piątek, 30 listopada 2012

Antologia "Chodząc Nędznymi Ulicami" - Recenzja



Za „urban fantasy” powszechnie uznaje się taki podgatunek literatury fantasy, który akcję umiejscawia w realiach miejskich. Łączą się w nim cechy paru innych gatunków. W ramach poszczególnych utworów możemy znaleźć wpływy m.in: powieści detektywistycznej, pulpowej czy horroru. W dzisiejszych czasach wielu czytelników chce poznawać historie, które nie tylko są niesamowite, ale mogłyby się rozgrywać tuż obok nich. Poczuć, że coś fantastycznego może czekać tuż za progiem. To w konwencji tego gatunku swoje najsłynniejsze dzieła tworzyli tak znakomici pisarze jak Neil Gaiman czy Jonathan Carroll. Rosnącą popularność urban fantasy postanowili wykorzystać też twórcy tej antologii. George R.R. Martin i Gardner Dozois, pod redakcją których powstał zbiór „Chodząc Nędznymi Ulicami”, oddają nam w ręce kilkanaście opowiadań, które zabiorą nas w podróż przez zatęchłe zaułki i pozwolą dostrzec niesamowitość, ukrytą w codzienności.


Na zbiór składa się 15 opowiadań. Wszystkie spaja pewien wspólny szczegół, a mianowicie w każdym z nich występuje postać prywatnego detektywa. Taka klamra, narzucona autorom, to bardzo interesująca rzecz, ukazuje bowiem różne spojrzenia na to, jak można w twórczy sposób rozwinąć dany motyw. A co znajdziemy w środku antologii? Zarówno nazwiska znane, jak i takie, które dopiero zaczynają wyrabiać swoją markę. Niewątpliwie do tych pierwszych możemy zaliczyć Charlaine Harris. Autorka, której twórczość posłużyła jako inspiracja do powstania serialu „Czysta Krew”, tym razem po raz kolejny prezentuje historię, której głównymi bohaterami są wampiry. Jednak sama fabuła do zbyt wymyślnych nie należy. Ot, zwykłe śledztwo, mające na celu wykrycie, który z gości bawiących na przyjęciu jest mordercą. Konspekt znany od dawien dawna i niestety też, dosyć ograny. W tym konkretnym przypadku nieco broni go nadzwyczajność bohaterów, ale jako całość, otwieracz należy do grona tych nieco słabszych tekstów.

Lekkie rozczarowanie zostaje bardzo szybko zrekompensowane. Dzieje się tak za sprawą błyskotliwego „Krwawiącego Cienia”, autorstwa Joe R. Lansdale’a. Autor brawurowo przedstawił historię młodego bluesmana, który zwabiony obietnicą stania się najlepszym gitarzystą świata, nieświadomie sprowadza na siebie zgubę, w postaci prastarego i okrutnego monstrum. W opowiadaniu przebrzmiewają nawiązania do twórczości Lovecrafta, tworząc tym samym wyraźnie wyczuwalny klimat strachu i zagrożenia. Podczas lektury nie sposób nie odczuć niepokoju, a trzeba przyznać, że twórcom horrorów nie zawsze udaje się osiągnąć taki efekt.

Jak wspomniałem wcześniej, znajdziemy tu różne spojrzenia na jeden wspólny motyw. W interesujący sposób potrafili go rozwinąć także Laurie R. King czy Conn Iggulden. U tej pierwszej śledztwo jest pretekstem do przyjrzenia się sprawie nietolerancji i konsekwencji, do jakich może doprowadzić nienawiść; z kolei Iggulden snuje atmosferyczną opowieść w konwencji ghost story, gdzie śledztwo może dać możliwość pośmiertnego ukarania złego człowieka.

W„Chodząc Nędznymi Ulicami” znajdziemy też jednak parę wypełniaczy, niespecjalnie potrafiących w jakikolwiek sposób poruszyć czytelnika i wypadających z pamięci dosyć szybko po ich przeczytaniu. Przykładem tej nieco „gorszej części” jest chociażby opowiadanie Glena Cooka. „Złodzieje Cienia” sprawiają wrażenie zdecydowanie przedobrzonych. Autor nie dosyć, że stara się szybko prowadzić akcję, to w dodatku zasypuje czytelnika, w krótkim przecież tekście, lawiną różnych ras, imion i nie do końca jasnych powiązań pomiędzy poszczególnymi bohaterami. Efekt jest co najmniej męczący.

