poniedziałek, 21 października 2019

Green Arrow (Odrodzenie). Tom 5: Konstelacja strachu - Recenzja

Dzięki „Odrodzeniu” zaczęły ukazywać się tytuły, jakich jeszcze kilka lat temu można było ze świecą szukać na naszym komiksowym rynku. „Nastoletni tytani”, „Nightwing” czy właśnie „Green Arrow” stały się symbolem ekspansji Egmontu na terytorium superbohaterszczyzny i potwierdzeniem niewidzianego u nas nigdy wydawniczego dobrobytu. To co dobre, musi się jednak kiedyś skończyć. Nie wiadomo jakimi względami kierowało się wydawnictwo przy decyzji o anulowaniu cyklu (choć można domniemywać, że chodzi o wyniki sprzedaży), nie wiadomo też czy jest to zapowiedź nieco gorszych czasów dla fanów trykotów (oby nie), ale ten ostatni tytuł właśnie znika ze sceny, a tom numer pięć jest, przynajmniej na pewien czas, pożegnaniem ze Szmaragdowym Łucznikiem.

Po wydarzeniach zaprezentowanych w poprzednim albumie Oliver Queen musi ratować własną reputację. Wrobiony w morderstwo, niesłusznie oskarżony i publicznie napiętnowany, postanawia opuścić Star City, czyli dawne Seattle i wyruszyć w podróż po USA. Jego celem jest zebranie sił przed ostateczną konfrontacją z Dziewiątym Kręgiem a także pozyskanie ewentualnych sojuszników. Na życie Olliego czyhają jednak nie tylko demoniczni bankierzy, będzie musiał mieć oczy dookoła głowy, bo zagrożenie może nadejść z najmniej oczekiwanej strony.

Po „Konstelacji strachu” widać, że Egmont chciał dosyć szybko zamknąć serię i skoncentrować się na innych, zapewne popularniejszych tytułach – album ma bowiem podwójną objętość i zawiera oryginalne wydania tomów numer cztery i pięć. Wydać i przejść dalej? Tak to wygląda, ale przynajmniej dostajemy podwójną dawkę superbohaterskiego dobra. To jednak nie komiks dla przypadkowych fanów, ponieważ opowieść, którą snuje Benjamin Percy, nie jest autonomiczna i nie można w nią dobrze wejść bez znajomości poprzednich części. To kontynuacja niedawnych perypetii Olivera Queena i reszty jego ekipy, która spina te wszystkie wydania wielką fabularną klamrą.

Green Arrow jest bohaterem, który niejednokrotnie już, gdy mu w życiu nie szło, wykonywał manewr „hit the road”, co skutkowało odnalezieniem samego siebie i rozwiązaniem problemów. W omawianym albumie młody Queen ponownie wyrusza w podróż, a jego celem jest tym razem znalezienie sposobu na naprawę wizerunku, który został nadszarpnięty w wyniku działań organizacji znanej jako Dziewiąty Krąg. Podróż po Ameryce ma dla Szmaragdowego Łucznika charakter oczyszczający, a podczas kolejnych dni ma on okazję spotkać się z kilkoma członkami Ligi Sprawiedliwości i przekonać ich do siebie. Gościnne występy innych herosów DC Comics dodają omawianemu tytułowi pewnego prestiżu, pokazując, że problemy, z którymi musi mierzyć się Green Arrow, są dość poważne, a sam heros, mimo że wciąż działa pod wpływem impulsu i bywa lekkoduchem, jest godny zaufania.

Benjamin Percy sporo miejsca poświęca budowaniu relacji między bohaterami. Trzeba przyznać, że wychodzi mu to całkiem nieźle. Widać to choćby na przykładzie pary Ollie-Dinah. Oboje powoli dojrzewają do przyznania, że żyć bez siebie nie mogą, a wszelkie dotychczasowe przeszkody i kłody, jakie los rzucał im pod nogi, tylko ich w tej decyzji umacniają. Prawdziwy popis autor daje jednak, gdy na scenie pojawiają się ludzie z najbliższego otoczenia Queena, członkowie jego rodziny. Tę można śmiało określić jako dysfunkcyjną, bo panujące w niej relacje są nader skomplikowane. Jest tu miejsce na zaufanie, na zdradę, na uczucie – a co najważniejsze, Percy ma dobrą rękę  w prowadzeniu takich wątków, co sprawia, że całość nie kończy się jak tania telenowela.

Za rysunki odpowiada stała ekipa, czyli Otto Schmidt i Juan Ferreyra, wspomagani w dwóch albumach przez innych rysowników. Ci dodatkowi twórcy doskonale wtopili się w tło, bo gdybym nie przeczytał o nich w stopce, to zwyczajnie nie zorientowałbym się, że przy danych segmentach pracował ktoś inny. Z kolei Schmidt i Ferreyra spisują się jak zawsze, czyli bardzo dobrze. Mnie podoba się zwłaszcza styl tego drugiego – malarski, lekko rozmazany, niezwykle efektowny i bardzo miły dla oka.

Odrodzony „Green Arrow” dobiegł zatem końca. Jaki to był komiks? Udany. Benjamin Percy potrafił na jego łamach dać nam sporo frajdy, nawet biorąc pod uwagę, że w kilku miejscach swojego runu jechał na dość ogranych schematach. Co jednak istotne, cykl zyskiwał z każdym kolejnym tomem zbiorczym, by na koniec zaprezentować się naprawdę okazale, jako jeden z najlepszych tytułów „Odrodzenia”. A że nie do końca zgadzały się wyniki sprzedaży? Trudno – ważne, że sam komiks był wart uwagi, a miłych chwil spędzonych na lekturze nikt nam nie odbierze. Mam nadzieję, że Oliver Queen powróci jeszcze kiedyś do kraju nad Wisłą, jest to bowiem bohater – mimo swojego zarozumialstwa – całkiem sympatyczny.

Tytuł: Konstelacja strachu
Seria: Green Arrow
Tom: 5
Scenariusz: Benjamin Percy
Rysunki i kolory: Juan Ferreyra, Otto Schmidt i inni
Tłumaczenie: Marek Starosta
Tytuł oryginału: Green Arrow Vol. 5: Hard-Traveling Hero; Green Arrow Vol. 6: Trial of Two Cities
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: kwiecień 2019
Liczba stron: 252
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 165 x 255
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-4131-5

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz