piątek, 1 maja 2020

Batman (Odrodzenie). Tom 7: Zimne dni - Recenzja

Najnowszy tom „Batmana” rozpoczyna drugą połowę runu Toma Kinga – scenarzysty zdolnego, lecz nie zawsze pokazującego pełnię potencjału. Na łamach kolejnych wydań zbiorczych tego konkretnego tytułu Amerykanin nie wzniósł się jeszcze na wyżyny swoich możliwości, dostarczając nam komiksy w najlepszym przypadku dobre (a czasem też przeciętne), wpisujące się w superbohaterski standard. Kilka pomysłów było ciekawych, ale patrząc całościowo, kadencja Kinga jest na tę chwilę pewnym rozczarowaniem. Dlatego wyzbyłem się większych oczekiwań co do kolejnych tomów cyklu – może takie podejście pozwoli uniknąć zawodu i da możliwość cieszenia się solidnym rzemiosłem, jakie od czwartego tomu zbiorczego prezentuje King.

Po niedawnych wydarzeniach w życiu osobistym Batman jest załamany. Konsekwencją rozstroju psychicznego stało się zbrutalizowanie działań, w wyniku czego dochodzi do dosyć ciężkiej potyczki z Mr. Freeze’em. Sęk w tym, że Batman mógł wyciągnąć błędne wnioski, a Freeze wcale nie musi być odpowiedzialny za śmierć trzech młodych kobiet. Jak jest w istocie, musi rozstrzygnąć ława przysięgłych, w której składzie zasiada... Bruce Wayne. Na tym problemy bynajmniej się nie kończą. Do Gotham przybywa niebezpieczny rosyjski snajper, który otrzymał intratne zlecenie. W obecnej kondycji psychicznej Nietoperz może jednak w ogóle nie zauważyć, z której strony zbliża się zagrożenie.

Przy okazji recenzji kolejnych bat-tytułów często zdarzało mi się narzekać na zbytnią bombastyczność wydarzeń i kładzenie przez twórców nacisku przede wszystkim na akcję, kosztem wiarygodności psychologicznej bohaterów. Grzech ten dotyczył także samego Kinga, który w trylogii „Jestem” poszedł po linii najmniejszego oporu, prezentując fabułę napakowaną testosteronem i zwyczajnie niedorzeczną. Sprawa zaczęła się poprawiać od odsłony numer cztery, a w „Zimnych dniach” dostajemy bodaj najlepszą opowieść o Gacku, jaka wyszła spod pióra Amerykanina. W końcu.

Tytułowa historia to trzyzeszytówka, która przedstawia nam konsekwencje wydarzeń zaprezentowanych w poprzednim tomie. W tym momencie na wszelki wypadek zaznaczę – Uwaga! Spoiler! Po tym jak ślub z Catwoman nie doszedł do skutku (spoiler end), Batman jest zdruzgotany a pierwsza potyczka, w której bierze udział, kończy się ciężkim pobiciem Mr. Freeze'a. Niedługo po tym sam Bruce Wayne powraca do sprawy jako sądowy przysięgły, co daje mu możliwość weryfikacji swoich wcześniejszych działań, tym razem w majestacie prawa. Ta historia porusza ważną problematykę konsekwencji swojego postępowania. Wayne zdaje sobie bowiem sprawę, że jego osąd mógł zostać przyćmiony przez osobistą tragedię, stara się więc za wszelką cenę przekonać pozostałych ławników do niepodejmowania decyzji motywowanej najłatwiejszą możliwą interpretacją wydarzeń – ta może być bowiem mylna. Uwagę zwraca świetne sportretowanie Wayne'a, który tym razem próbuje dojść do sprawiedliwości innymi metodami niż zazwyczaj. Ten portret człowieka strzaskanego psychicznie, który po chwili totalnego blackoutu wraca do lepszej kondycji jest bardzo wiarygodny i robi duże wrażenie. Historia jest kameralna i mimo braku klasycznej akcji bardzo emocjonująca. Przypomina nam o tym, że pod maską Nietoperza nie kryje się nic nadprzyrodzonego ani nieomylnego. To człowiek, a zatem ma prawo się mylić.

Druga z rozplanowanych na trzy zeszyty opowieści wchodząca w skład tego albumu to „Brzemię bestii”. Zostawmy już na boku kuriozalną ksywkę głównego antagonisty (KGBestia) – tym razem ciężar gatunkowy początkowo wydaje się być nieco mniejszy, potem następuje jednak wydarzenie o potencjalnie bardzo dużych konsekwencjach. Ciekawy jestem, swoją drogą, czy King będzie miał odwagę pociągnąć rzecz dalej, czy ją jednak odwróci, jak to w komiksie superbohaterskim niestety bywa. Na pierwszym planie stoi tym razem brutalna akcja (zwłaszcza w trzecim akcie opowieści), a nad całością unosi się posępny klimat, co ma swoje fabularne uzasadnienie i wydaje się być dobrym wyborem.

Przy albumie pracowała trójka artystów. Za najdłuższe opowieści odpowiedzialni byli Lee Weeks i Tony S. Daniel. Pierwszy z nich dostarczył naprawdę świetne prace. Ich bardzo przyziemny charakter doskonale obrazuje sądową fabułę, przetykaną od czasu do czasu scenami z życia Batmana. Jest dosyć mrocznie, a całość utrzymano w zimnej palecie barw. Tony S. Daniel jest po swojemu przesadnie efektowny i chirurgicznie wręcz precyzyjny. Taki styl ma swoich oddanych fanów, jednak ja, jakkolwiek doceniam doskonałe rzemiosło, do nich nie należę. Z kolei Matt Wagner, który rysował jednozeszytowy przerywnik, prezentuje styl bardziej kreskówkowy.

Najnowszy tom „Batmana” jest w mojej opinii najlepszym w dotychczasowej kadencji Toma Kinga. Druga połowa runu Amerykanina została rozpoczęta z dużym przytupem i mam nadzieję, że autor utrzyma taką formę także w kolejnych tomach. Wydaje się, że w końcu jest to taki Batman, jakiego chcielibyśmy widzieć – nieotoczony nadmierną ilością pomocników i sojuszników, lecz stojący sam przeciwko całemu złu rezydującemu w Gotham City. Niebawem przekonamy się ze stuprocentową pewnością czy Zamaskowany Krzyżowiec powróci na właściwy szlak swojej krucjaty, tymczasem cieszmy się jednak z naprawdę udanego tomu.

Tytuł: Zimne dni
Seria: Batman
Tom: 8
Scenariusz: Tom King
Rysunki: Lee Weeks, Matt Wagner, Tony S. Daniel
Kolory: Elizabeth Breitweiser, Tomeu Morey
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Batman Vol. 8: Cold Days
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: listopad 2019
Liczba stron: 156
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: kredowy
Format: 167 x 255
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-4293-0

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, obecnie dostępnym w sieci na profilu facebookowym. Tekst ukazał się 12. 02. 2020)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz