Przyznam szczerze, że do tej pory nie miałem okazji
zetknąć się z twórczością Marcina Rusnaka. I to nawet mimo tego, że autor znany
jest z publikacji w branżowych czasopismach, które zdarzało mi się czytywać.
Poznawanie nowych rzeczy może być jednak intrygujące, dlatego też po niedawno
opublikowaną pełną książkę autora, sięgnąłem ze sporym zaciekawieniem. Siłą
rzeczy, nie do końca wiedziałem, czego się po „Czasie Ognia…” spodziewać. Opis
fabuły specjalnie nie zachęcał - steampunk i magia? Cóż, wielkim fanem tego
pierwszego akurat nie jestem, choć z drugiej strony patrząc, jeśli literatura
jest dobra, to i gatunek schodzi na dalszy plan. A w tym konkretnym przypadku
okazało się, że lektura potrafi przynieść nieco rozrywki. Niepozbawionej wad,
czasem dosyć znaczących, ale jednak treściwej.
„Czas Ognia, Czas Krwi” opowiada o perypetiach Filipa Saggo,
polskiego maga wędrownego i członka tajnego stowarzyszenia czarowników. Bohater
i jego konfratrzy muszą ukrywać swoją działalność, gdyż zagraża im straż
kościelna (organizacja przedstawiona na kształt inkwizycji), dybiąca na ich
bezpieczeństwo, z uwagi na niezgodność działalności gildii z naukami kościoła.
Bohater podróżuje po Europie, a podczas swych wojaży ma okazję zetknąć się z
rzeczami dziwnymi i groźnymi a także walczyć o odzyskanie dawnej miłości. Przy
okazji Saggo mierzy się też z zagrożeniami, a tych los rzuca mu na drogę
całkiem sporo.
Książka reprezentuje podgatunek fantastyki, znany jako
steampunk. Jest on zazwyczaj definiowany jako rozgrywający się w przeszłości,
najczęściej alternatywnej wobec naszej historii, w której dużą rolę odgrywa
oparta na parze technologia. Sentyment do motywów industrialnych i połączenie
ich z pełną magii fabułą to droga, jaką wybrał sobie Marcin Rusnak, by
przedstawić perypetie swojego bohatera. Pod tym względem „Czas Ognia, Czas
Krwi” prezentuje się naprawdę interesująco. Europa, w której jedną ze
znaczniejszych sił jest magia, a ludzie wciąż potrafią podróżować w ogromnych
zeppelinach, może robić wrażenie. I mimo że nie wszystkie miejsca, które
odwiedza Saggo są opisane równie szczegółowo, to można uznać, że towarzysząca
fabule otoczka stanowi jedną z mocniejszych zalet materiału.
Książka stanowi na dobrą sprawę zbiór opowiadań, wplecionych
w jeden nadrzędny motyw, który traktuje o zemście głównego bohatera na zdrajcy
magicznej gildii. Tego jak doszło do zdrady, dowiemy się już z pierwszego
opowiadania, zatytułowanego „Złoty Pył” i stanowiącego zarazem najmocniejszy
punkt zbioru. Saggo trafia do zniszczonego przez Turków Gyor, gdzie musi
poradzić sobie z zastawioną przez najeźdźców magiczną pułapką. W tym fragmencie
najlepiej widać, jaki potencjał ma zarówno ten bohater, jak i świat
przedstawiony. Imponować może zwłaszcza umiejętne poprowadzenie przez autora
intrygi oraz przede wszystkim znakomite pokazanie tego, co w gatunku najlepsze,
czyli dziwnych urządzeń, działających dzięki alchemii i magii i niezwykłego
otocznia. Przy okazji autor dobrze dawkuje informacje na temat świata przedstawionego,
zwiększając zainteresowanie czytelnika.
Niestety aż tak wysoki poziom nie zostaje utrzymany w
kolejnych tekstach. Wydaje się, że największym problemem jest fakt, iż Rusnak
nie poszedł drogą swoistego minimalizmu, który widać było w „Złotym Pyle”.
Kolejne utwory „wychodzą w świat”, porzucając zamknięte przestrzenie. Przy
okazji wychodzi na wierzch, że połączenie ich w jeden większy motyw jest nieco
naciągane i mało przekonujące. Podczas kolejnych opowiadań dostajemy wątki,
wydające się być ważnymi, a jednak w ostatecznym rozrachunku, okazującymi się
być tylko ozdobnikami, gdyż ich potencjał nie zostaje w jakikolwiek sposób
ruszony. Na tym poletku można było spodziewać się zdecydowanie więcej.
Całkiem dobrze poradził sobie Rusnak z kreacją głównego
bohatera. Filip Saggo został przedstawiony jako młodzieniec szukający swojej
drogi, ale jednocześnie potrafiący podejmować trudne decyzje i działać ze sporą
determinacją. Jego postać może się podobać, dlatego mam nadzieję, że jeśli
kiedyś będziemy jeszcze mieli okazję śledzić jego perypetie, reszta bohaterów
nie będzie dla niego tylko tłem, jak w znacznej mierze ma to miejsce tym razem.
Wypada też niestety wspomnieć o fatalnej korekcie książki.
Osobiście kibicuję wydawnictwu i mam nadzieję, że będzie się dobrze rozwijać,
jednak bez dwóch zdań muszą przykładać więcej uwagi do pracy edytorskiej. To
druga wydana przez nich powieść i także po raz drugi jest w niej zastraszająco
dużo usterek, jeśli idzie o kwestie techniczne. Najpierw poszatkowało to bardzo
dobrą powieść Sebastiana Uznańskiego, teraz szkodzi dziełu Rusnaka, zakłócając
przyjemność, płynącą z lektury. Pozostaje mieć nadzieję, że sytuacja w końcu
ulegnie poprawie, bo w profesjonalnym wydawnictwie jest ona po prostu
niedopuszczalna.
Mimo paru wad, nie mogę powiedzieć, żebym żałował czasu,
poświęconego na lekturę „Czasu Ognia, Czasu Krwi”. Owszem, niedoróbki są obecne
na paru płaszczyznach, ale jednocześnie można odczuć, że ten świat ma całkiem
spory potencjał. Poza tym warsztatowa sprawność autora często potrafi przykryć
fabularne niedostatki. Książkę czyta się po prostu z przyjemnością, a w dodatku
w bardzo szybkim tempie, co sprawia, że w toku akcji często przymykamy oko na
napotykane wady. Całość okazała się na tyle interesująca, że z niekłamanym zainteresowaniem
będę śledził dalszą karierę autora. Bo potencjał bez dwóch zdań ma.
6/10
Autor: Marcin Rusnak
Tytuł: Czas ognia, Czas krwi
Wydawca: Dom Snów
Data wydania: 25 stycznia 2013
Liczba stron: 368
ISBN: 978-83-63777-01-2
Ciekawa książka :-)
OdpowiedzUsuń