Ciężko powiedzieć, jaka jest recepta na idealny horror. Szokować, czy raczej pójść w kreowanie nastroju niesamowitości? Postawić na dosłowność i makabrę, czy położyć nacisk na niedopowiedzenia i zostawić resztę wyobraźni czytelnika? Nie ma wyjścia idealnego. Chase Novak postanowił wziąć na warsztat tematykę rodziny i przedstawić ją w krzywym zwierciadle. Odwrócić tradycyjne pojmowanie rodziców i dzieci. Ten pomysł niósł ze sobą spory potencjał, wszak to w znacznej mierze o rodzinie traktował jeden z najlepszych literackich horrorów wszech czasów, Dziecko Rosemary. Jednak Novak to nie Levin. Tym razem nie jest tak kolorowo.
Alex i Leslie Twisdenowie to zamożna para nowojorczyków. Od dłuższego czasu, bez rezultatów, starają się o potomstwo, jednak wszelkie wysiłki zmierzające w tym kierunku okazują się być płonne. Wizyty u kolejnych specjalistów w niczym nie pomagają, dziecka jak nie było, tak nie ma. Gdy Alex słyszy od znajomego prawnika o pewnym niezwykle skutecznym słoweńskim lekarzu, decyduje, że to może być ostatnia deska ratunku. Oboje wyruszają do dalekiej Lublany, by tam poddać się tajemniczej i przerażającej kuracji. Ku radości pary, przynosi ona skutek, lecz cena za igranie z naturą może być olbrzymia…
Motyw rodziny stanowi świetny punkt zaczepienia, jeśli chodzi o horror. Z czym bowiem kojarzy się domowe ognisko? Większość pytanych powiedziałaby pewnie, że z ciepłem, bezpieczeństwem i stabilizacją. Tymczasem w powieści Novaka* ten schemat zostaje odwrócony - dom jest miejscem niebezpiecznym, z którego dwójka dzieci chce uciec, byle znaleźć się dalej od swoich przerażających rodziców. Zabieg wykrzywionego przedstawiania miejsc i sytuacji kojarzących się jednoznacznie pozytywnie to stary i sprawdzony chwyt, a autorowi trzeba przyznać, że wykorzystał go w sposób umiejętny, powieść poszła w nieco innym kierunku niż można się było początkowo spodziewać.
W Poczęciu Novak mógł podążyć dwiema drogami. Albo postawić na klimat i dobrze uzasadnić niepokój, jaki czują dzieci Twisdenów, lub też pójść w stronę dosłowności. Niestety, fabuła zatrzymuje się w połowie drogi, a żaden w tych motywów nie jest należycie rozwinięty. Skoro już Novak w pierwszym z głównych wątków zdecydował się pokazać zwierzęcą część natury zmienionych przez lekarza bohaterów, to rzuca się w oczy, że powieść jest za mało brutalna, brakuje w niej scen szaleństwa, w których Twisdenowie walczyliby o zachowanie normalności w sytuacji, gdy czują wewnętrzny przymus życia jak zwierzęta. Podobnie wygląda sprawa w przypadku wątku ich dzieci, Adama i Alice. Znaczna część Poczęcia opisuje ich ucieczkę z rodzinnego domu, a następnie pokazuje jak bohaterowie tułają się po Nowym Jorku. Lecz poza akcją nie ma tu wiele, więcej można się było spodziewać po relacji dzieci z rodzicami, przede wszystkim chodzi tu o lepsze uzasadnienie strachu, jaki czują młodzi. Brak tu scen, które dobrze by pokazywały, jak doszło do tego stanu strachu i desperacji.
Pomysły, na które wpadają autorzy powieści grozy często zahaczają o absurd i wymagają zawieszenia niewiary. W przypadku Poczęcia nie jest na szczęście tak źle, choć i tutaj znajdziemy elementy, które nieco rażą. Bo jak inaczej określić tajemniczą kurację doktora Kisa, która z grubsza rzecz biorąc polega na wstrzyknięciu pacjentom pewnej specyficznej mikstury dosyć podejrzanego pochodzenia? I, uwaga – po jej otrzymaniu zajście w ciążę nie nastręcza już żadnych problemów. Wszystko to bez jakichkolwiek naukowych podstaw i pozorów wiarygodności. Oczywiście, horrory rządzą się swoimi prawami i często występują w nich zjawiska, oględnie mówiąc, paranormalne, jednak w powieści, która sili się by być w miarę wiarygodną, takie rozwiązania po prostu nie przystają.
Dobry horror powinien wzbudzać albo strach, albo obrzydzenie, albo w końcu niepokój. W dodatku najlepiej, gdy te konkretne cechy występują w jednej powieści razem. Tymczasem Poczęcie nie idzie zdecydowanie w żadną z tych stron, co jest główną wadą tej, skądinąd, całkiem sprawnie napisanej powieści. Wydaje się, że autor miał całkiem dobry pomysł, lecz nie umiał go rozwinąć w na tyle zajmujący sposób, by wystarczyło materiału na całą objętość. Być może, gdyby ograniczył się do rozmiarów noweli lub dłuższego opowiadania, sprawy wyglądałyby inaczej, jednak tak się nie stało, co sprawia, że Poczęcie jest horrorem zaledwie przeciętnym, nie wyróżniającym się specjalnie ani In plus, ani In minus. Ot, sprawne rzemiosło, lektura na raz. Jeśli czytelnikowi nie zależy specjalnie na wodotryskach, da radę przeczytać tę powieść bez specjalnego bólu, ale i bez większych zachwytów.
*Chase Novak to pseudonim amerykańskiego autora, Scotta Spencera, jednak w tej recenzji pozostanę przy nazwisku, które widnieje na okładce.
Autor: Chase Novak
Tytuł: Poczęcie
Tytuł oryginału: Breed
Tłumaczenie: Piotr Kuś
Wydawca: Replika
Data wydania: marzec 2015
Liczba stron: 367
ISBN: 978-83-7674-433-9
(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem http://szortal.com/ i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)
Nie wiem, czy tylko ja tak mam, ale za Chiny Ludowe nie umiem bać się, czytając książkę. No nie umiem. Lubię flaki, satanistów, demony, duchy etc, ale to wciąż dla mnie literatura jakas taka "ludowa", której na serio nie umiem odbierać.
OdpowiedzUsuńpzdr
Masz sporo racji. Ja już przestałem oczekiwać strachu po literackim horrorze, bo też raczej nie umiem go odczuwać czytając książkę. Na palcach jednej ręki mogę policzyć autorów, którym udało się wzbudzić mój niepokój (jednym z takowych jest Lovecraft). Jeśli chodzi o ten gatunek, zdecydowanie bardziej trafia do mnie film.
UsuńTo mnie trochę zdołowałeś, bo do "Poczęcia" przymierzam się za kilka dni...
OdpowiedzUsuńWiesz, książka nie jest napisana źle, czyta się ją w miarę płynnie, może Tobie akurat bardziej podejdzie.
UsuńKwestia jest taka, że raczej nie jest to horror, który zapisze się na stałe w historii gatunku.
Dzisiaj kończę "Viatora" i biorę się za "Poczęcie", zobaczymy, co z tego wyjdzie...
UsuńSkończyłam, nawet naskrobałam coś u siebie, ale w skrócie mogę powiedzieć "takie se"...
UsuńNo widzisz. ;)
Usuń