czwartek, 9 maja 2019

Hellblazer. Tom 1 - Recenzja

„Vertigo, Vertigo, więcej Vertigo!” - krzyczeli fani żądni jeszcze większej ilości tytułów z tego imprintu DC Comics. I Egmont pochylił się nad tymi sugestiami, zdecydowanie głębiej wchodząc w ofertę amerykańskiego wydawnictwa. W to nam, rzecz jasna, graj, bo dzięki takiej a nie innej decyzji, dostaliśmy w swoje ręce między innymi „Łasucha”, „Skalp” czy „100 Naboi”. A to absolutnie nie wszystko, tym razem bowiem na księgarskie półki trafia kolejny długo wyczekiwany tytuł. Mowa o „Hellblazerze”, który w tej wersji liczyć będzie aż sześć grubaśnych tomów. Nic, tylko czytać.

Tom pierwszy, pisany przez Briana Azzarello, przynosi nam kilka oddzielnych opowiadań, z czego trzy to historie bardziej rozbudowane, a dwa to króciutkie jednozeszytówki. W dłuższych segmentach zobaczymy Johna Constantine'a w więzieniu – jego pobyt w tej instytucji będzie obfitował w wiele dosyć brutalnych spięć między więźniami, umiejętnie podsycanych przez głównego bohatera. Poza tym, operujący magią Angol, odbędzie sentymentalną podróż do miejscowości o nazwie Doglick, gdzie zmierzy się z problemami swoich starych znajomych, a na koniec, podczas śnieżnej zawiei, utknie w barze na zadupiu, gdzie pomoże rozwiązać zagadkę tajemniczego morderstwa.

Postać Johna Constantine'a została powołana do życia przez Alana Moore'a na łamach „Sagi o Potworze z Bagien”. Od tego czasu angielski okultystyczny detektyw zyskał sporą popularność i doczekał się nawet dwukrotnej ekranizacji swoich perypetii – raz w formie filmu, raz jako serial. Z kolei za jego komiksowe wcielenie odpowiadali na przestrzeni lat najbardziej uznani scenarzyści. Takim jest bez wątpienia także Brian Azzarello, który Constantine'a zaprezentował po swojemu, nadając mu kilku mało chwalebnych cech i momentami czyniąc z niego wręcz antybohatera.

Czy takie niecodzienne zaprezentowanie tytułowego bohatera okazało się strzałem w dziesiątkę, czy raczej niewypałem? Myślę, że nie da się tego jednoznacznie określić – wydaje się, że czytelnicy, którzy w pamięci mają inną charakterystykę tej postaci, mogą mieć niejaką trudność z zaakceptowaniem jej aż tak cynicznego oblicza. Constantine zawsze był swego rodzaju wygadanym cwaniakiem, ale tutaj nie widać tego aż tak dobrze. Jego działania często odbywają się poza kadrem, przez co nie możemy obserwować sposobów, które pomagają mu wydostawać się z tarapatów. Tych metod można się, oczywiście, domyślić samemu, ale w mojej opinii brakuje tu tego okultystycznego sznytu, z którego przede wszystkim Constantine jest znany.

Azzarello prezentuje dość pesymistyczną wizję świata, a zamiast nadnaturalnych wątków, proponuje coś zgoła innego – pokazanie bestii drzemiącej w człowieku. Jak dla mnie, jest to manewr całkiem udany, bo stawia bohatera w nowym świetle i pokazuje, że prawdziwym zagrożeniem wcale nie są wydumane i wręcz legendarne potwory, ale istota ludzka, która zdolna jest do najgorszych okropieństw. Scenarzysta zagłębia się w mocno przyziemny brud, co robi naprawdę spore wrażenie. Podobać się może także sposób, w jaki gra konwencją, co najlepiej widać zwłaszcza w „Piekło zamarznie”, gdzie początkowo mamy wrażenie obcowania z klasycznym kryminałem operującym schematem zamkniętego pomieszczenia pełnego ludzi, wśród których kryje się morderca, by wraz z biegiem akcji przeistoczyć się w fabułę rodem z filmów Tarantino.

Każdy segment ilustrowany jest przez innego artystę. Wielu fanów ma chociażby pracujący przy „Ciężkim wyroku” Richard Corben, jego styl jest jednak wyjątkowo specyficzny – artysta nader często balansuje na granicy karykatury, co uwidacznia się zwłaszcza w wizerunkach poszczególnych postaci, w których w oczy rzuca się zaburzenie proporcji anatomicznych. Mnie się ten styl nie podoba, ale rozumiem, że może mieć swoich zwolenników. O wiele bardziej podchodzą mi za to prace pozostałych rysowników, te są jednak o wiele bardziej standardowe, co po prostu pasuje mi do perypetii Constantine'a.

Dobrze widzieć, że w Polsce ukazuje się kolejny interesujący tytuł z oferty Vertigo. Tego nigdy za wiele, a gdy dodatkowo otrzymujemy komiks, którego autorem jest, będący w momencie oryginalnego wydania u szczytu formy Brian Azzarello, możemy w ciemno założyć, że lektura będzie zajmująca. I w przypadku pierwszej odsłony „Hellblazera” tak właśnie jest, chociaż, o czym warto pamiętać, nie jest to klasyczne przedstawienie postaci Johna Constantine'a. Mimo to, lektura przyniesie sporo satysfakcji, zwłaszcza tym czytelnikom, którzy cenią sobie mroczną wizję świata.

Seria: Hellblazer
Tom: 1
Scenariusz: Brian Azzarello
Rysunki: Richard Corben i inni
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Tytuł oryginału: Brian Azzarello Hellblazer Vol. 1
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics (Vertigo)
Data wydania: marzec 2019
Liczba stron: 408
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-4142-1

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Arena Horror i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz