Opowieść zakrojona na tak wielką skalę jak Wieczny Batman, musi mieć zarówno wzloty, jak i upadki. Na przestrzeni pięćdziesięciu dwóch zeszytów nie sposób zachować wysokiego poziomu, a niektóre odcinki nie mogą być niczym więcej, jak fabularnymi wypełniaczami. Było to doskonale widoczne w dwóch pierwszych tomach zbierających tę historię w całość – scenarzyści otwierali kolejne wątki, inne przedłużali, a o następnych na długo zapominali, ale musiał nadejść czas, kiedy wszystko zacznie się łączyć w całość, a czytelnik pozna odpowiedź na pytanie, kto tym razem chce zniszczyć życie Batmana. Projekt, który powstał na 75-lecie bohatera, został w końcu zakończony. A w jakim stylu? O tym poniżej.
Historia zostaje podjęta tam, gdzie zostawiło ją zakończenie drugiego tomu. Łotr, z którym musiał zmierzyć się Batman, okazuje się być kolejnym z pionków, zaproszonych przez głównego złoczyńcę do zniszczenia Gotham i jego obrońcy. Odkrycie kto stoi za całym chaosem będzie jednak zadaniem o wiele trudniejszym niż się początkowo wydawało, zwłaszcza w obliczu kolejnego etapu złowieszczego planu, polegającego na odcięciu Batmana od funduszy Wayne Enterprise. Jakby problemów było mało, uwolnieni z Arkham złoczyńcy panoszą się po mieście, a żeby ich zneutralizować na wyżyny umiejętności będzie się musiał wznieść nie tylko sam Batman, ale każdy z jego pomocników. A to dopiero rozgrzewka przed ostateczną konfrontacją ze sprawcą całego zamieszania.
Wieczny Batman stara się być swoistym „best ofem” Nietoperzowych motywów. Nie jestem jednak pewien, czy taka droga jest odpowiednia. Poszczególne wątki mogą się oczywiście podobać, ale drugą stroną medalu jest brak odpowiedniego określenia w jaką stronę chce ta historia podążać. O gatunkowym rozstrzeleniu wspominałem w recenzjach poprzednich tomów, tym razem również jest to cecha widoczna, choć na szczęście nieco mniej. Dobitnie widać jednak, że twórcom chodzi w zasadzie tylko o akcję. W tym wielkim projekcie brakuje miejsca na Batmana-detektywa, który zmierza do celu dzięki sile swojego intelektu i umiejętności dedukcji, nie zawdzięczającego większości swoich sukcesów technologii. Ta oczywiście również jest częścią specyfiki tej postaci, ale nie powinna stać na pierwszym planie, tylko być dodatkiem.
Początkowe zeszyty tego tomu, jeszcze bardziej niż poprzednio, przywodzą na myśl Knightfall. W przypadku Wiecznego Batmana jest to jednak zaledwie część fabuły. W klasycznej serii uwolnienie złoczyńców i próba opanowania sytuacji przez Batmana, stanowiła główną atrakcję tytułu. To wyzwanie naprawdę zniszczyło Wayne’a, czytelnik czuł zmęczenie herosa i rozumiał jego brak nadziei i sił do dalszej walki. Tutaj ów motyw jest przedstawiony zdecydowanie mniej przekonująco, chociaż jeśli zapożyczać, to tylko od najlepszych. To ponadto jednak zaledwie jeden z kilku zawartych w tym tomie wątków, a bliskość zakończenia serii zmusiła twórców do powolnego rozwiązywania kolejnych fabularnych odnóg. Przeszłość Barda, nanoboty, walcząca o życie Spoiler, paranormalna aktywność w Gotham – wszystko znajdzie tu finał, choć niestety często można odnieść wrażenie, że twórcy porwali się z motyką na słońce, bo przedstawiane czytelnikowi wyjaśnienia bywają wyjątkowo banalne. W ogólnym rozrachunku w Wiecznym Batmanie bardziej intrygują rozpoczęcia kolejnych wątków niż ich zamknięcia.
Trzeci tom Wiecznego Batmana to nieustająca akcja, co stanowi zresztą cechę charakterystyczną nowoczesnego komiksu superbohaterskiego. To nie czas na przełomowe fabuły, na wiekopomne historie, które zapadną w pamięć czytelników na długi czas. Można na taki stan rzeczy złorzeczyć, można się jednak z nim pogodzić i przyjąć go z dobrodziejstwem inwentarza. Wieczny Batman jest bowiem akcyjniakiem z całkiem wysokiej półki. Scenarzyści co chwilę stosują zawieszenia akcji (oryginalna forma zeszytowa niejako taki ruch wymusza), co skutkuje tym, że nie ma tu miejsca na bezruch. By koło się toczyło, trzeba co chwilę podrzucać kolejne fałszywe tropy, co daje taki efekt, że bohaterowie nie zatrzymują się nawet na moment.
Po raz kolejny nie sposób jednoznacznie ocenić warstwy graficznej albumu, gdyż za ten aspekt tytułu ponownie było odpowiedzialnych wielu artystów. Sporo więc będzie zależało od indywidualnych preferencji odbiorcy. Na przestrzeni zawartych tu osiemnastu zeszytów uświadczymy nieco mroku, dostaniemy trochę rysunków uproszczonych, trochę pstrokacizny, jest tu także miejsce na styl bardziej kreskówkowy, a kilku artystów wolało postarać się o większy realizm. Krótko mówiąc – dla każdego coś miłego. Patrząc całościowo, ilustracje w Wiecznym Batmanie stoją na dosyć wysokim poziomie. Kolejne numery ukazywały się oryginalnie co tydzień, co jest dosyć istotne w kontekście pracy ilustratorów – mimo małej ilości czasu, nikt nie odwalił tu pańszczyzny.
Trzeci tom Wiecznego Batmana nie przyczynia się znacząco do podwyższenia oceny całości. Dwie pierwsze części oferowały przede wszystkim akcję, rozkładając całą opowieść na wiele pobocznych wątków, które nie zawsze znajdowały przekonujące rozwiązanie. Bywały momenty, kiedy wydawało się, że historia rozłazi się w szwach, bywały również takie, kiedy można było odnieść wrażenie, że twórcy odnaleźli właściwą drogę, by pokazać coś nietuzinkowego. W ostatecznym rozrachunku chodziło jednak tylko o rozrywkę. I pod tym względem jest przynajmniej przyzwoicie. Nie sądzę, by ktokolwiek spodziewał się po tym projekcie, że będzie to drugi Powrót Mrocznego Rycerza. Jak mówiłem, to produkt skrojony ma miarę dzisiejszych czasów (szybko, głośno, bezrefleksyjnie), i w tej kategorii się broni. Szkoda jednak, że nie wyszło z tego wszystkiego coś ciut bardziej ambitnego.
Autorzy: James Tynion IV, Tim Seeley i inni (scenariusz), Andrea Mutti, Fernando Blanco i inni (rysunki)
Tytuł: Wieczny Batman Tom 3
Tytuł oryginału: Batman Eternal Vol. 3
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Egmont
Data wydania: październik 2016
Liczba stron: 420
ISBN: 978-83-281-1816-4
(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz