Wizje przyszłości przedstawiane przez pisarzy tworzących science fiction bardzo często nie są zbyt optymistyczne. A to ludzkość doprowadza do zniszczenia ekosystemu planety, a to atomowa wojna kładzie kres cywilizacji, a to znowu najeżdża nas obca rasa… Jakkolwiek by patrzeć, nie mamy zbyt wielu powodów do radości. Przyszłość w ciemnych barwach widział także Walter Tevis. W Przedrzeźniaczu świat jest zmierzającym do swojego końca mało przyjemnym miejscem pełnym analfabetów i konformistów. Miejscem, w którym prawie nie da się żyć.
Powieść Tevisa przedstawia ludzkość żyjącą bez celu, odurzającą się narkotykami i pożądającą jedynie rozrywki oraz upojenia. W świecie przyszłości rządzą roboty, które przejęły po ludziach wykonywanie najprostszych czynności. W tym czasie homo sapiens pogrążają się w otępieniu i zmierzają prosto w przepaść. Z takim stanem rzeczy nie godzi się Paul Bentley. Mężczyzna dostrzega jednak kolejne problemy stopniowo. Początkowo sam jest zaledwie jednym z wielu ludzi-wydmuszek. Zatrudniony do porządkowania starej kolekcji filmów przez robota-dziekana nowojorskiej uczelni Bentley zaczyna zauważać prawdę i stopień upadku cywilizacji. Na ratunek może być jednak za późno.
Na pierwszy rzut oka podstawowym problemem świata, w którym rozgrywa się akcja, może wydawać się fakt, że nie rodzą się dzieci. Byłoby to jednak spojrzenie mocno powierzchowne, ponieważ prawdziwym dramatem unaocznionym czytelnikowi przez Tevisa, jest to, że absolutnie nikogo taki stan rzeczy nie obchodzi. Społeczeństwo pogrążyło się w apatii. Sprzyjają temu ogólnie dostępna marihuana i obowiązujące zasady dotyczące zachowania się ludzi. Podstawowym hasłem, wpajanym każdemu człowiekowi od narodzin, jest „O nic nie pytaj, odpręż się”. Relaks osiąga się oczywiście za pomocą używek i oglądając coraz bardziej ogłupiającą telewizję.
W znakomitej większości świat sportretowany w Przedrzeźniaczu zamieszkują analfabeci. Wśród populacji wszystkich kontynentów zaniknęła umiejętność czytania. Rasa ludzka nie myśli ani o przeszłości, ani o przyszłości. Życie, które wiodą poszczególne jednostki, jest pozbawione celu, nie są one zdolne do żadnej refleksji. Wizja, trzeba przyznać, dosyć ponura, a także skłaniająca do zastanowienia się nad kondycją dzisiejszego społeczeństwa.
Bohaterów jest tu na dobrą sprawę zaledwie trzech. Tym, którego nazwałbym głównym, jest Paul Bentley. Początkowo pokazany jest jako człowiek, który akceptuje zastaną rzeczywistość i w żadnym razie się nad nią nie zastanawia ani nie stara się jej zmienić. Dopiero poznanie pewnej kobiety – Mary Lou Borne – porusza w nim struny, o których istnieniu nie miał wcześniej pojęcia. Bentley przechodzi metamorfozę – odstawia tabletki i używki, dzięki czemu odkrywa, że ze światem coś jest bardzo nie tak. Jego starania, by żyć pełniej i bardziej świadomie niż dotychczas, zaczynają przynosić efekty. Losy tych dwojga przeplatają się także z historią Boba Spoffortha, robota, który chce, lecz nie może, umrzeć. To postać tragiczna, charakterystyczna i bardzo znacząca dla losów wykreowanego świata. Motyw posiadającego rozterki robota należy do najbardziej klasycznych w literaturze science fiction, a Tevis rozgrywa go w sposób iście mistrzowski.
W Przedrzeźniaczu bardzo ciekawie wypadają detale. Tevisowi nie brakuje dobrych pomysłów, a zważywszy na czas powstania tej powieści, czyli rok 1980, można powiedzieć, że wiele z nich jest dosyć nowatorska. Interesująca jest chociażby idea kontroli populacji dzięki medykamentom. Ludzie zażywają kolejne tabletki, które odcinają ich od bodźców zewnętrznych i myślenia, sprowadzając uspokajające otępienie, dzięki czemu nikt nie musi się o nic martwić. Na ulicach można spotkać takie przybytki jak „bary szybkiego seksu”, w których ludzie mogą realizować swoje popędy. W świecie, w którym nie istnieje rodzina, a najwyższą wartością jest Prywatność (rozumiana jako najwyższa, niemal boska wartość i dlatego zapisywana wielką literą), to rozwiązanie pozwala na komfortową anonimowość i brak jakiejkolwiek odpowiedzialności.
Dopiero w połowie powieści czytelnik otrzymuje konkretną datę, która pozwala zorientować się, kiedy właściwie toczy się akcja. Do tego momentu kilka elementów trzeba poukładać sobie samemu. I choć umiejscowienie w czasie nie jest absolutnie konieczne, by w pełni docenić opisywany przez Tevisa świat, to jednak, gdy już odkrywamy tę konkretna kartę, Przedrzeźniacz nabiera rozmachu, a do czytelnika bardziej dociera skala przedstawionego na kartach powieści upadku ludzkości.
I chociażby tylko dla tej wpisanej w narrację zdolności aktualizowania się w naszej rzeczywistości, umiejętności budzenia w nas metafizycznych pytań, kolejna pozycja z cyklu Artefakty jest powieścią bezsprzecznie wartą uwagi. Brak tutaj być może jakiegoś wielkiego rozmachu, jednak dystopijna wizja Tevisa jest na tyle ciekawa, że kolejne kartki przewraca z zainteresowaniem. Skoncentrowanie się na bohaterach i ich emocjach pozwala czytelnikowi dostrzec niebezpieczeństwa konformizmu. Jest to także potwierdzenie dobrej selekcji tekstów do tej konkretnej serii wydawniczej. Do tej pory Walter Tevis był autorem praktycznie w Polsce nieznanym, być może dzięki Artefaktom ten stan rzeczy ulegnie zmianie.
8/10
Autor: Walter Tevis
Tytuł: Przedrzeźniacz
Tytuł oryginału: Mockingbird
Tłumaczenie: Robert Waliś
Wydawca: MAG
Data wydania: 15 lipca 2015
Liczba stron: 256
ISBN: 978-83-7480-550-6
(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem http://fantasta.pl/ i na jego łamach była pierwotnie publikowana - KLIK )
Już dawno zainteresowała mnie ta książka i zakupiłam ją. Było warto, a Twoja recenzja tylko mnie w tym utwierdza :)
OdpowiedzUsuńThx. :) W ogóle Artefakty jawią się jako naprawdę wyborna seria... (Z pewnymi wyjątkami, ale to, jak wiadomo, kwestia gustu :) Zresztą nigdy nie jest tak, że dana seria wydawnicza jest dobra w całości...)
UsuńBędą ją uważnie śledzić :)
UsuńMarku, inspirujesz nastoletnich "recenzentów":
OdpowiedzUsuńhttp://zaczytanyksiazkoholik.blogspot.com/2015/09/walter-tevis-przedrzezniacz-recenzja.htm
Zdradzisz co tam było? Blog został niestety usunięty i nie przekonam się "własnoocznie"... ;)
UsuńWłaśnie wyjaśniałam to na blogu Świat Bibliofila, z którego "Zaczytany" wziął jedną połowę recenzji "Przedrzeźniacza", a z Twojego drugą. Skleił w całość i miał piękny tekst...
UsuńOkazało się, że każda z jego "recenzji" pochodziła z innego bloga, wszystko wyszło na jaw i widocznie usunął bloga... :)
Grubo... Niektórzy, widać, nie mają wstydu.
UsuńAle szkoda w sumie, że usunął, chętnie bym zerknął na tę radosną "twórczość"...