Wampiry zadomowiły się na dobre w popkulturze i trudno powiedzieć o nich coś nowego. Tematyka została ograna na wiele różnych sposobów, a żeby zaskoczyć odbiorcę, potrzeba czegoś nieoczywistego. Tylko raz na jakiś czas jakiemuś twórcy udaje się wymyślić coś, co potrafi tchnąć życie w nieco skostniałych drapieżnych krwiopijców. Udało się to autorom „30 dni nocy”, którzy bazując na nieszablonowym pomyśle, sprawili swego czasu, że o wampirzym podgatunku horroru znów było przez jakiś czas głośno.
Mieszkańcy Barrow na Alasce jak co roku szykują się na długi, miesięczny okres, kiedy słońce nie wschodzi. Z półek sklepowych i barowych znika alkohol, a ludzie robią zapasy jedzenia. Nie wiedzą, że tym razem przyjdzie im zmagać się nie tylko ze spowodowaną brakiem światła dziennego depresją, ale z innym, znacznie poważniejszym zagrożeniem, które już nadciąga nad ich domostwa. Do miasteczka zmierzają bowiem wampiry, skuszone perspektywą ułatwionego brakiem słońca polowania na ich ulubiony przysmak, ludzką krew.
Pomysł jest w zasadzie dosyć prosty i trochę dziwi, że nikt nie wpadł na niego wcześniej. Steve Niles skorzystał z powszechnie znanej cechy wampirów, ich strachu przed słońcem, i przeniósł akcję do miejsca, w którym nie pojawia się ono przez miesiąc – na koło podbiegunowe. Pomysł jest genialny w swojej prostocie i sprawnemu pisarzowi stwarza spore możliwości kreacji poczucia zagrożenia. Nilesowi ta sztuka udała się jednak połowicznie. Bo pomysł to jedno, ale atrakcyjność fabuły to zupełnie inna sprawa.
Problemem „30 dni nocy” jest tempo, w jakim wydarzenia po sobie następują. Scenarzysta nie buduje właściwie żadnego tła – w momencie kiedy trafiamy do Barrow, zaczyna się też akcja. Wstęp do całej tej historii jest króciutki, a potem obserwujemy tylko nieustającą jatkę, która niestety nie wzbudza zbyt wielu emocji. Zważywszy na naprawdę intrygujący pomysł wyjściowy, to rozczarowujące, bo komiks obiecywał zupełnie nowe podejście do horroru wampirycznego, tymczasem sama groza ma tu wyłącznie czerwone zabarwienie stylu gore i niedostatek klimatu osaczenia i beznadziei, jakiego można było się spodziewać po opowieści o ludziach uwięzionych na odludziu i walczących o przetrwanie.
Podobny schemat (nadchodzą, a my się bronimy) autor zastosował również w opowiadaniu zamykającym album. Stoi ono na podobnym poziomie jak pierwsza historia – to akcja w kubraczku grozy i jako taka jest dość zadowalająca, ale tylko gdy nie wymaga się niczego więcej. Lepsze wrażenie sprawiają za to „Mroczne dni”. Tutaj od razu widać, że Niles rozwinął nieco pomysł wyjściowy. Założenia są sensowne, a fabuła rozbudowana (przynajmniej względem pierwszej części) i wprowadza kilka ciekawych wątków, jak na przykład motyw kiełkującego uczucia między wdową po szeryfie z Barrow a wampirem-renegatem. Jasne, na papierze brzmi to sztampowo i niepokojąco zalatuje „Zmierzchem”, ale na szczęście nic z tych rzeczy. Niles nie uderza w tak kiczowate rejony, zachowując o wiele bardziej horrorowy klimat.
Na początku rysunki Bena Templesmitha robią wrażenie, tego nie można im odmówić. Są obskurne, dziwne, niechlujne – wydaje się, że idealnie pasują do horroru, nadając mu brudnego, specyficznego klimatu. I rzeczywiście pasują. Sęk w tym, że gdy się opatrzą, zaczynają nieco męczyć. W moim odczuciu idealnie by było, gdyby Templesmith rysował tylko pierwszą część albumu, pozostałe przekazując innym artystom. A wraz z kolejnymi stronami to wizualne niechlujstwo zaczyna coraz bardziej irytować i zamiast budować nastrój, odstręcza.
Powiem szczerze, że spodziewałem się więcej po tytule, który jest jakoby jednym z najbardziej interesujących komiksowych horrorów. Oczywiście doceniam to, co w nim dobre i innowacyjne, jednakże patrząc całościowo, wydaje mi się, że nie ma tu niczego szczególnie zachwycającego. Pokłony należą się scenarzyście za świetny pomysł wyjściowy, na uznanie zasługuje też plastyk za ciekawe podejście do tematu, ale to w zasadzie byłoby na tyle, bo pod względem jakości samej fabuły jest tu zaledwie poprawnie.
Seria: 30 dni nocy
Tom: 1
Scenariusz: Steve Niles
Rysunki: Ben Templesmith
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
Tytuł oryginału: 30 Days od Night Omnibus, Volume 1
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics (Vertigo)
Data wydania: listopad 2019
Liczba stron: 368
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-9757-2
(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, obecnie dostępnym w sieci na profilu facebookowym. Tekst ukazał się 07. 02. 2020)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz