niedziela, 29 września 2013

Jacek Komuda "Samozwaniec Tom 1" - Recenzja




Każdy, kto czyta książki, ma swoje prywatne, często zawstydzające, czytelnicze braki. Autorów, których znać niby wypada, ale których twórczość, różnymi zrządzeniami losu, w nasze ręce przez długi czas nie wpadała. Dla mnie takim pisarzem był do tej pory Jacek Komuda. Co więcej, pierwszy tom „Samozwańca” na pewno nie będzie moim ostatnim kontaktem z jego twórczością. Chwyciło!

Głównym bohaterem powieści jest Jacek Dydyński, polski szlachcic, stolnikowic sanocki. W wyniku splotu niecodziennych okoliczności, ratuje on życie człowiekowi podającemu się za Dymitra, następcę rosyjskiego tronu. Carewicz planuje eskapadę do Rosji w celu obalenia cara uzurpatora i przejęcie władzy. Wyprawa rusza, a w czasie jej trwania do armii Dymitra dołączają kolejne siły. Celem jest Moskwa.

Znaczącym plusem „Samozwańca” jest sposób pokazania przez autora polskich szlachciców. Nie są to tacy aniołkowie, jakimi widzieliśmy ich u Sienkiewicza. Owszem, kochają swoją ojczyznę, jednak przede wszystkim każdy z nich jest człowiekiem. A ludźmi targają emocje, czasami dosyć niskiego rzędu. Nikt nie jest tu kryształowy, bohaterów stać zarówno na podłe, jak i zasługujące na pochwałę uczynki. Takie postawienie sprawy jest przede wszystkim wiarygodne.

Skoro jesteśmy przy bohaterach, wypada powiedzieć, że na tym poletku Komuda spisał się bardzo dobrze. Intryguje zwłaszcza sam Dydyński. Stolnikowic to szlachcic w krwi i kości, pełen dumy z tego kim jest i co sobą reprezentuje. Zobowiązany przestrzegać prawa Rzeczpospolitej, jest przy tym niezwykle krnąbrny, stara się zawsze chadzać swoją ścieżką, którą próbuje znaleźć także w skrajnie niekorzystnych okolicznościach.
Owo poczucie wyższości i samodzielności osiąga często zbyt wysokie pułapy, wpędzając szlachcica w kłopoty.

Powieść dobrze się sprawdza w kategorii przygodowo – awanturniczej. Autor wybrał niezwykle ciekawy okres w historii Polski, w który wplótł bardzo wciągająca fabułę.

Jacek Komuda wprowadził postać Jacka Dydyńskiego już w swoich poprzednich książkach. Jednak dla takiego czytelnika jak ja, dla którego „Samozwaniec” to pierwszy kontakt z twórczością autora, nie stanowi to najmniejszego nawet problemu. Łatwo można tu było przyprawić czytelnika o uczucie dyskomfortu, gdyby nagle wypłynęły podane zostały informacje, o których nie mieliśmy pojęcia. Jednak wygląda na to, że Komuda zdecydował się stworzyć tę postać niejako od podstaw. I za to mu chwała.

Zapewne przy kolejnych książkach Jacka Komudy nie będę na ten fakt zwracał większej uwagi, uznając rzecz za zupełnie naturalną, jednak tym razem muszę wspomnieć, że zamieszczone na końcu powieści przypisy znacząco ułatwiają lekturę. Tłumaczą zawarte w treści ciekawostki, dotyczące głównie panujących w tym konkretnym okresie historycznym zwyczajów, czy też specyficznego nazewnictwa, którego sens współczesny czytelnik zrozumie dopiero po nieco szerszym wytłumaczeniu. Dobry manewr.

Czy żałuję, że odkryłem „Samozwańca” i samego Komudę tak późno, gdy autor ma już na koncie kilkanaście tytułów? W żadnym wypadku! Dzięki temu wciąż mam przed sobą masę rozrywki i (miejmy nadzieję) wciągającej lektury. Zresztą nieważne kiedy, ważne, że w ogóle. W moim przypadku pewnym jest, że kolejne spotkania z twórczością Komudy bezsprzecznie nastąpią.

8/10

Autor: Jacek Komuda
Tytuł: Samozwaniec tom 1
Wydawca: Fabryka Słów
Data wydania: 05. 08. 2011 (wydanie II)
Liczba stron: 486
ISBN: 978-83-7574-513-9

(Recenzja dostępna jest także w serwisie Szortal )

4 komentarze:

  1. Jakoś z Komudą mi nigdy nie po drodze. Zaczęłam kiedyś jedną jego książkę (zabij, ale nie pamiętam tytułu) i w ogóle nie zaiskrzyło, rzuciłam ją w połowie. Ale może zrobię drugie podejście, bo klimaty są jak najbardziej moje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponoć "Samozwaniec" należy do najbardziej udanych dzieł imć Komudy. Mnie w każdym razie "Samozwaniec" zachęcił do sięgnięcia po kolejne książki autora, więc coś chyba w tym jest. W każdym razie polecam. ;)

      Usuń
    2. No to spróbuję :) A na marginesie, kiedyś wspominałeś, że przeczytałbyś co nieco o Metrze 2033 Głuchowskiego. Gdzieś w odmętach mojego sierpniowego bądź wrześniowego archiwum jest już tekst :)

      Usuń
    3. O, chętnie zajrzę zatem. :) I dobrze, że piszesz, jakoś mi umknęła premiera wpisu.

      Usuń