wtorek, 28 kwietnia 2020

Jupiter's Circle. Orbita Jowisza - Recenzja

Mark Millar pisze naprawdę dużo. Czy to dobrze? Dopóki trzyma w miarę wysoki poziom, jestem w zasadzie „na tak”. A było nie było, Szkot wciąż ma to coś, dzięki czemu jego opowieści są wyjątkowo łatwo przyswajalne. Taki stan rzeczy ma jednakże pewną dość znaczącą wadę, bo przystępność przystępnością, ale trudno już raczej spodziewać się po Millarze arcydzieła lub nawet komiksu bardzo dobrego. Wydaje się, że „Jupiter's Circle” jest jedną z bardziej ambitnych prób autora, którą chce nawiązać do swoich złotych czasów. Zerknijmy, jak mu to wyszło.

Po tym jak bohaterowie zostali obdarzeni mocami na tajemniczej wyspie, zaczynają działać dla dobra ludzkości. Dwoją się i troją, by zawsze być we właściwym miejscu, są jednak tym, kim są – nadal targają nimi emocje i dotykają przyziemne problemy. Ich słabostki czasem wychodzą na wierzch, a rzeczy, z którymi się mierzą, potrafią wyprowadzić ich z równowagi i sprawić, że wybiorą złą ścieżkę.

„Dziedzictwo Jowisza” cieszyło się raczej pozytywnymi opiniami i musiało się też dosyć dobrze sprzedać, inaczej raczej nie uświadczylibyśmy kolejnego komiksu umiejscowionego w tym interesującym uniwersum. Tymczasem w ręce czytelników trafił prequel tego tytułu, który utrzymany jest z jednej strony w podobnych, z drugiej jednak w nieco innych klimatach niż oryginał. To próba poruszenia nieco poważniejszej tematyki, a skonfrontowanie protagonistów z problemami codzienności ma ich uczynić bardziej wiarygodnymi. Pokazać, że owszem, są superbohaterami obdarzonymi wielką mocą, ale nadal pozostają ludźmi.

Taki stan rzeczy przejawia się chociażby w pokazaniu jednego z bohaterów jako homoseksualisty. Tak, wiem, można w tym momencie biadolić nad „poprawnością polityczną” i pewnie niektórzy będą to robić, ale tym razem wcale nie wydaje się, żeby był to wątek wciśnięty na siłę i byle zadowolić mniejszość. Nie. Millar po prostu wykorzystuje orientację bohatera do opowiedzenia dobrej historii. Podobnie rzecz się ma także z innymi postaciami – widać, że scenarzysta chce dać odpowiednie tło każdemu. Kolejne strony przynoszą wiele interesujących tematów – mamy zdradę małżeńską; niektórzy protagoniści zachowują się lekkomyślnie, by potem tego żałować; pojawia się też problematyka wykorzystywania mocy w życiu codziennym. Tematycznie „Jupiter's Circle” jest naprawdę bogaty i zamiast dwunastu zeszytów mogłoby ich tu być jeszcze kilka więcej.

Druga część albumu przynosi nam spięcie większości wątków w jedną całość. Nie żeby wcześniej były one szczególnie mocno rozstrzelone, ale im bliżej końca, tym fabuła staje się bardziej ciągła, co przypomina nam, że nie jest to tylko zbiór zeszytów, ale jedna opowieść. W każdym momencie wyraźnie wyczuwalne są jednak emocje. To jest najważniejsza cecha tego komiksu – jego uczuciowość. Millar skupia w opisywanych przez siebie herosach cechy zwykłego człowieka, tylko jeszcze mocniej je kondensuje, po czym dzieli się spostrzeżeniami na temat kolejnych rysów charakteru, czy to dobrych, czy złych.

Frank Quitely, który pracował z Millarem przy „Dziedzictwie Jowisza”, tym razem ograniczył się do stworzenia okładek pierwszych sześciu zeszytów. Jego miejsce jako głównego rysownika zajęli inni, a najwięcej „czasu ekranowego” dostał Wilfredo Torres. Amerykanin przyjął inną strategię niż Quitely i zdecydował się na większą cartoonowość. Styl, który momentami przypomina prace nieodżałowanego Darwyna Cooke'a, okazał się naprawdę dobrym wyborem i idealnie pasuje do historii. Jest dość prosto i przejrzyście, ale jednocześnie chwytliwie i ładnie. Nie gorzej wypadli inni artyści, którzy, mówiąc w dużym uproszczeniu, zaprezentowali prace w podobnym klimacie co Torres.

Mając w pamięci miałkie zakończenie „Jupiter's Legacy”, można było żywić pewne obawy co do jakości tego prequela. Na szczęście Millar stanął tym razem na wysokości zadania i utrzymał poziom nie tylko w pierwszej części albumu, ale na całej jego przestrzeni. To z kolei sprawia, że „Orbita Jowisza” jest w moim odczuciu komiksem lepszym niż oryginał. Szkot odkupił swoje winy, nie poszedł na łatwiznę i dostarczył nam tytuł, który bez wątpienia jest highlightem jego najświeższej bibliografii. Taki stan rzeczy cieszy, bo pozwala mieć nadzieję, że kolejne komiksy Millara (a tych z pewnością trochę w najbliższym czasie powstanie) będą porównywalnie dobre.

Tytuł: Jupiter’s Circle. Orbita Jowisza
Scenariusz: Mark Millar
Rysunki: Wilfredo Torres i inni
Kolory: Ive Svorcina, Miroslav Mrva
Tłumaczenie: Marek Starosta
Tytuł oryginału: Jupiter’s Circle Vol. 1; Jupiter's Circle Vol. 2
Wydawnictwo: Mucha Comics
Wydawca oryginału: Netflix
Data wydania: grudzień 2019
Liczba stron: 296
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 180 x 275
Wydanie: I
ISBN: 978-83-65938-84-8

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, obecnie dostępnym w sieci na profilu facebookowym. Tekst ukazał się 09. 02. 2020)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz