sobota, 20 września 2014

John Scalzi "Czerwone Koszule" - Recenzja



Powiem szczerze, po „Czerwone Koszule” sięgnąłem zupełnym przypadkiem. Nie miałbym o tej pozycji bladego pojęcia, gdyby nie wspomniał o niej znajomy. Nie zmienia tu niczego fakt, że książka została nagrodzona najważniejszym wyróżnieniem w niszy fantastycznej, czyli nagrodą Hugo - laureatów światowych wyróżnień sprawdzam nader rzadko. Było, nie było, „Czerwone Koszule” trafiły w moje ręce. I przyznać muszę, że okazały się bardzo… zaskakujące. Nie spodziewałem się tego, co zawierały między okładkami.

Czwórka młodych ludzi trafia na pokład flagowego statku Unii Galaktycznej. „Nieustraszony”, bo o nim mowa, penetruje najdalsze zakątki kosmosu, a jego załoga odkrywa nowe rasy, mierzy się z wyzwaniami na skalę kosmiczną, lub choćby planetarną, i prowadzi przy tym służbę pełną niebezpieczeństw, ryzykując życie podczas licznych misji zwiadowczych. Częstotliwość wypadków wydaje się być jednak aż zbyt wysoka. Kadetom taki stan rzeczy nie odpowiada, rozpoczynają więc własne śledztwo, mające na celu wyjaśnienie sytuacji.

Zdarzają się czasem powieści, które absolutnie zaskakują. „Czerwone Koszule” są właśnie taką pozycją. Wnioskując po opisie oraz okładce (a mówili – nie oceniaj książki po okładce!), spodziewałem się pełnokrwistej space opery, napisanej na poważnie, z masą akcji i emocji. Parę szczegółów nawet się zgadza. Akcja jest, kosmos także, różnią się jednak pozostałe składowe. Przede wszystkim bardzo dużo tu humoru. Zwłaszcza w początkowej fazie powieści co któryś dialog, opis czy przemyślenia danego bohatera, wywołują na twarzy grymas rozbawienia. Wszystko dzięki nawiązaniom.

„Czerwone Koszule” są bowiem, przynajmniej po części, pastiszem „Star Treka” i innych seriali oraz powieści fantastycznych. Sam nie jestem wielkim fanem przygód kapitana Kirka, jeśli już kojarzę którąś z odsłon tego tasiemca, to raczej tę z Jean-Luciem Piccardem jako kapitanem, jednak ogólny, momentami mocno absurdalny nastrój, odpowiednio się skojarzył także i mnie.

Warstwa humorystyczna po jakimś czasie schodzi jednak na dalszy plan (choć wciąż przewija się w tle), a Scalzi skupia się na innych rzeczach. Poruszone zostaje m.in. zagadnienie alternatywnej rzeczywistości, mieszania się fikcji z realnym światem oraz kwestia czym w ogóle jest rzeczywistość, gdyż dla poszczególnych bohaterów nie ma ona wcale tej samej definicji. Pojawiają się także motywy, które mogą wydawać się całkiem wydumane, np. czy bohater filmowy może żyć własnym życiem i jaki wpływ na jego egzystencję po zakończeniu seansu ma wola scenarzysty. Ta tematyka, co trzeba przyznać, jest mocno specyficzna,  i albo się ją przyjmie z dobrodziejstwem inwentarza, i wtedy będziemy bawić się naprawdę dobrze, albo nie, i wówczas lektura będzie raczej drogą przez mękę.

Warto zwrócić uwagę na trzy osobne epilogi. Scalzi ukazuje w nich nieco poważniejsze spojrzenie na problematykę zasygnalizowaną we właściwej części powieści. Tutaj nie ma już miejsca na beztroski i absurdalny humor, nacisk położony został bardziej na kwestię obyczajową, co mimo, że stoi w kontraście do całości, to na zakończenie tej historii pasuje idealnie. Ponadto wydarzenia ukazane w epilogach są niejako rozwinięciem tych, które je poprzedzają, rozwijając całą historię i nadając jej pozory realności.

„Czerwone Koszule” nie były tym, czego się spodziewałem, co jednak nie znaczy, że nie bawiłem się dobrze podczas tej lektury. Przeciwnie, jest to powieść intrygująca i zabawna, jednak mocno specyficzna. Mnie całkiem podeszła, jednak jestem w stanie wyobrazić sobie, że w niektórych recenzjach  będzie przedstawiana jako przeciętna. To w znacznej mierze historia dla geeków, co nie każdemu czytelnikowi będzie odpowiadać. Czy zasługuje na najważniejszą nagrodę światowej fantastyki? Moim zdaniem nie, jednak i tak warto się z nią zapoznać.

7/10

Autor: John Scalzi
Tytuł: Czerwone Koszule
Tytuł oryginału: Redshirts
Tłumaczenie: Marcin Wawrzyńczak
Wydawca: Akurat
Data wydania: wrzesień 2014
Liczba stron: 408
ISBN: 978-83-7758-771-3 (ebook)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz