Mało jest komiksów, o których można powiedzieć, że zrewolucjonizowały
nurt superbohaterski i weszły na stałe do żelaznego kanonu, a fani,
mówiąc o nich, nadużywają przymiotnika „kultowy”. Co pierwsze przychodzi
do głowy? Oczywiście Strażnicy i Powrót Mrocznego Rycerza. Oba są
bezsprzecznie lekturami obowiązkowymi, ale jest jeszcze jedna postać, o
której warto pamiętać. Postać, której przygody są w Polsce praktycznie
nieznane. To Miracleman. Podejrzewam, że po lekturze tomu wydanego
właśnie przez wydawnictwo Mucha Comics, wielu odbiorców uzna ten tytuł
za warty miana klasyka i postawi go na półce na honorowym miejscu.
Twórcy dali wiele powodów, by postąpić w taki właśnie sposób.
Mike Moran jest dziennikarzem. Konferencja prasowa, w której pewnego dnia uczestniczy, zostaje przerwana przez atak terrorystyczny. Moran, nieświadomy tego co robi, wypowiada pewne słowo i… zmienia się w superbohatera. Właśnie w tak banalny sposób rozpoczyna się monumentalna podróż Miraclemana, podczas której będzie on szukał swojej tożsamości, pozna mroczną przeszłość dotyczącą samego siebie i jemu podobnych, odwiedzi najdalsze zakątki wszechświata, a także zmierzy się z prawdziwym wcieleniem zła, spróbuje powstrzymać apokalipsę, a w końcu także podejmie próbę przeistoczenia całej Ziemi w utopię.
Mike Moran jest dziennikarzem. Konferencja prasowa, w której pewnego dnia uczestniczy, zostaje przerwana przez atak terrorystyczny. Moran, nieświadomy tego co robi, wypowiada pewne słowo i… zmienia się w superbohatera. Właśnie w tak banalny sposób rozpoczyna się monumentalna podróż Miraclemana, podczas której będzie on szukał swojej tożsamości, pozna mroczną przeszłość dotyczącą samego siebie i jemu podobnych, odwiedzi najdalsze zakątki wszechświata, a także zmierzy się z prawdziwym wcieleniem zła, spróbuje powstrzymać apokalipsę, a w końcu także podejmie próbę przeistoczenia całej Ziemi w utopię.
Miracleman rozpoczyna się od rzutu oka w przeszłość. Prolog to
pokazanie sposobu w jaki przedstawiano superbohaterów w 1956 roku i –
krótko mówiąc – jest on infantylny i prościutki. Zaraz jednak akcja
przeskakuje w lata 80. XX wieku i to właśnie tu rozpoczyna się prawdziwa
podróż. Alan Moore (autor zrzekł się praw do tytułu na rzecz twórcy
postaci i w nowych wydaniach figuruje już bez personaliów, jako
„Pierwotny scenarzysta ”) chce udowodnić, że motyw nadczłowieka można
pokazać inaczej niż jako banalną historyjkę dla dzieci. W jego
interpretacji zdecydowanie zyskuje on na powadze. Scenariusz nie boi się
podjąć wielu tematów, którym daleko do banału – wraz z rozwojem akcji
czytelnik może obserwować zmagania wszystkich członków „rodziny
Miraclemana” czy to z własnymi lękami i demonami, czy z
odpowiedzialnością najpierw za własną rodzinę, a później za cały świat.
Moore’owi udało się w doskonały sposób połączyć przygody bohatera z jego wczesnych lat z nowym, znacznie dojrzalszym wcieleniem. Wytłumaczenie tej metamorfozy jest wręcz genialne w swojej prostocie, nie powoduje u odbiorcy wątpliwości i doskonale wprowadza herosa w nowe realia. Są one bardzo bliskie zwykłemu życiu, co w momencie powstawania odnowionej wersji Miraclemana było dużym novum. W taki sposób superbohaterów zwyczajnie nie przedstawiano. Istotnym jest także fakt, że Miracleman nie stroni od pokazywania bardzo dosłownej przemocy. Niektóre sceny – nawet po tylu latach od premiery – wciąż szokują i mają dużą siłę rażenia.
Moore’owi udało się w doskonały sposób połączyć przygody bohatera z jego wczesnych lat z nowym, znacznie dojrzalszym wcieleniem. Wytłumaczenie tej metamorfozy jest wręcz genialne w swojej prostocie, nie powoduje u odbiorcy wątpliwości i doskonale wprowadza herosa w nowe realia. Są one bardzo bliskie zwykłemu życiu, co w momencie powstawania odnowionej wersji Miraclemana było dużym novum. W taki sposób superbohaterów zwyczajnie nie przedstawiano. Istotnym jest także fakt, że Miracleman nie stroni od pokazywania bardzo dosłownej przemocy. Niektóre sceny – nawet po tylu latach od premiery – wciąż szokują i mają dużą siłę rażenia.
Fabuła Miraclemana jest na dobrą sprawę dosyć prosta. Śledzi się ją z
dużym zainteresowaniem, to prawda, ale zmierza od punktu A do punktu B i
jest, mimo kilku retrospekcji, raczej liniowa. Najistotniejsze jest tu
jednak to, co dzieje się w tym czasie z bohaterami. Obserwowanie w jaki
sposób ewoluują jest prawdziwie fascynujące. Początkowo chodzi o dojście
Morana do prawdy o swojej przeszłości. Już ten wątek przeprowadzony
został perfekcyjnie, a im dalej, tym jest coraz ciekawiej. Wraz z
rozwojem akcji Miracleman dojrzewa. Jego przemiana, wzrastająca
świadomość, a co za tym idzie, także odpowiedzialność, ma ogromne
znaczenie dla wszystkich dookoła.
Warstwa graficzna Miraclemana pozostawia po sobie bardzo dobre wrażenie. Odpowiada za nią kilku artystów. Twórcy nieznacznie różnią się od siebie stylami, ale na przestrzeni całego albumu jest to mało zauważalne. Najistotniejsze jest to, że rysownicy perfekcyjnie zrozumieli koncepcję Alana Moore’a i okrasili jego opowieść realistycznymi ilustracjami. Ma to kluczowe znaczenie zwłaszcza w kontekście powagi całej historii oraz prezentowanego w niej naturalizmu. Wybór jakiejkolwiek innej drogi zwyczajnie nie dałby tak dobrych efektów. Jeśli miałbym kogoś wyróżnić, byłby to prawdopodobnie Gary Leach. To on rozpoczął rysowanie serii, a efekty jego pracy są chyba najbardziej wyraziste spośród wszystkich pracujących przy Miraclemanie rysowników.
Warstwa graficzna Miraclemana pozostawia po sobie bardzo dobre wrażenie. Odpowiada za nią kilku artystów. Twórcy nieznacznie różnią się od siebie stylami, ale na przestrzeni całego albumu jest to mało zauważalne. Najistotniejsze jest to, że rysownicy perfekcyjnie zrozumieli koncepcję Alana Moore’a i okrasili jego opowieść realistycznymi ilustracjami. Ma to kluczowe znaczenie zwłaszcza w kontekście powagi całej historii oraz prezentowanego w niej naturalizmu. Wybór jakiejkolwiek innej drogi zwyczajnie nie dałby tak dobrych efektów. Jeśli miałbym kogoś wyróżnić, byłby to prawdopodobnie Gary Leach. To on rozpoczął rysowanie serii, a efekty jego pracy są chyba najbardziej wyraziste spośród wszystkich pracujących przy Miraclemanie rysowników.
Tytuł: Miracleman
Tytuł oryginału: Miracleman
Scenariusz: Alan Moore, Mick Anglo
Rysunki: Garry Leach, Alan Davis i inni
Kolory: Steve Oliff
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Mucha Comics
Data wydania: październik 2016
Liczba stron: 384
IBSN: 978-83-61319-74-0
(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz