujący sznyt, by skręcić w inną stronę. Czy jest ona równie fascynująca? W mojej opinii nie do końca. Do głosu dochodzi wówczas swego rodzaju groteska i pojawiają się wątki ocierające się miejscami o absurd. Ma to co prawda pewien urok, ale w porównaniu do pierwszej części woluminu zdecydowanie spada siła rażenia. I choć dla mnie manewr okazał się rozczarowujący, nie wykluczam, że inni czytelnicy odbiorą go zupełnie inaczej, ważne jest bowiem, że te późniejsze zeszyty nadal są dobrze napisane i utrzymują odpowiednie tempo.

A jak prezentują się bohaterowie „Zbłąkanych kul”? Trudno im kibicować, bo prawie żaden z nich nie jest postacią sympatyczną. Warto jednak zwrócić uwagę, że duży wpływ na ich postawę mają okoliczności i wydarzenia, których doświadczyli w przeszłości. Istotne jest to, że praktycznie każda postać, na której skupia się w danym momencie uwaga scenarzysty, jest rzetelnie opisana. Lapham stara się pokazać, czytelnikowi jaki konkretny efekt mają wydarzenia, które były ich udziałem, a co za tym idzie, dobitnie uzmysłowić mu, że wszystko zostawia ślad w psychice, a nadmiar złych doświadczeń może w końcu złamać nawet tego, kto na pierwszy rzut oka wydaje się niewrażliwy na przeciwności losu.

David Lapham nie tylko napisał „Zbłąkane kule”, ale też je narysował, co naturalnie poskutkowało tym, że obie warstwy doskonale do siebie pasują. Rysunki są surowe i pozbawione fajerwerków. Na korzyść działa także fakt, że autor operuje jedynie czernią i bielą – podkreśla to surowość i bezwzględność świata przedstawionego i dobrze buduje klimat. Nie ma co prawda co mówić o przesadnym graficznym realizmie – to nie ten styl, ale i tak wizualia prezentują się naprawdę przyzwoicie. Jeśli miałbym na coś narzekać, to na pewien brak dyscypliny w momentach szybszej akcji – wtedy Lapham nie do końca daje radę, a rysunki stają się nieco zbyt chaotyczne.

„Zbłąkane kule” jawią się ostatecznie jako komiks naprawdę udany, choć niepozbawiony wad. W mojej opinii nie są one na szczęście na tyle znaczące, żeby obniżyć wartość tej brutalnej, dołującej opowieści. Jeśli macie ochotę zanurzyć się w świecie pełnym przemocy, ale zarazem osobliwie hipnotyzującym, śmiało dajcie się porwać dziełu życia Laphama, bo przy takich literackich oczekiwaniach trudno o lepszy wybór. I choć druga połowa komiksu jest gorsza od pierwszej, to całościowo trzyma on wysoki poziom. Mam nadzieję, że tom numer dwa będzie prezentował się podobnie.

Seria: Zbłąkane kule
Tytuł: Naiwność nihilizmu
Tom: 1
Scenariusz i rysunki: David Lapham
Tłumaczenie: Robert Lipski
Tytuł oryginału: Stray Bullets #1-14
Wydawnictwo: Mucha Comics
Wydawca oryginału: El Capitan Books
Data wydania: maj 2024
Liczba stron: 456
Oprawa: twarda
Format: 180 x 275
Wydanie: I
ISBN: 978-83-67571-35-7

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, na którym ukazała się 10. 07. 2024).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz