wtorek, 22 października 2019

Gideon Falls. Tom 1: Czarna Stodoła - Recenzja

Jeff Lemire stał się ostatnio mocno rozchwytywanym twórcą – pisze i rysuje autorskie komiksy, jest angażowany do kolejnych historii superhero. Wszędzie go pełno. Zazwyczaj też, co istotne, efekty jego pracy są zadowalające, a czasami pojawiają się nawet perełki. Tyczy się to zwłaszcza tych projektów, w których szefostwo wydawnictwa daje mu wolną rękę i pozwala popuścić wodze wyobraźni. Wydaje się, że „Gideon Falls” jest tytułem, który może dołączyć do tej lepszej części portfolio Kanadyjczyka – nieszablonowy pomysł idzie tu bowiem w parze z rzetelnym wykonaniem.

Akcja „Czarnej stodoły” prowadzona jest dwutorowo. W jednym z wątków mamy okazję śledzić poczynania ojca Willfreda, który zostaje wysłany do Gideon Falls przez swojego biskupa w celu zastąpienia poprzedniego proboszcza tutejszej parafii. Ledwo duchowny przyjeżdża na miejsce, dookoła zaczynają dziać się niewytłumaczalne rzeczy, a w tle znajduje się tytułowa budowla. Równolegle poznajemy Nortona, młodego mężczyznę, który zachowuje się jak chory psychicznie. Zbiera stare gwoździe, twierdząc, że są to elementy tajemniczej Czarnej Stodoły. Co zrobi, kiedy zbierze wystarczająco dużo tego, co na pierwszy rzut oka wydaje się być zwykłymi śmieciami? Tego na razie nie wiadomo.

Porównanie pewnych elementów nowego dzieła Lemire’a do słynnego Lynchowskiego „Twin Peaks” to zestawienie wydaje się ze wszech miar zasadne, ponieważ klimat tego, co widzimy na niektórych kadrach „Czarnej Stodoły” jest prawdziwie obłędny i trudny do jednoznacznego zinterpretowania, jak żywo przypominając niezapomnianą Czarna Chatę. To coś dla fanów serwowanych przez Lyncha totalnych odjazdów, których namiastkę można wyczuć także w filmach innych twórców, na przykład „Neon Demon” czy „Mandy”. To całkowite oderwanie od rzeczywistości hipnotyzuje, ale to także środek wyrazu, który nie dla każdego będzie przekonujący. Zdaję sobie sprawę, jak cienka linia oddziela chorą, ale intrygującą artystyczną wizję od bełkotu, dlatego w przypadku tego komiksu wiele będzie zależeć od gustu danego odbiorcy.

Przy całym tym odjeździe (który, przyznajmy uczciwie, nie występuje cały czas, ma tylko swoje efektowne momenty) Lemire nie zapomina na szczęście o tym, że fabuła musi być skonstruowana w sensowny sposób. Jak zatem wyglądają dwa główne wątki tej opowieści? Widać, że to dopiero ich początkowy etap, mamy więc przede wszystkim ekspozycję, która jednak prezentuje się naprawdę przyzwoicie. Główni bohaterowie zarysowani są w ciekawy sposób. Ojciec Willfred to duchowny, który patrzy na świat w dość racjonalny sposób, ma swoje wątpliwości, zmaga się też z własnymi demonami, ale to, co zobaczy w mieścinie, do której zostanie wysłany, sprawia, że jego światopogląd zostaje wywrócony do góry nogami. Musi zmierzyć się z nadprzyrodzonym i nie ma najmniejszego pojęcia o jego naturze, a to z kolei sprawia, że zmuszony jest podejść do tej walki po omacku.

Druga z centralnych postaci komiksu, Norton, jest swego rodzaju wyrzutkiem. Uznany przez lekarzy za schizofrenika wierzy, że rzeczy, które widzi, są prawdziwe. Lemire nie mówi za wiele o jego przeszłości, dzięki czemu na tę chwilę jest to postać dość enigmatyczna. Oba wątki jeszcze się ze sobą nie łączą, ale w obu dostrzegam spory potencjał – są odpowiednio tajemnicze, by wzbudzić w odbiorcy zainteresowanie. Istotne jest także, że to nie akcja stoi na pierwszym planie – tempo wydarzeń nie jest w sumie zbyt szybkie, Lemire bardziej skupia się na tajemnicy. Od jej wyjaśnienia będzie w kolejnych tomach wiele zależeć.

Bardzo dobre wrażenie robi strona wizualna albumu. Odpowiedzialny za nią Andrea Sorrentino wykonał kawał dobrej roboty. Ilustracje są ostre i utrzymane w realistycznej konwencji, ale gdy trzeba, dobrze oddają niesamowitość prezentowanych w danym momencie wydarzeń. Ciekawe jest także kadrowanie – zazwyczaj dość konwencjonalne, w momentach scenariuszowych dziwności dobrze idzie w parze z pomysłami Lemire'a. Natomiast okładka wydania zbiorczego mogłaby być lepsza – wydaje się po prostu nijaka i nie przyciąga wzroku.

Pierwszy tom „Gideon Falls” wydaje się być komiksem obiecującym. Nie jest to może szczytowe osiągnięcie Lemire'a, ale całość czyta się z dużym zainteresowaniem. Romans autora z horrorem wypada dobrze – teraz wszystko zależy od tego, w którą stronę potoczy się ta opowieść wraz z kolejnymi jej odsłonami. Warto jednak zaufać twórcom, bo wydaje się, że mają coś ciekawego do powiedzenia, a czy tak będzie w istocie, przekonamy się już niebawem.

Tytuł: Czarna Stodoła
Seria: Gideon Falls
Tom: 1
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Andrea Sorrentino
Kolory: Dave Stewart
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Tytuł oryginału: Gideon Falls Vol. 1: Black Barn
Wydawnictwo: Mucha Comics
Wydawca oryginału: Image Comics
Data wydania: lipiec 2019
Liczba stron: 168
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 180 x 275
Wydanie: I
ISBN: 978-83-65938-50-3

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz