wtorek, 26 lutego 2013

Wojny poglądowe



Ostatnio przez media przetoczyła się fala potępienia dla ludzi, którzy przerwali wykład Magdaleny Środy na Uniwersytecie Warszawskim. Przypomnijmy kontekst: wykład odbywał się parę dni po odwołanej debacie na temat idei narodowych i nowego ruchu społecznego. Oba wydarzenia miały się odbyć na tej samej uczelni. I jakkolwiek można zrozumieć intencje przeciwników wystąpienia Środy, tak forma protestu nie należała do najbardziej fortunnych. Można więc usprawiedliwić krytykę, jaka spłynęła na prowodyrów tego incydentu. Głos zabrał nawet sam premier Rzeczypospolitej, znany gdzieniegdzie jako Słońce Peru, Donald Tusk. Też zrozumiałe. Jednak parę dni później, gdy na drzwiach wykładowców Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, po raz kolejny pojawiły się obraźliwe wpisy w ramach akcji „homoterapia”, nie tylko nie było podobnej nagonki, ale co więcej, prawie nikt tej skandalicznej prowokacji nie odnotował! Przypadek?

Smutna rzeczywistość, w której wybryki zwolenników jednej strony traktowane są z przymrużeniem oka, a manifestacje drugich piętnowane jako skandaliczne, nielegalne i zagrażające demokracji, stały się niestety znakiem naszych czasów. „Niepraworządna” ideologia (w rozumieniu: przeciwna partii rządzącej i postępowym postawom) przedstawiana jest wręcz jako sabotaż starań o lepsze jutro. To, że taka taktyka odnosi zamierzone rezultaty nie jest przypadkiem. Aparat władzy ma za sobą znaczącą siłę medialną. By przedstawić wydarzenia w odpowiednim świetle nie trzeba wiele. Z pomocą przyjdą chociażby zaprzyjaźnione tytuły prasowe. Tu parę przemilczeń, tam nagłośnienie innej sprawy, podkreślone krzykliwą okładką czy nagłówkiem. I voila! Już większość myśli tak, jak tego oczekujemy.

Warto jednak przedstawiać wydarzenia takimi, jakimi w istocie są. Bez przemilczeń. Bo sprawa obraźliwych karteczek, naklejanych na drzwi gabinetów poznańskich wykładowców, jest tym bardziej oburzająca, że cała akcja odbywa się pod płaszczykiem fałszywie pojmowanej tolerancji. Oto bowiem źli wykładowcy mieli czelność bronić prof. Pawłowicz i wyrazić własne zdanie na temat homoseksualizmu. Doprawdy, ciężko o większą zbrodnię. Odkładając jednak na bok ironię, naprawdę trudno tę sytuację zrozumieć. Bojownicy tolerancji wyzywają innych, bo ci mają swoje własne przemyślenia? A gdzie tolerancja dla ich odmienności? W tak ordynarny sposób na pewno nie da się przekonać nikogo do swoich poglądów. A może znaczącym jest tutaj fakt, że postawa profesorów idzie w sprzeczności z popularnym ostatnio promowaniem związków jednopłciowych jako całkowicie naturalnych? Znamiennym jest fakt, że w tym przypadku nie było żadnej medialnej nagonki. Nie oburzał się premier, nie grzmieli publicyści „Wyborczej” czy „Newsweeka”. Wydarzenie przeszło praktycznie bez echa.

Jakkolwiek by na to nie patrzeć, przykre jest, że areną takich incydentów są uniwersytety. Miejsca, które mają kształcić przyszłą elitę intelektualną naszego kraju, stają się centrum ideologicznych przepychanek. Brońcie bogowie, nie zamierzam postulować zakazywania dyskusji na ważne dla poszczególnych grup tematy, jednak niech to wszystko odbywa się z poszanowaniem poglądów każdej ze stron. Bez odwoływania wykładów, gdy ich tematyka jest nie po myśli decydentów. Bez szkalowania kogokolwiek za własne opinie. To nie prowadzi do niczego poza coraz większymi podziałami społeczeństwa. Efektem tego poczucia niesprawiedliwości są właśnie takie akcje jak incydent na wykładzie Magdaleny Środy. A tak łatwo można podobnych sytuacji uniknąć. Wystarczy odrobina dobrej woli i obiektywizmu, o co niestety w dzisiejszych czasach ciężko się doprosić.

(Artykuł powstał we współpracy z serwisem Po Przecinku i na nim był pierwotnie publikowany - KLIK )

7 komentarzy:

  1. ...wykład odbywał się parę dni po odwołanej debacie na temat idei narodowych i nowego ruchu społecznego. Oba wydarzenia miały się odbyć na tej samej uczelni.
    Może się po prostu spóźnili:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spóźnili sie na swój, weszli, a tam Środa? Rozczarowanie w takim wypadku byłoby zrozumiałe. ;)

      Usuń
  2. Nie wiem, kim trzeba być, żeby gdziekolwiek zostawiać karteczki z takimi tekstami... Jak na nie patrzę to myślę sobie, że czasem aż strach w tym kraju wyjść na ulicę, bo skoro niektórzy domagają się gazowania homoseksualistów to skąd mam wiedzieć, czy nie wpadną na pomysł, aby pewnego pięknego dnia nie zagazować blondynek:)
    Co do pani Pawłowicz to myślę, że nie chodzi o jej poglądy tylko sposób w jaki je artykułuje. Już abstrahując od tego, że jako profesor powinna potrafić wypowiedzieć się w kulturalny sposób to ja po prostu nie toleruję poglądów typu "tylko ja mam rację". Dlatego, dopóki ta pani nie zmieni swojego nastawienia do społeczeństwa na bardziej merytoryczne i przede wszystkim kulturalne to nie będę mieć do niej ani krztyny szacunku. Kto jak kto, ale politycy powinni dawać młodym przykład, a jak na razie uczą ich tylko chamstwa i nieposzanowania cudzych poglądów oraz orientacji seksualnych i religijnych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, masz dużo racji. Problem leży jednak w tym, że nie umieją rozmawiać obie strony. Profesor Pawłowicz owszem, mogłaby ubierać swoje myśli w nieco inna formę, myślę jednak, że jej retoryka raczej się nie zmieni, gdy druga strona bezustannie próbuje nachalnie jako normalne wypromować coś, co w naturze człowieka nijak nie leży. A głosy przeciwne są traktowane jako "faszystowskie", zamknięte, nacjonalistyczne itd. Jednak żadnej zmiany się nie spodziewam. W Polsce debata na tematy światopoglądowe jest niemożliwa bez wspierania się nożami. Nad czym osobiście ubolewam.

      Usuń
  3. „…Pawłowicz owszem, mogłaby ubierać swoje myśli w nieco inna formę, myślę jednak, że jej retoryka raczej się nie zmieni, gdy druga strona bezustannie próbuje nachalnie jako normalne wypromować coś, co w naturze człowieka nijak nie leży”.

    Promować homoseksualizm? Kup jeden, drugi w gratisie? :D Zawsze przypomina mi się przy podobnych sformułowaniach ten obrazek: http://i.imgur.com/BB0gZ.gif
    Twierdziłabym raczej, że promować można akceptację bądź sprzeciw dla czegoś, ale te dwa homoseksualizmy na billboardzie wyglądają tak pociesznie, że w zasadzie i one mogą być.

    Drugi aspekt przywołanego zdania: homoseksualizm nijak nie leży w naturze człowieka. Przyznam, że brzmi niby prawda objawiona. Że też mnie ona ominęła i w mojej naturze homoseksualizm jednak leży i jest dla mnie zupełnie naturalny, aż się boję, że nie mam prawa utożsamiać się po takim odkryciu z człowiekiem. :D

    Skończę komentarz tym humorystycznym akcentem, tj. nie będę odwoływać się do niczego poza tym jednym zdaniem, które mnie rozbawiło. (Gdybym zwróciła uwagę na inne kwestie, musiałabym np. przywołać to, jak eufemistycznie piszesz o mowie nienawiści Pawłowicz i jednocześnie, jak oburzasz się na karteczki – pewnie nazwałabym zachowanie hipokryzją, wziąwszy pod uwagę, że zwracasz uwagę na stronniczość mediów, a sam robisz to samo. Ach, i pewnie też zacytowałabym te zdania jako schopenhauerowskie odwrócenie kierunku argumentu: „Bojownicy tolerancji wyzywają innych, bo ci mają swoje własne przemyślenia? A gdzie tolerancja dla ich odmienności? – ale to chyba jasne jest, że w jednym wypadku nie ma tolerancji: dla nietolerancji. Czy nie jasne? W sumie może i nie. Całe szczęście powzięłam decyzję i rozpisywać się na te tematy nie będę). Powiem więc tylko, że jako optymistka głęboko wierzę w to, że Polacy zaprzestaną w końcu kołtuństwa i że pozwolą tym, którzy nikogo nie krzywdzą: 1) żyć, 2) być szczęśliwym, 3) mieć zagwarantowane podstawowe dla związku prawa. Wszak jak na razie wszystko zmierza w dobrym kierunku. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Viginti, ciężko polemizować z tak postawioną sprawą. Nie deprecjonuję Twojej orientacji, nie zmienia to jednak faktu, że w mojej opinii wciąż nie jest ona zgodna z naturą człowieka. I nie ma tu nic obraźliwego. Homoseksualizm w naturze obecny był wszak zawsze, co jednak nie znaczy, że jest w swojej istocie naturalny. To po prostu fakt, bez wartościowania kogokolwiek. Jestem ostatnim, który odbierałby komukolwiek szczęście osobiste.

      Co do humorystycznego akcentu, zakończę podobnym, tj. muszę się zgodzić, że póki co wszystko idzie w dobrym kierunku - oba projekty ustaw zostały odrzucone. ;)
      No i nikt nikomu przecież nie odbiera praw, o których piszesz w punktach 1), 2) i 3). Zwłaszcza pierwszy zabrzmiał wyjątkowo dramatycznie. Co najmniej jakby latały heteroseksualne bojówki po miastach i zabijały niepraworządne osoby, ośmielające się mieć odmienną orientację od jedynej słusznej. ;)

      Usuń
    2. Coś, co było prawdopodobnie od zawsze i w każdej kulturze, poczynając od egipskiej, rzymskiej, hebrajskiej, indyjskiej, a na kulturze Indian (moje ulubione berdache) skończywszy, coś, co raczej się w populacji nie zmniejsza (raczej, bo brak danych), nie leży w naturze człowieka. To w takim razie jasny kolor włosów też nie może leżeć – wszak blondynów jest stosunkowo mało i przewiduje się, że kiedyś wyginą.

      „…nie znaczy, że jest w swojej istocie naturalny” – przyznam Ci, że nigdy nie rozumiałam wysuwania takich argumentów (a widziałam je kilka razy). To może przynajmniej Ty mi wytłumaczysz. Co to zdanie ma znaczyć? To, że jeździsz jakimś pojazdem nie jest naturalne, albo że nosisz okulary. Patrząc tak racjonalnie na to sformułowanie. W tym zestawieniu pociąg psychoseksualny przynajmniej ma się w sobie od początku i go nie wybiera. Plus nie jest ułomnością w sensie, że nie możesz spłodzić potomstwa, bo możesz, bardzo naturalnie nawet. Niestety jesteśmy zanurzeni w kulturze i to, co w jednej uznaje się za normę/naturalność (np. starożytna Grecja), w innej nimi nie będzie. Nie wzniesiesz się na wyżyny obiektywizmu i nie spojrzysz na wszystko ze stanowiska nieulepionego ze swojej kultury, bo to jest niewykonalne, od początku socjalizacji chłoniemy normy kulturowe. Dlatego wg mnie Twoje powołanie się na „fakt” jest absolutnie nietrafione, tym bardziej, że naturalność/nienaturalność nie są obiektywnie mierzalne, w takich przypadkach zawsze będą w grę wchodzić osobiste przekonania jednostki z kulturową podbudową.

      „…muszę się zgodzić, że póki co wszystko idzie w dobrym kierunku - oba projekty ustaw zostały odrzucone”. No wiesz, m.in. dzięki studiom nauczyłam się patrzeć trochę dalej i szerzej, niż na ostatnie głosowanie w sejmie. Muszę zresztą na trendy różnej wielkości patrzeć, takie to studia sobie wybrałam.

      „No i nikt nikomu przecież nie odbiera praw, o których piszesz w punktach…”
      Czyżby? A „pedały do gazu”, „powinni cię zajebać” i inne kwiatki? Być może nie czytujesz stron, na których podaje się przypadki pobić gejów i gwałtów na lesbijkach, plus oczywiście nie słyszysz wyzwisk osobiście. Ja słyszę. Jest jeszcze sprawa wysokiego odsetka młodzieży nieheteronormatywnej, która ma myśli samobójcze, bo spotyka się z prześladowaniami ze strony rówieśników. To właśnie kwalifikuję do punktu pierwszego. A zamiast bojówek podałabym przemoc symboliczną, która odnosi o wiele lepszy skutek niż „fizyczne” przejawy zakazów czy nakazów.
      Powyższe dotyczy tylko punktu pierwszego. Szczęścia odmawiają natomiast ci, co nie pozwalają na związki homo. Bo to – jakby nie spojrzeć – jest szczęście, by móc być z ukochaną osobą, nie sądzisz? Tymczasem kler, czasem rodzice, nauczyciele, itp. tego zabraniają.
      Ostatniego wcale jeszcze nie mamy, więc nie wiem, jak uzyskałeś wniosek, że nikt nie odbiera.

      I stało się to, czego chciałam uniknąć, utworzyła się niewiele wnosząca dyskusja dwóch odrębnych stanowisk. Ale może dzięki temu, że się rozpisałam, nie będę już nic dodawać.

      Usuń