Być może zabrzmi to brutalnie, ale tragedia zawsze była motorem napędowym sztuki. Traumatyczne wydarzenia doskonale napędzają siły twórcze artystów, sprawiając, że ich dzieła, często są niezwykle przejmujące, osobiste i przepełnione emocjami. Ich ładunek emocjonalny i szczerość sprawiają, że zapadają w pamięć czytelników na dłużej. Do tego grona z pewnością można zaliczyć „Kruka”, komiks oparty w znacznej mierze na smutnych doświadczeniach jego autora. Podobnie jak bohater tej powieści graficznej O'Barr stracił bowiem miłość swojego życia i obwiniał się o jej śmierć. Swój smutek potrafił jednak przekuć w coś twórczego. Tak właśnie powstał „Kruk”, komiks, który dla wielu fanów komiksu jest dziełem wręcz kultowym.
Eric Draven otrzymał możliwość pomszczenia śmierci swojej ukochanej. Rok temu oboje zginęli z rąk brutalnych bandytów, gdy wracali do domu z romantycznej wyprawy. Ta przypadkowa, niezawiniona śmierć, była tak bardzo niesprawiedliwa, a gniew tak wielki, że Eric dostał szansę na ukojenie bólu. Znalazł się w zawieszeniu między życiem a śmiercią, zaś jego misją stało się ukaranie winnych tej zbrodni. Teraz krok po kroku zbliża się do dawnych oprawców i staje się katem dla niespodziewających się niczego zwyrodnialców. Tylko zemsta może przynieść mu ukojenie?
Nie ma co ukrywać, fabuła „Kruka” nie wydaje się przesadnie skomplikowana. Ale czy opowieść o zemście, którą w istocie ten komiks jest, musi być zagmatwana? Chodzi tu wszak o jedno – wymierzenie sprawiedliwości tym, którzy na to zasłużyli. I tego właśnie dotyczy jeden z fabularnych planów, które śledzimy na kolejnych kartach.. Na chwilę obecną, gdy rynek nasycony jest tytułami wyjątkowo brutalnymi, sceny morderstw członków gangu nie zrobią zapewne na nikim zbyt dużego wrażenia. Jednak te prawie trzydzieści lat temu, gdy omawiany tytuł zaistniał w świadomości odbiorców, mogło być zgoła inaczej. Draven jest niepowstrzymany, mocno brutalny i nie ma żadnej litości w stosunku do swoich dawnych oprawców.
Zemsta to jedno, ale O'Barr poświęca dużo miejsca na retrospekcje i dokładne pokazanie uczucia, jakie dzielili Eric i Shelly. Przedstawiające to kadry przepełnione są szczęściem, a namiętność, jaką czują kochankowie, jest prawdziwie dojmująca. Te sceny robią tym większe wrażenie, że nader często służą za kontrast dla wydarzeń dziejących się później, już po ich śmierci . Dzięki temu cały czas czujemy targające przywróconym do życia Erikiem emocje, jego smutek, złość i nienawiść. Ciągle mając przed oczami utraconą na zawsze delikatność Shelly, Kruk nie może zapomnieć o swojej misji i nie dopuszcza do siebie żadnych wątpliwości – pozostaje bezwzględny i nie zbacza nawet o krok ze swojej sprawiedliwej ścieżki.
„Kruk” nie jest jednak komiksem bez wad. O'Barrowi niespecjalnie udała się kreacja antagonistów. Draven mierzy się na kolejnych kartach z wieloma bandytami, ale na dobrą sprawę wszyscy są odrysowani od jednego szablonu. To jednowymiarowi degeneraci, którzy nie tylko nie czują żadnych wyrzutów sumienia, ale zapewne powtórzyliby swoją zbrodnię, gdyby wiedzieli, że nie poniosą za nią żadnych konsekwencji. Manewr miał zapewne spowodować jeszcze większą niechęć czytelnika do tych indywiduów, ale zamiast tego wprowadził niepotrzebną monotonię. Kolejną sprawą jest fakt, że Kruk rozprawia się ze swoimi przeciwnikami w stylu Terminatora – bandyci padają z jego ręki jak muchy, natomiast on może przyjąć dowolną porcję ołowiu i nic mu się nie dzieje. Jasne, zamysł jest taki, że nasz mściciel to swego rodzaju nieśmiertelna zjawa, ale takie rozwiązanie automatycznie sprawia, że czytelnicze emocje związane z jego porachunkami z przestępcami nie są już tak gorące, ponieważ doskonale wiemy, że nie umrze, dopóki nie zrobi tego, co ma zrobić.
Rysunki na łamach albumu to także dzieło samego O'Barra. Utrzymano je w dwóch różnych konwencjach. Retrospekcje rysowane są łagodną, realistyczną kreską, podkreślająca ich sielankowość i „dobrą aurę” otaczająca Erika i Shelly. Z kolei sekwencje przedstawiające pośmiertną misję tytułowego Kruka wydają się ostrzejsze, zdecydowanie bardziej mroczne, co widać zwłaszcza w kolejnych lokacjach, brudnych i ciemnych. Sprzyja temu zaprezentowanie całości jedynie w czerni i bieli – podkreśla to także zero-jedynkowe postrzeganie świata przez Kruka. Pewnym mankamentem może być dla niektórych wygląd postaci – album powstawał na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, więc uwagę zwracają zwłaszcza typowe dla tamtego okresu fryzury, które obecnie niekoniecznie pomagają w utrzymaniu nastroju, sprawiając raczej karykaturalne wrażenie. To samo tyczy się image'u głównego bohatera, który, tak jak jednej z postaci pobocznych, niektórym może skojarzyć się z klaunem.
„Kruk” to komiks o dość dużym natężeniu emocjonalnym. Autor przelał na jego karty wiele ze swoich osobistych doświadczeń, co podczas lektury jest dość mocno wyczuwalne. Dojmujący smutek i przytłaczający nastrój – to główne cechy (i zarazem zalety) tego albumu. Jak na obecne standardy nie będzie on co prawda tak szokujący i obrazoburczy, jak trzy dekady temu, ale wciąż ma całkiem dużą siłę rażenia. Trochę dziwi mnie fakt, że dzieło o takim wpływie na popkulturę zostało wydane w Polsce dopiero teraz. Cóż, tym większe oklaski dla Planety Komiksów, że zdecydowała się na ten krok. Oby mieli na przyszłość w zanadrzu więcej asów pokroju „Kruka”.
Tytuł: Kruk
Scenariusz i rysunki: James O'Barr
Tłumaczenie: Michał Zdancewicz
Tytuł oryginału: The Crow – Special Edition by James O'Barr
Wydawnictwo: Planeta Komiksów
Data wydania: październik 2018
Liczba stron: 272
Oprawa: twarda
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 978-83-950445-6-4
(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz