niedziela, 23 września 2012

Edward Lee "Golem" - Recenzja



Jak wspominałem przy okazji recenzji „Ludzi z Bagien”, cieszy, że w końcu polscy wydawcy dostrzegli twórczość Edwarda Lee i postanowili przybliżyć ją rodzimym fanom horroru. „Golem” to już trzecie dzieło autora, które w dosyć krótkim odstępie czasu trafia na półki księgarń, nakładem wydawnictwa Replika. Mam szczerą nadzieję, że ta tendencja się utrzyma, bowiem Lee w każdej kolejnej powieści czy opowiadaniu, udowadnia, że należy do ścisłej czołówki pisarzy tworzących horror. A „Golem” nie stanowi pod tym względem wyjątku.

Książka skupia się na losach Setha i Judy. Mężczyzna, opromieniony sukcesem własnoręcznie zaprojektowanej gry komputerowej, pragnie zażyć nieco spokoju, z dala od zgiełku dużego miasta. Wraz ze swoją dziewczyną, kupuje więc dom w Lowensport, miejscowości bogatej w historię starć pomiędzy żydowskimi osadnikami a miejscową ludnością; by w spokoju móc pracować nad sequelem swojej produkcji. Początkowo wszystko układa się jak należy, para aklimatyzuje się w nowym miejscu, powoli poznając swoich sąsiadów i okolicę, w jakiej przyjdzie im żyć. Jednak krwawa historia Lowensport i mroczna przeszłość Judy, nie dadzą bohaterom spokoju, budząc do życia tajemniczy koszmar, który już kiedyś urządził w mieścinie istny festiwal makabry. Historia może się powtórzyć...

Mniej więcej do połowy książki, fabuła idzie do przodu w dosyć wolnym tempie. Autor opisuje życie na amerykańskiej prowincji. Wraz z bohaterami, czytelnik ma okazję przekonać się, że tempo życia z dala od wielkiego miasta jest zupełnie inne, bardziej spokojne, kładące większy nacisk na znajomość z innymi przedstawicielami lokalnej społeczności. Ta część powieści to na dobrą sprawę historia kryminalno-obyczajowa. Skorumpowani małomiasteczkowi policjanci, życie codzienne bohaterów, budowanie więzi towarzyskich – te wątki w tekście dominują. Jednak po jakimś czasie coraz bardziej widać, że to jednak horror. Delikatne z początku sceny zbrodni, nabierają wyrazistości, a druga połowa „Golema” to już istna „ostra jazda”. Nekrofilia, gwałty, odrywane kończyny, skalpowanie. Wszystkie te rzeczy są w dodatku opisane w sposób bardzo obrazowy, co sprawia, że pod względem gore nie mamy na co narzekać. Uwagę zwraca też fakt, że jest w powieści parę scen, wyjątkowo mocno poruszających pewne struny w duszy, przy których czytelnik może odczuć spory dyskomfort, że jest jedynie obserwatorem wydarzeń i nie może w żaden sposób wpłynąć na ich tok. Pokazuje to, że autor posiadł nie tak znowu często spotykaną umiejętność oddziaływania na uczucia czytelnika.

Niewątpliwą zaletą „Golema” jest galeria bohaterów, zaludniających tę powieść. Co istotne, nie tylko ci pierwszoplanowi, ale także poboczni, potrafią zainteresować swoimi osobowościami. Tacy Seth i Judy np. intrygują swoją tajemniczą przeszłością. Funkcjonariusz policji, Rosh, jest z kolei przykładem bohatera wykorzystującego władzę do czynienia zła. Lee pokazuje nam ponadto bohaterów niejednoznacznych, trudnych do ocenienia. Tutaj nawet ci z pozoru krystaliczni, mogą okazać się kimś innym, niż pierwotnie przypuszczaliśmy.

Przyznam, że po paru początkowych stronach obawiałem się nieco powielenia przez autora pewnego schematu. Oto bowiem znowu, tak jak w przypadku „Ludzi z Bagien”, mamy parę wieśniaków, trudniących się przestępczą działalnością, zawiązaną z narkotykami. Tym razem jednak wątek podążył w nieco inną stronę i nie tylko nie skończył się zbyt szybko, ale też był jednym z najbardziej interesujących w książce. Cieszy, że autor potrafił uniknąć pokusy sprawdzonej kontynuacji i wyszedł obronną ręką, mimo że pewne podobieństwa i tak tu występują.

Podobać się może fakt, że Edward Lee stara się urozmaicać swoje powieści ciekawymi elementami folkloru różnych społeczności. Tym razem, jak zresztą można się z miejsca domyślić, gdy spojrzymy na tytuł, bierze on na warsztat żydowskie legendy, dotyczące tworzonych z gliny golemów. W jego interpretacji, w rękach ludzi kierowanych pokrętną i złą ideologią, mogą się one stać prawdziwym narzędziem zła, siejącym zgrozę i spustoszenie wśród wrogów ich twórców.

W ostatecznym rozrachunku „Golem” to książka bardzo dobra, jednak powinni po nią sięgnąć czytelnicy dojrzali, bowiem spektrum serwowanych przez autora okropności jest naprawdę szerokie. Jeśli jednak nie odrzuca Was za bardzo krwawa konwencja, lektura powinna przynieść sporo satysfakcji, bo poza jatką, jest po prostu niezwykle wciągająca fabularnie i zaostrza apetyt na kolejne książki autora. Miejmy nadzieję, że wkrótce się ich doczekamy, tym bardziej, że wydawca ma z czego wybierać.

8/10

Autor: Edward Lee
Tytuł: Golem
Tytuł oryginału: The Golem
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Wydawca: Replika
Data wydania: 30. 08. 2012
Liczba stron: 316
ISBN: 978-83-7674-194-9

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem http://www.szortal.com/, na nim też była pierwotnie publikowana - http://www.szortal.com/node/1987 )

2 komentarze:

  1. Cieszę się, że Tobie również książka się spodobała:) Niby fabularnie Lee nie poraża niczym odkrywczym - poprzednie jego książki opierają się na podobnej konstrukcji fabularnej - ale pisze w tak szokujący sposób, że w ogóle mi to nie przeszkadza. Zgadzam się też, co do bohaterów - szczególnie podobała mi się postać Judy, ze szczególnym wskazaniem na gwałt i uzależnienie od narkotyków, ale reszta też niczego sobie.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, spodobała się, spodobała. Powiem, że bardziej niż "Ludzie z Bagien". Muszę koniecznie dorwać też "Sukkuba", bo coś mi się wydaje, że również utrafi w moje gusta. :)
      Właśnie o postać Judy i wiadome momenty mi chodziło, gdy pisałem o "scenach poruszających pewne struny". Dał tu czadu pan Lee...

      Usuń