niedziela, 18 sierpnia 2019

Royal City. Tom 3: Płyniemy z prądem - Recenzja

Niedawno żegnaliśmy się ze wspaniałym „Łasuchem”, a tu, jakby rozstań było mało, końca dobiegł kolejny ambitny projekt Jeffa Lemire’a, „Royal City”. Twórca w tym stosunkowo krótkim, bo zamkniętym ledwie w trzech niezbyt obszernych tomach komiksie od samego początku oferował nie tylko wnikliwe spojrzenie na konkretną rodzinę, ale przez jej pryzmat zagłębiał się w tematykę odpowiedzialności, miłości oraz błędnych decyzji i prób zadośćuczynienia dawnym krzywdom. Jako żywo dramat obyczajowy, a ten gatunek, choć zazwyczaj nie jest specjalnie lekki, w ujęciu kanadyjskiego pisarza i rysownika jawi się jako niezwykle atrakcyjny w odbiorze. Nie inaczej jest w trzecim, ostatnim tomie tej opowieści.

Trzeci tom „Royal City” przynosi ostateczne połączenie wątków dziejących się w przeszłości z tymi rozgrywającymi się obecnie. To spojrzenie na familię Pike’ów daje w końcu więcej informacji na temat śmierci najmłodszego z rodzeństwa i wpływu, jaki to wydarzenie miało na całą rodzinę. To czas, kiedy na jaw wychodzą skrywane żale i kiedy trzeba podjąć decyzje, które pozwolą wszystkim dokonać oczyszczenia i żyć dalej, ostatecznie godząc się z bolesną stratą.

Jak przystało na album wieńczący całość, trzeci tom „Royal City” przynosi odpowiedzi na kilka kwestii nurtujących czytelników. Na wierzch wypływa kilka tajemnic, jakie bohaterowie skrywali w swoich sercach czasami przez całe lata. Lemire, co ciekawe, nie stosuje tu zabiegu polegającego na sensacyjnym praniu brudów, co to, to nie. Zamiast tego proponuje zgoła inne podejście do zagadnienia. Pike’owie nie chcą osądzać siebie nawzajem, bo wiedzą, że każdy z nich mógł na pewnym etapie swojego życia zachować się inaczej. Dojrzewają za to do tego, żeby przyznać, że wina nigdy nie leży w całości po jednej stronie. Takie postawienie sprawy jest zaś niezwykle satysfakcjonujące z perspektywy odbiorcy, autor ucieka bowiem od utartych schematów rodzinnego dramatu, proponując coś wciąż osadzonego w tym gatunku, ale zarazem nieco innego. Coś odświeżającego.

Choć nad całą opowieścią unosi się duch zmarłego Tommy’ego, to „Royal City” nie ma jednego głównego bohatera. Każdy z rodziny Pike’ów jest na swój sposób ważny i każdy wnosi do tej historii coś od siebie. Kolejne postacie są tak bardzo różne, jak to tylko możliwe w rodzinie, ale łączy je jedno – mimo przeciwności losu, mimo problemów charakterologicznych, chcą walczyć (lub do tej walki dojrzewają) o miłość, przebaczenie, a nade wszystko o zrozumienie. Ich zachowanie przypomina jako żywo wyrażenie, że jak coś się zepsuje, to zamiast to wyrzucać, lepiej spróbować daną rzecz (a w tym wypadku międzyludzkie relacje) naprawić. Wracając na chwilę do Tommy’ego – choć wcześniej Pike’owie nie mogli się pogodzić z tą stratą, a niektórzy z nich się za nią obwiniali, to ostatecznie ta jego metafizyczna obecność wydaje się mieć leczniczy i terapeutyczny wpływ zarówno na rodzeństwo, jak i na rodziców i pozwala im w końcu na pogodzenie się ze światem.

Tym co może podobać się w twórczości Jeffa Lemire’a, a przynajmniej w tej bardziej niezależnej części jego bibliografii, jest jego podejście do człowieka, jego emocji i przeżyć. Bohaterowie traktowani są z szacunkiem – każdy ma głębię, własne przemyślenia i refleksje, swoje racje i pobudki. Absolutnie o nikim nie można powiedzieć, że jest papierowy. To podejście wyróżnia literacką część pracy Kanadyjczyka i sprawia, że o jego komiksach nie da się zapomnieć, a szczegóły fabuły nie zacierają się po przeczytaniu się tak szybko, jak w przypadku prac wielu innych pisarzy. Komiksy Lemire’a są bardzo sentymentalne, a sam twórca hołduje trudnemu optymizmowi. Odnoszę wrażenie, że on po prostu lubi swoich bohaterów i chce dla nich jak najlepiej, ale protagoniści muszą sobie tę dobrą przyszłość wypracować.

W wielu swoich autorskich projektach Lemire jest zarazem scenarzystą i rysownikiem. W „Royal City” prezentuje swój charakterystyczny styl – lekki oniryzm miesza się z nieco niedbałą manierą, co daje hipnotyzujące wręcz efekty. Z kolei uzyskane dzięki akwarelom rozmycie nadaje całości wspaniałego klimatu. Jeśli nie jest się spaczonym wizualną superbohaterską papką (widoczną zwłaszcza w albumach angażujących większą liczbę artystów), to warstwa graficzna z pewnością zrobi duże wrażenie. A jeśli nie jesteście fanami podejścia, jakie stosuje Lemire, to i tak docenicie konsekwencję, z jaką wprowadza swoją wizję w życie.

Trzeci tom „Royal City” w bardzo satysfakcjonujący sposób zamyka wszystkie wątki i odpowiada na większość pytań, jakie zadawali sobie czytelnicy. Bardzo dobrze, że Lemire nie zdecydował się na sztuczne rozdmuchiwanie treści – cała opowieść zamyka się w trzech zbiorczych woluminach i wydaje się, że to rozwiązanie jest wręcz idealne dla kompleksowego zaprezentowania historii Tommy’ego i reszty rodziny Pike’ów. To kolejny tytuł, w którym Kanadyjczyk pokazuje klasę i, co najważniejsze, utrzymuje równą i wysoką formę od pierwszego do ostatniego zeszytu. Dzięki tytułom takim jak ten wchodzi się do historii komiksu i zyskuje szacunek czytelników. Jeśli Lemire zachowa taką formę twórczą w kolejnych projektach, jestem spokojny o jego artystyczną przyszłość.

Tytuł: Płyniemy z prądem
Seria: Royal City
Tom: 3
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Jeff Lemire
Tłumaczenie: Bartosz Sztybor
Tytuł oryginału: Royal City Vol. 3 – We All Float On
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Wydawca oryginału: Image Comics
Data wydania: czerwiec 2019
Liczba stron: 120
Oprawa: miękka
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 978-83-8110-793-8

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, a pierwotnie publikowana była na stronie wydawnictwa Terebka pod niniejszym KLIKIEM)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz