Wydawane obecnie tytuły z nurtu superbohaterskiego nie należą z pewnością do najlepszych w historii gatunku. Wielu seriom można zarzucić schematyczność i brak naprawdę dobrych pomysłów, a twórcy częstokroć po raz któryś mielą motywy ograne już na dziesiątki, jeśli nie setki różnych sposobów. By znaleźć coś naprawdę interesującego i nieszablonowego, trzeba sięgnąć poza ofertę dwóch największych wydawnictw, operujących w tej tematyce, i poszperać w katalogu innych firm. Jednym z objawień minionych miesięcy okazał się „Czarny Młot”, tytuł co prawda oparty na schematach, ale potrafiący twórczo je wykorzystać. W oryginale wydany przez Dark Horse Comics, a do Polski sprowadzony przez nieoceniony Egmont, już w swojej pierwszej odsłonie jawił się jako komiks nieszablonowy i niezwykle intrygujący. Teraz mamy okazję poznać równie udaną kontynuację tej pasjonującej opowieści.
Uwięzieni na tajemniczej farmie superbohaterowie od dziesięciu lat próbują bezskutecznie powrócić do Spiral City. Teraz jednak ponownie mają nadzieję na rozwiązanie patowej sytuacji, gdy pojawia się gość z zewnątrz – Lucy Weber, córka Czarnego Młota, niegdysiejszego lidera grupy zamaskowanych pogromców zła. Szybko okazuje się, że kobieta nie pamięta, jak trafiła w to miejsce i nie może pomóc bohaterom w określeniu, czym ono właściwie jest. Lucy, z zawodu dziennikarka, postanawia jednak zbadać otoczenie, dowiedzieć się, czym jest farma oraz poznać mieszkańców okolicznego miasteczka i pomóc herosom powrócić do ich własnego świata.
Na przestrzeni lat pojawiło się kilka niezwykle interesujących komiksów, których autorzy próbowali przedstawić superbohaterów w innym świetle, dekonstruując ich mit. Czasem było to spojrzenie „na poważnie” („Strażnicy”, „Miracleman”), czasem z przymrużeniem oka („Chłopaki”, „Kick-Ass”). „Czarnego Młota” można zaliczyć do obu tych grup, jednak z mocniejszym wskazaniem na tę pierwszą. Od samego początku dużą rolę w opowieści miał wymiar obyczajowy. Scenarzysta kontynuuje to podejście także w „Wydarzeniu”. Duże wrażenie robi sposób, w jaki Jeff Lemire pokazał mieszkańców farmy. Wydawałoby się, że już w „Tajnej genezie” dowiedzieliśmy się o nich tego, co najważniejsze, jednak ciąg dalszy przynosi nam jeszcze lepszą prezentację ich charakterów i motywacji.
Bohaterowie „Czarnego Młota” są posiadaczami różnych mocy, ale pod „superpłaszczykiem” kryją także słabości. Wiele występujących tu postaci (może nawet wszystkie) można ponadto uznać za na poły tragiczne. W zasadzie nie różnią się tak bardzo od zwyczajnych ludzi, ponieważ tak samo jak oni poszukują szczęścia i własnej tożsamości. Jeff Lemire porusza na łamach swojej serii kilka interesujących kwestii. Jedną z nich jest homoseksualizm jednego z bohaterów, pochodzącego z Marsa Barbaliena. Jakkolwiek samą tematykę można uznać za mocno ograną, należy docenić, że autor bierze się za nią z wyjątkowym wyczuciem. Niczego nie piętnuje, nie każe czytelnikowi myśleć i oceniać w z góry założony sposób – po prostu pokazuje zagubienie swojego bohatera, który nie dosyć, że przebywa na obcej planecie, to jeszcze raz za razem musi mierzyć się z kolejnymi rozczarowaniami i odrzuceniem przez osoby, które mogłyby okazać się dla niego wyjątkowe. Warto przy tym zaznaczyć, że poza Barbalienem także reszta postaci została przedstawiona równie dobrze i wiarygodnie – bohaterowie to chyba najmocniejszy punkt „Czarnego Młota”.
Grupa superbohaterów nie przypomina za bardzo takich ekip jak Liga Sprawiedliwości czy Avengers. Nie mam na myśli oczywiście samych głównych założeń czy originów poszczególnych członków, bo te są „wariacją na temat” konkretnych, znanych herosów. Autor proponuje jednak inną stylistykę. Brak tu nieustannej przygody, a tragedia i poświęcenie są prawdziwe. Nie ma (przynajmniej na tym etapie) unieważniania nieszczęść. Jeśli wydarzy się coś złego i nieodwracalnego, jeśli ktoś umrze, to zwyczajnie nie ma możliwości, by powrócił zza grobu. To bezsprzecznie nadaje całości realności, co w przypadku opowieści superhero jest wielką rzadkością.
Pozytywne wrażenie sprawia także warstwa graficzna albumu autorstwa Deana Ormstona. Nie jest ona co prawda specjalnie wyszukana, daleko jej też do zazwyczaj preferowanego przeze mnie realizmu, ale ta prostota idealnie pasuje do charakteru opowieści. W wielu momentach, i w poszczególnych kadrach, widać nawiązania do komiksu Złotej Ery, kiedy herosi byli niewinni i bezinteresownie dobrzy. Jeszcze bardziej retro wyglądają rysunki do jedynego zeszytu ilustrowanego przez innego artystę, Davida Rubina. W opowieści o Talky-Walky jest jeszcze bardziej prosto i kolorowo, ale ponownie powtórzę – ta konwencja jest idealna, bo świetnie nawiązuje do dawnych wyobrażeń obcych planet i kosmicznych przygód.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że „Czarny Młot”, mimo wykorzystania motywów obecnych w komiksie superbohaterskim od dekad, jest prawdziwym powiewem świeżości w nieco skostniałym, ostatnimi czasy, gatunku. Być może nie jest to tytuł równie przełomowy jak „Strażnicy”, ale już samo wymienienie go w kontekście tego kultowego albumu i fakt, że dzieło Lemire’a w wielu aspektach wytrzymałoby porównania z nim, stanowi sporą nobilitację. Jeszcze kilka miesięcy temu w ogóle bym się nie spodziewał, że lektura jakiejkolwiek nowej serii, zahaczającej tematycznie o zamaskowanych obrońców prawa i porządku, przyniesie mi tyle frajdy co obcowanie z „Czarnym Młotem”. Niespodzianki się jednak zdarzają, a ta jest naprawdę przyjemna.
Tytuł: Wydarzenie
Seria: Czarny Młot
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Dean Ormston, David Ruben
Kolory: Dave Stewart, David Rubin
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: The Black Hammer vol. 2: The Event
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Data wydania: styczeń 2017
Liczba stron: 176
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-1972-7
(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz