piątek, 11 listopada 2016

Batman. Rok Setny - Recenzja

Od czasu do czasu na komiksowym rynku pojawia się dzieło, które przedstawia daną postać w zupełnie innym niż dotychczas świetle, a czasami wręcz definiuje ją na nowo. W przypadku Batmana za takie tytuły można śmiało uznać Rok pierwszy, Powrót Mrocznego Rycerza czy też Azyl Arkham. Wydaje mi się, że podobne ambicje miał Paul Pope. Autor rzucił Nietoperza w realia przyszłości, w których Ameryka staje się państwem policyjnym, a w poszczególnych miastach, w tym w Gotham, kontrola nad życiem zwykłych obywateli jest niemal całkowita. Sam autor zresztą określił efekty swojej pracy jako odpowiedź na V jak Vendetta, co daje dosyć jasne pojęcie, w jakim kierunku będzie zmierzać Rok setny

Jest rok 2039. Przyszłość niby niezbyt odległa, ale jednak świat przedstawiony jest inny niż ten, który znamy obecnie. Ulepszeniu uległy metody inwigilacji obywateli – proces, którego objawy widać już teraz, zdecydowanie przybrał na sile i znaczeniu. Już nikt nie jest anonimowy, a władze są w stanie zrobić wszystko. Metody kontroli życia zwykłych obywateli są coraz ściślejsze. W tym świecie pojawia się zamaskowany mężczyzna, który chce rzucić władzy wyzwanie. Batmana widzimy, gdy ściera się z policją na dachu jednego z wieżowców. Bohater jest ranny i podejrzany o zabicie jednego z funkcjonariuszy. Na razie musi uciekać i przyczaić się w cieniu, ale już niebawem nadejdzie dzień, gdy wraz z sojusznikami rzuci wyzwanie zdemoralizowanym elitom. 

Wizja Gotham A.D. 2039 imponuje. Miasto bywało już wcześniej przedstawiane jako dystopia, tym razem jednak jest to obraz totalny. U Pope’a jest to metropolia brudna, ciemna i bardzo mroczna. Ulice i budynki widzimy właściwie tylko podczas konfrontacji Batmana z przedstawicielami władz i wówczas sprawiają one przygnębiające wrażenie. Mieszkańcy starają się nie wychylać, najczęściej siedzą w domach i są tu na dobrą sprawę jedynie tłem polowania na Nietoperza. To zresztą jeden z objawów ostrych represji grożących za nieposłuszeństwo – ulice są patrolowane, a siły policyjne korzystają z pomocy telepatów, będących w stanie wyłapać i zdusić w zarodku wszystkie wywrotowe postawy. W takim świecie aż nie chce się żyć, co Pope pokazał wręcz perfekcyjnie, z dużą dbałością o detale i realizm. 

Na łamach Roku setnego udało się w bardzo interesujący sposób zaprezentować samego Batmana. Bohater nie jest tym razem tą samą postacią, jaką widzimy zazwyczaj – tutaj nie posiada wielomilionowego zaplecza finansowego, co niesie ze sobą poważne ograniczenia, zwłaszcza na płaszczyźnie zaopatrzenia. Drogie bat-zabawki zostały zastąpione sprzętem zdecydowanie bardziej przyziemnym, w obliczu czego Nietoperz musi radzić sobie w nieco inny sposób. Sprawność fizyczna to jedno, kolejna rzecz to odpowiednia teatralność, która ma go czynić w oczach przeciwników postacią odczłowieczoną, czy wręcz mityczną (świetny pomysł z zębami). Mroczny Rycerz w interpretacji Pope’a jest więc bardziej partyzantem niż wymuskanym strażnikiem sprawiedliwości, jakim widzimy go w wersji z The New 52. Na tym polu trudno było o coś lepszego.

W wydaniu, które przygotował Egmont w ramach serii DC Deluxe, czytelnik otrzymuje jeszcze trzy krótsze historie. Uwagę zwraca zwłaszcza Nastoletni pomocnik, w którym zgłębiona zostaje relacja na linii Batman–Robin, a autor snuje rozważania, kim mógłby stać się Nietoperz, gdyby nie jego młodociany pomagier. Podobnie jak główna część tomu, także ta krótka nowelka została uhonorowana nagrodą Eisnera, co może stanowić pewną rekomendację dla niezdecydowanych. Pozostała zawartość tego wydania to Berliński Batman i Złamany nos. O czym mówi pierwsza, łatwo się domyślić, jest to zresztą wariacja całkiem udana, druga zaś to na dobrą sprawę ledwie krótki żart, którego równie dobrze mogłoby tu nie być. 

Ilustracje zdobiące Rok setny są… specyficzne. Taki zresztą bywa styl Paula Pope’a jako rysownika, któremu daleko do wpasowywania się w konkretne ramy stylistyczne. Jego kreska jest tu niezwykle wyrazista, a momentami ociera się wręcz o karykaturę. Zaskoczenie występuje jednak jedynie na początku – to swoiste rzucenie na głęboką wodę dla tych czytelników, którzy spodziewają się nieco bardziej standardowych prac. Jednak gdy pierwszy szok mija, okazuje się, że styl idealnie pasuje do tej mrocznej historii. Dobre wrażenie sprawia zwłaszcza mocno ekspresjonistyczna maniera, z jaką rysowany jest Batman – bohater często przypomina potwora z legend, a jego wygląd budzi skojarzenia zwłaszcza z Drakulą. Taka teatralność jest tu niezwykle wskazana, dobrze koreluje z obrazem Nietoperza jako postaci działającej w cieniu i nie tylko łapiącej kryminalistów, ale przede wszystkim ich przerażającej. Pewnym mankamentem prac Pope’a jest jedynie fakt, że rysunki często stają się nieco nieczytelne gdy akcja zdecydowania przyspiesza. Zdarza się wówczas, że szczegóły zlewają się ze sobą, co utrudnia odbiór konkretnych scen. 

Rok setny jest albumem, który traktuje Batmana w nietypowy sposób. Rzucenie bohatera w dystopijne realia przyniosło bardzo dobre rezultaty – czytelnik otrzymał historię mroczną i wciągającą, prezentującą niepokojącą, ale wcale nie nierealną wizję przyszłości, w której każdy obywatel jest pod stałą obserwacją i permanentną kontrolą. Zbyt mocne skupienie się na akcji w drugiej części albumu nieco rozwiało niezwykle duszny, totalitarny klimat, jaki udało się wygenerować Pope’owi w pierwszej części, jednak mimo to Rok Setny jest kawałem porządnej opowieści. Jeśli temu tytułowi czegoś brakuje do miana żelaznej klasyki, to tylko detali. Na pewno jest to jednak komiks do wielokrotnej lektury. Ja nie mam wątpliwości, że jeszcze do niego powrócę. 

Tytuł: Batman - Rok setny i inne opowieści
Tytuł oryginału: Batman – Year 100 and Other Tales Deluxe Edition
Scenariusz i rysunki: Paul Pope
Kolory: Jose Villarrubia, Ted McKeever, James Jean
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont
Data wydania: październik 2016
Liczba stron: 272
ISBN: 978-83-281-1818-8

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz