wtorek, 15 października 2019

Jakub Małecki "Horyzont" - Recenzja

Mniej więcej na wysokości „Dygotu”, czyli cztery książki temu (pięć, jeśli liczyć zbiorek „Historie podniebne”, lub sześć, gdy dodamy do tego serial audio „Nowe życie”), Jakub Małecki zrobił „level up”. Jego powieści zaczęły wówczas być dostrzegane gdzie indziej aniżeli tylko na fantastycznym poletku. Wielkopolanin awansował do mainstreamu. I nie ma co gadać, w pełni sobie na to zasłużył, bo sposób w jaki pisze jest tak bardzo uczuciowy, że nie sposób przejść obok jego książek obojętnie. Dlatego też każda nowa powieść Małeckiego jest od jakiegoś czasu literackim wydarzeniem. Nie inaczej rzecz ma się z „Horyzontem”, na który wielu czytelników wyczekiwało z prawdziwym utęsknieniem.

Mariusz jest trzydziestokilkuletnim żołnierzem, który niedawno wrócił z Afganistanu. Jako młody emeryt nie wie, co zrobić z nadmiarem wolnego czasu. W dodatku prześladują go wspomnienia z misji. Próbuje ułożyć sobie życie na nowo, jednak normalność go przytłacza. Pewnego dnia poznaje sąsiadkę, Zuzę, która kilka lat temu przekroczyła dwudziestkę i jest dopiero na progu samodzielności. Niedawno zaczęła mieszkać sama, ale wciąż odwiedza rodzinę, w tym babcię. Starsza kobieta nieświadomie zdradza jej okruchy tajemnicy dotyczącej tragicznie zmarłej matki Zuzy.

„Horyzont” jest opowieścią o ludziach, którzy są naznaczeni tragedią. Nie widać jej na co dzień, ale mimo to odciska zauważalne piętno na życiach Mariusza i Zuzy. Każde z nich przeżyło co innego i ma inne doświadczenia, a łączą ich zmagania z przeszłością. W przypadku mężczyzny rzeczami, z którymi musi sobie poradzić, są jego przeżycia z Afganistanu. Wydarzenia, które miały miejsce w tym dalekim, górzystym kraju sprawiły, że teraz Maniek nie może się dostosować do cywilizacji. Tam wszystko było prostsze, a życie przebiegało w rytm jasnych zasad – rzeczy miały swoje miejsce, kolejnym dniom przyświecał konkretny cel. Powrót do rzeczywistości, w której nad człowiekiem nie wisi nieustanne zagrożenie życia, a błędy przeszłości powracają z oszałamiającą siłą, jest trudniejsze, niż można się było tego spodziewać.

Powiem szczerze, że w pewnym stopniu obawiałem się tej powieści. Praktycznie w ogóle nie interesuję się wojskowością i obawiałem się, że zagłębienie się w świat weterana misji w Afganistanie może być dla mnie niestrawne. Szybko okazało się jednak, że nic z tych rzeczy – nadal mamy do czynienia ze starym Kubą Małeckim, który uwagę przywiązuje przede wszystkim do swoich bohaterów i tego, co przeżywają. Otoczka jest trochę inna niż wcześniej, ale to wciąż jest ten sam autor, który czaruje słowem i zachwyca wrażliwością. Tutaj nic się nie zmieniło.

Pierwsze książki Małeckiego balansowały między fantastyką a opowieścią obyczajową. Zazwyczaj na początku danej powieści więcej było zwyczajności, a niesamowitość wkradała się w fabułę wraz z biegiem akcji. Później, uznajmy, że na etapie „Rdzy”, elementy nadprzyrodzone poszły w odstawkę (nie liczę tu opowiadań), co z kolei przyniosło autorowi szersze uznanie i możliwość wskoczenia „wyżej”. Jakkolwiek sam również uważam, że rzeczywiście dopiero po całkowitym wejściu w literaturę obyczajową pisarstwo Małeckiego odsłoniło to, co w nim najlepsze, to traktowanie fantastyki jako gorszego nurtu literatury jest i zawsze było błędem. Podobnie zdaje się uważać sam autor, czego wyraz daje także w „Horyzoncie”. Swojego bohatera, Mańka, czyni pisarzem z przypadku, który nie ma weny, dopóki nie trafi na odpowiednie środki wyrazu. Sposób na opowiedzenie swoich przeżyć z Afganistanu znajduje dopiero wtedy, kiedy prawdziwe zdarzenia odziewa w fantastyczny płaszczyk. Ten manewr wydaje mi się lekkim prztyczkiem w nos dla tych (a niestety takich ignorantów nadal nie brakuje), którzy uważają, że literatura fantastyczna to rzecz gorszego sortu, tylko dyrdymały o wyimaginowanych światach.

„Horyzont” wygrywa dzięki wiarygodnemu przedstawieniu ludzkich losów. W życiu protagonistów dominuje smutek. Tyczy się to zarówno wiodących postaci, jak i tych drugo-, a nawet trzecioplanowych. Mnie za serce w szczególności chwyciła postać ojca Zuzy. Nie wiemy, czy ktoś kiedykolwiek go kochał, a mimo to stara się być po prostu dobrym człowiekiem i żyć w zgodzie ze sobą. Choć Małecki poświęca mu na dobrą sprawę ledwie kilka, wydawałoby się mało znaczących, scen, to nawet tyle miejsca wystarcza, żeby go polubić. Ponadto poza wspomnianym smutkiem w powieści wyczuwalny jest też optymizm – autor umiejętnie przedstawia małe sceny, w których bohaterowie po prostu wzbudzają sympatię. Pozwala czytelnikowi uwierzyć, że szansa na lepsze jutro jest jak najbardziej realna, nawet mimo wyrządzonego przez ludzi zła.

Oznak, żeby Jakub Małecki utracił wysoką twórczą formę przed tą książką, właściwie nie było. I faktycznie, „Horyzont” nie rozczarowuje, co więcej, z miejsca awansuje do ścisłej czołówki dokonań autora. Mimo wciąż młodego wieku twórcy w tym pisarstwie czuć dojrzałość, która wyziera z każdego słowa. To kolejna powieść, która na koniec roku będzie walczyć o najwyższe miejsca we wszelkiej maści podsumowaniach. I bardzo dobrze, bo zasługuje na to w stu procentach.

Tytuł: Horyzont
Autor: Jakub Małecki
Wydawca: Sine Qua Non
Data wydania: wrzesień 2019
Liczba stron: 336
ISBN: 978-83-8129-543-7

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

1 komentarz:

  1. Lubię twórczość Małeckiego, więc na pewno, prędzej czy później, sięgnę po "Horyzont".

    OdpowiedzUsuń