Znacząca zaletą antologii jest fakt, że zaprezentowane opowiadania to rzeczy nowe. Nie dostajemy tutaj żadnego odgrzewanego kotleta, możemy obcować z najnowszymi produktami poszczególnych autorów, dzięki czemu nie mamy wrażenia pozostawania w tyle za zachodnimi rynkami fantastycznymi. Na bieżąco możemy też śledzić trendy, jakie panują obecnie wśród najpoczytniejszych pisarzy, tworzących fantastykę. Za taki stan rzeczy wypadałoby pochwalić wydawnictwo Rebis, bowiem wypuszczenie na polski rynek tego konkretnego zbioru rok po powstaniu zawartości to czas bardzo szybki i godny uznania, także biorąc pod uwagę, że tłumaczenie tekstów to przecież nie chwila moment.

Trzeba też przyznać, że godna uznania jest także forma wydania antologii. Twarda oprawa, papierowa obwoluta – to robi wrażenie. Za każdym razem, gdy mam w rękach książkę podaną w takiej formie, to jeszcze przed lekturą mam wrażenie, że skoro wydawcy chciało się w nią tak inwestować, to zawartość nie może być rozczarowująca. Zawsze też taka książka wygląda bardzo godnie na półce, stanowiąc niewątpliwą ozdobę kolekcji.

„Chodząc Nędznymi Ulicami” to w ogólnym rozrachunku antologia dobra, i co najważniejsze, dosyć równa. Żywię przekonanie, że większa część biorących ją do rąk, znajdzie wewnątrz coś ciekawego. Bo mimo tego, że zaprezentowano opowiadania z teoretycznie jednego gatunku, to jednak poszczególne teksty dosyć mocno rozciągają jego granice, sprawiając, że lektura tego zbioru przebiega bezproblemowo i jest w pewien sposób uniwersalna. I to nawet biorąc pod uwagę fakt, że nie uświadczymy tu większych fajerwerków.

6/10

Autorzy: Charlaine Harris, Joe R. Lansdale, Simon R. Green, Steven Saylor, S. M. Stirling, Carrie Vaughn, Conn Iggulden, Laurie R. King, Glen Cook, Melinda M. Snodgrass, M.L.N. Hanover, Lisa Tuttle, Diana Gabaldon, John Maddox Roberts; Patricia Briggs; Bradley Denton
Tytuł: Chodząc Nędznymi Ulicami
Tytuł oryginału: Down These Strange Streets
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: listopad 2012
Liczba stron: 683
ISBN: 978-83-7510-821-7

(Recenzja powstała we współpracy z serwisem http://poprzecinku.pl/, na nim też była pierwotnie publikowana - http://poprzecinku.pl/art/chodzac-nedznymi-ulicami/127 )

5 komentarzy:

  1. Czyli źle nie jest, ale szału nie ma.
    Charlaine Harris w czołówce jakoś mnie odstrasza. Czytałam jeden kryminało-fantasy-cuś spod jej pióra i skutecznie mnie to-to odstraszyło.
    Ciekawa jestem Greena, z tym, że kiedy ostatnio czytałam Nightside facet nabierał rozpędu koło 100 strony, nie wiem, czy krótka forma w jego wydaniu jest czymś, co chcę zobaczyć ^^
    Kilka tekstów brzmi zachęcająco, ale nie dość, bym kupowała cały zbiór ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsze zdanie oddaje idealnie o co chodzi, a wnioski wyciągnięte w ostatnim są, myślę, prawidłowe. ;)
      Jest tak, że po lekturze nie ma się odczucia zmarnowanego czasu, ale przy okazji jest tez tak, że człowiek ma świadomość, że czytał masę lepszych książek.

      A co do Greena, w mojej opinii stany środkowe. Ani wybitnie, ani słabo. Do bezbolesnego przeczytania i zapomnienia.

      Usuń
  2. Nie przepadam za fantasy (i za wszystkimi jego nurtami), więc z pewnością nie jest to antologia dla mnie:/

    OdpowiedzUsuń
  3. Dostałam w prezencie. Przeczytała, ale jak ktoś napisał na wstępie szłu niema" :( niestety

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. True. Szczęśliwie nie jest też jakoś strasznie źle. Jednak trzeba uczciwie przyznać, że to raczej zbiór z gatunku tych, które po lekturze (mimo braku bólu podczas czytania) nie szkoda zapomnieć/sprzedać.

      Usuń