wtorek, 7 maja 2019

Jazz Maynard - Recenzja

Nie powiem, żebym był wielkim fanem i znawcą kontynentalnego komiksu europejskiego. Rzadko mam z takowym styczność, a w moje ręce częściej trafiają tytuły amerykańskich i brytyjskich scenarzystów. Jasne – jest znakomity do pewnego momentu „Thorgal”, który towarzyszy mi przez większą część życia i jest w dodatku jednym z moich najukochańszych dzieł popkultury, ale poza tym ten temat prezentuje się u mnie dość słabo. Od czasu do czasu dobrze  jednak spróbować poszerzyć trochę horyzonty i posmakować czegoś nowego, bo to, czego się nie zna, także może się okazać czymś wartościowym.

Główny bohater to włamywacz, który choć posługuje się swoistym kodeksem honorowym, będąc przy tym prawdziwym gentlemanem, nadal jest przestępcą. Jazz wraz ze swoją siostrą wraca, a właściwie ucieka z USA do rodzinnej Barcelony, gdzie z miejsca wpada w poważne kłopoty. Szybko okazuje się, że przeszłość nie zamierza zostawić Maynarda w spokoju. Dawni znajomi wykorzystują posiadane haki, by skłonić go do uczestnictwa w ryzykownym skoku. Co więcej, miastem rządzą skorumpowane elity, a Jazz może pomóc w ich zdemaskowaniu. Żeby tak się jednak stało, musi wyjść żywy z innych niebezpiecznych okoliczności.

W tym konkretnym wydaniu „Jazz Maynard” ukazały się zbiorczo trzy krótsze, prawie pięćdziesięciostronicowe albumy traktujące o przygodach naszego bohatera. Fabuła jest wyraźnie podzielona na trzy części, co rodzi pytanie – czy to dobry zabieg? Według mnie w niczym to przy lekturze nie przeszkadza – każdy segment traktuje co prawda o innej przygodzie Jazza, ale wszystkie są ułożone chronologicznie i mają wyraźnie zaznaczone powiązania. Czyli jeśli spojrzymy na wszystko całościowo, z łatwością dostrzeżemy główną linię fabularną, co wydaje się być rozwiązaniem optymalnym.

Scenarzysta, podpisujący się jako Raule, duży nacisk położył na tempo akcji. Ta toczy się niezwykle szybko, a kolejne strony wypełnione są pościgami, strzelaninami i niebezpiecznymi misjami. Na szczęście nic nie dzieje się tu na łapu-capu, a oszałamiająca intensywność nie jest środkiem samym w sobie. Na pierwszym miejscu stoi bowiem intryga – scenarzysta z dużą wprawą kreuje powiązania między bohaterami i prezentuje nam obraz współczesnej Barcelony jako miasta trawionego korupcją oraz przestępczością. W tym kontekście bohaterowie, którzy przecież sami nie są aniołkami, zdecydowanie zyskują i jawią się jako jedne z nielicznych osób, którym warto kibicować.

Wspomniani przed chwilą bohaterowie zostali bardzo dobrze zarysowani. I mowa nie tylko o tytułowym Jazzie, ale i o innych postaciach. Duże wrażenie robią wiarygodnie opisane relacje międzyludzkie. Raule kładzie nacisk nie tylko na aktualne zależności, ale udaje się w przeszłość – wprowadzane co jakiś czas retrospekcje dobrze uzupełniają wizję, którą czytelnik ma przed oczami, o nowe detale, dzięki czemu obraz wzajemnych relacji staje się bardziej kompletny. Sama galeria postaci jest dość szeroka – mamy na przykład drobnego przestępcę o złotym sercu, poza tym jest tu wierna swoim zasadom dziennikarka, będąca nie tylko obiektem westchnień głównego bohatera, ale i dziewczyną lokalnej szarej eminencji. Mało? Dodajmy więc do tego niezłomnego komisarza policji, działającego na zasadzie „ostatni sprawiedliwy” czy wychodzącą na prostą ofiarę handlu ludźmi. To naprawdę nie wszystko, a co najważniejsze, mimo kilku niewątpliwych klisz, scenarzysta przyłożył się do pracy, bo nikt nie jest potraktowany po macoszemu.

A jak prezentują się ilustracje? Są bardzo dynamiczne, ale zarazem dość specyficzne. Ta druga cecha widoczna jest w rysowaniu kolejnych postaci. Roger (zostając przy artystycznych pseudonimach) ma słabość do postaci wysmukłych, co przejawia się nie tylko w samych sylwetkach, ale także w twarzach. Te mogą momentami sprawiać wrażenie nieco końskich, co albo się zaakceptuje, albo nie. Kadrowanie jest z kolei konwencjonalne – to różne rozmiary prostokątów i kwadratów, bez jakichkolwiek ekstrawagancji.

„Jazz Maynard” jest komiksem co najmniej interesującym. Raule stworzył ciekawy obraz współczesnej Barcelony, zaludniając to miasto pełnokrwistymi postaciami. Właściwie na każdym etapie fabuła angażuje, a kolejne strony przewraca się ze sporym zainteresowaniem. Przyznam, że ten tytuł był dla mnie pewnym zaskoczeniem in plus, dlatego będę wypatrywał kontynuacji, na którą, miejmy nadzieję, Non Stop Comics nie każe nam czekać zbyt długo.

Tytuł: Trylogia barcelońska
Seria: Jazz Maynard
Tom: 1
Scenariusz: Raule
Rysunki: Roger
Tłumaczenie: Jakub Syty
Tytuł oryginału: Jazz Maynard – Une trilogie barcelonaise
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Wydawca oryginału: Dargaud-Lombard
Data wydania: kwiecień 2019
Liczba stron: 144
Oprawa: twarda
Format: 221 x 279
Wydanie: I
ISBN: 978-83-8110-778-5

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz