W ramach The New 52 światło dzienne ujrzało kilka komiksowych serii z głównym bohaterem DC Comics, Batmanem, w roli głównej. Obok tych najbardziej rozpoznawalnych, czyli Batmana i Detective Comics, jedną z podstawowych sił odrodzonego uniwersum, miał być Mroczny Rycerz. Szybko okazało się, że scenarzysta, któremu powierzono początkowe numery, David Finch, nie podołał zadaniu, a seria, w założeniu przybliżająca najciekawszych wrogów Nietoperza i oszałamiająca mrocznym klimatem, zmierza w stronę efektownej, ale zarazem bezmyślnej nawalanki. Miejsce u sterów przejął więc Gregg Hurwitz i to spod jego pióra wyszły kolejne historie, które ostatecznie znalazły swoje miejsce w drugim, trzecim, a teraz także czwartym tomie zbiorczym Mrocznego Rycerza. Po postaciach Bane’a (jeszcze od Fincha), Stracha na Wróble i Szalonego Kapelusznika, przyszedł czas na przybliżenie czytelnikom Clayface’a.
Główna część tomu to oczywiście zmagania Batmana ze zmiennokształtnym przeciwnikiem. Clayface chce w końcu wyjść z cienia innych i stać się pierwszoplanową postacią w Gotham City. Ujęcie złoczyńcy nie będzie sprawą prostą, bo jak zatrzymać kogoś, kto może wykorzystać najmniejszą szczelinę, by uniknąć zaciskającej się pętli? Batman musi jednak znaleźć odpowiedni sposób, inaczej konflikt będzie stale eskalował, pogrążając miasto w chaosie. Kolejne dwie zamieszczone tu historie są krótsze, pierwsza zahacza o problem nielegalnych imigrantów i ich wykorzystywaniu przez ludzi bez sumienia, druga zamyka (?) z kolei wątek Man-Bata.
Kolejnym przedstawionym na łamach Mrocznego Rycerza złoczyńcą jest, jak wspomniałem wyżej, Clayface. Gregg Hurwitz także tym razem zdecydował się na pokazanie jego originu. Jak prezentuje się więc historia metamorfozy młodego aktora w zmiennokształtną bestię? Przeciętnie. Pobudki antybohatera są w najlepszym razie mocno naciągane. Chęć bycia zauważanym przez otoczenie prawdopodobnie może stanowić silną motywację, ale pomysł by w jej imię testować na sobie specyfiki nieznanego pochodzenia, jest delikatnie to ujmując, absurdalny.
Opowieści z Clayface’m brakuje także dramatyzmu. Przedstawione wydarzenia nie wzbudzają szybszego bicia serca, czytelnik niestety nie uświadczy podczas lektury większych emocji. Wszystko toczy się w standardowy sposób, zawierając elementy, które były już używane setki razy przez komiksowych scenarzystów. Porwanie, zmiana tożsamości, ucieczka z więzienia, zagrożenie większym aktem terroru – ileż można mielić w kółko to samo? Być może taki stan rzeczy nie będzie przeszkadzał czytelnikom początkującym w świecie Batmana, wszak Hurwitz to dobry rzemieślnik, ale bardziej doświadczeni w uniwersum odbiorcy, tę wtórność z pewnością odbiorą jako istotny mankament.
Drugą połowę Gliny zajmują cztery zeszyty, które łącznie przynoszą dwie osobne opowieści. Pierwsza zaskakuje formą – jest niema. Zabieg jest dosyć nietypowy jak na nowoczesny komiks superbohaterski, ale przynosi dobre rezultaty. Historia jest z gatunku tych sensacyjno-obyczajowych i mimo że w widoczny sposób gra na emocjach czytelnika, poruszając taką tematykę jak poszukiwanie lepszego jutra dla swojego dziecka czy czerpanie profitów z nielegalnej pracy nieletnich, to potrafi zainteresować. Druga to kontynuacja wątku Man-Bata. Tym razem złym nietoperzem jest ktoś inny niż profesor Kirk Langstrom, ale nawet ta próba odświeżenia tej postaci jest daremna. Pomysł był oryginalny i intrygujący na samym początku, jednak dalsze drenowanie wątku przynosi coraz więcej absurdów i zarazem dostarcza coraz mniejszych emocji.
Warstwa graficzna Gliny prezentuje się dosyć ciekawie. Zwłaszcza w przypadku zeszytów z Clayface’m, uwagę zwraca swoisty brud, który wręcz wylewa się z kolejnych kadrów. Ilustracje Alexa Maaleva na pierwszy rzut oka mogą sprawiać wrażenie niechlujnych, jednak to odczucie szybko mija. Jego rysunki są czasami jakby zamazane i rozmyte, artysta utrzymał je w dodatku w dosyć monotonnej i ciemnej tonacji, nadając całości tajemniczego wydźwięku. Kolejny rysownik, Alberto Ponticelli, także pozostawia po sobie dobre wrażenie, on również operuje raczej w ciemniejszych barwach, co podkreśla mrok scenariusza. Najbardziej typowo prezentują się prace Ethana van Scivera – w jego przypadku jest efektownie i komiksowo, co niektórym odbiorcom na pewno podejdzie, jednak ja jestem zdania, że jest nowocześnie aż do przesady.
Wraz z zeszytem numer 29. decydenci podjęli decyzję o anulowaniu Mrocznego Rycerza. Wyniki finansowe tytułu były co prawda całkiem przyzwoite, ale patrząc na poziom całości (w najlepszych momentach ledwie dosyć dobry), decyzja wydaje się być jak najbardziej uzasadniona. Tego obrazu nie zmienia niestety i Glina. Czwarty zbiorczy tom utrzymał poziom poprzednich, tak tych spod pióra Hurwitza, jak i jedynego, którego autorem był Finch. Jedyne co może zaoferować Mroczny Rycerz to odrobina szybkiej i łatwo przyswajalnej rozrywki. Przeczytać go jak najbardziej można, ale nie sądzę, by pozostał w pamięci fanów na dłużej.
Autorzy: Gregg Hurwitz (scenariusz), Alex Maalev, Alberto Ponticelli, Ethan van Sciver (rysunki)
Tytuł: Batman Mroczny Rycerz Tom 4 – Glina
Tytuł oryginału: Batman The Dark Knight Volume 4 – Clay
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont
Data wydania: wrzesień 2016
Liczba stron: 176
ISBN: 978-83-281-1809-6
(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz