O tym, że Ed Brubaker umie pisać historie szpiegowskie, wiadomo chociażby za sprawą Zimowego Żołnierza. O tym, że Ed Brubaker umie pisać historie, w których prym wiodą silne i tajemnicze kobiety, wiadomo za sprawą Fatale. W rozpoczętym w 2013 projekcie, scenarzysta łączy więc to, co w teorii wychodzi mu bardzo dobrze. Velvet to historia szpiegowska, której główna bohaterka skrywa niejedną tajemnicę, i w której nic nie jest tym, czym wydaje się być na pierwszy rzut oka. Fabuła, czujący klimat scenarzysta, wysoka forma pisarska, a także odpowiednio dobrany ilustrator – to wszystko musi zagrać, by efekt końcowy robił dobre wrażenie. Jak jest w przypadku Velvet?
Velvet Templeton jest sekretarką w wyjątkowo tajnej agencji szpiegowskiej. O istnieniu ARC-7 nie wiedzą nawet agenci innych organów wywiadowczych. Gdy podczas wykonywania misji w terenie ginie X-14 – najlepszy tajny agent instytucji, a winnym morderstwa okazuje się być ktoś, kogo nie sposób było o to wcześniej podejrzewać, Velvet wie, że coś jest nie tak. Czy w istocie sprawca jest znany, czy jednak ktoś próbuje wskazać łatwe rozwiązanie całej sprawy, tuszując tym samym coś zupełnie innego? Próbując uzyskać odpowiedzi, bohaterka zostaje wplątana w niebezpieczną aferę. Grzebanie w sprawie śmierci agenta X-14 uruchomiło lawinę zdarzeń, okazuje się również, że ktoś nie życzy sobie, by prawda, jakakolwiek by nie była, wyszła na jaw.
Dobra historia szpiegowska zasadza się w znacznej mierze na przemyślanej intrydze. Na tyle, na ile można ten element ocenić po pierwszych zeszytach serii, pod tym względem naprawdę jest dobrze. Na początkowym etapie całej historii fabuła obfituje jeszcze w dużą ilość znaków zapytania, poszczególne wątki dopiero zaczynają się zazębiać, a kreowane przez Brubakera narracyjne zakręty wzmagają ciekawość czytelnika. Kolejne albumy zbiorcze zapowiadają się pod tym względem naprawdę interesująco, a smaku dodaje fakt, że nie sposób przewidzieć w jakim kierunku twórcy popchną całość.
Większość wydarzeń, które śledzi czytelnik, jest relacjonowana przez główną bohaterkę. Velvet Templeton jest postacią nietuzinkową. Na początku niewiele o niej wiemy ponad to, że jest sekretarką w agencji wywiadowczej. Nie jest to jednak w żadnym wypadku głupiutka gąska, za jaką co po niektórzy mogliby uznać osobę na podobnym stanowisku. To kobieta silna, ale i niejednoznaczna, świadoma swoich atutów, zarówno fizycznych, jak i umysłowych. Jej przeszłość owiana jest dosyć gęstą mgiełką tajemnicy. Wiadomo jednak, że jedną z jej cech jest lojalność, więc gdy ginie jeden z agentów ARC-7, będący przy okazji dosyć ważną osobą dla Velvet, to bohaterka, nie zważając na zagrożenie, wychodzi zza biurka. Templeton jest naprawdę świetnie zarysowana, ale scenarzysta nie zapomniał także o innych bohaterach. Pisanie kto jest kim nie ma w tym momencie większego sensu, jednak praktycznie każda postać drugoplanowa jest tu istotna i pełni niebagatelną rolę dla całości historii.
Velvet i reszta bohaterów mają oczywiście mnóstwo tajemnic, jednak ważnym elementem komiksu jest także akcja. Szpiegowanie nie zawsze jest pracą finezyjną, czasami trzeba chwycić za broń, lub ruszyć w niebezpieczny pościg samochodowy. Takich scen w pierwszym tomie Velvet nie brakuje. Są o tyle istotne, że nadają całości niezwykle potrzebnego dynamizmu, doskonale korelując z fragmentami spokojniejszymi. Ed Brubaker pokazał, że ma niesamowite wyczucie, bo oba elementy są użyte w doskonałych proporcjach. Dodatkowym urozmaiceniem jest fakt, że autor nie stroni od retrospekcji, które ostatecznie okazują się nie być tylko przerywnikiem, ale elementem bardzo przydatnym w porządkowaniu całości, rzucającym dodatkowe światło na pewne wydarzenia i motywacje bohaterów.
Nie sposób nie pochwalić strony wizualnej Velvet. Odpowiedzialny za ilustracje Steve Epting wykonał bowiem kawał solidnej roboty. Artysta tworzy rysunki bardzo realistyczne, co biorąc pod uwagę konwencję, w której opowiadana jest Velvet, stanowi strzał w dziesiątkę. Widać, że twórca bardzo dba o detale, co odbija się korzystnie zarówno na twarzach bohaterów, całym tle oraz na dalszym planie. Całość utrzymana jest w dosyć stonowanej ale i bardzo klarownej kolorystyce. Tutaj słowa uznania należą się odpowiedzialnej właśnie za kolory, Elizabeth Breitweiser, która nadała pracom Eptinga sporo życia. Do strony wizualnej komiksu nie można mieć absolutnie żadnych zastrzeżeń.
Pierwszy zbiorczy tom Velvet stanowi potwierdzenie, że Ed Brubaker jest obecnie w naprawdę wysokiej twórczej formie, i to niezależnie od tego, w jakim nurcie utrzymana jest aktualnie opowiadana przez niego historia. To dobrze wróży na kolejne odsłony przygód Velvet Templeton i inne projekty autora i każe mniemać, że oto jesteśmy świadkami powstawania serii, która nie odejdzie w szybkie zapomnienie zaraz po jej zamknięciu.
Tytuł: Velvet Tom 1 – U Kresu
Autorzy: Ed Brubaker (scenariusz), Steve Epting (rysunki)
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Wydawca: Mucha Comics
Data wydania: maj 2016
Liczba stron: 128
ISBN: 978-83-61319-70-2
(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz